Dziewięć punktów przewagi nad wicemistrzem, awans do 3. ligi zapewniony na trzy kolejki przed końcem – oto najlepsza wizytówka mistrza I Ligi Śląskiej – InterHall, katowickiej Sparty. O minionym sezonie i o wyzwaniach stojących przed „Spartanami” opowiedział nam Tomasz Wróbel – były piłkarz ekstraklasy, a dziś szkoleniowiec katowickiego zespołu.
– Zacznijmy od wątku personalnego: po rozstaniu z Rozwojem Katowice, nie było pana w piłce przez niemal dwa lata. Dlaczego?
– Po tych wszystkich latach spędzonych najpierw na boiskach, potem na trenerskiej ławce, postanowiłem zrobić sobie przerwę; spojrzeć trochę innym okiem na piłkę nożną. To była przerwa z wyboru, nie z przymusu, bo – mówiąc trochę nieskromnie – pojawiały się propozycje powrotu do pracy, były różne rozmowy. Ale – powtórzę – była to moja świadoma decyzja o „oddechu” od futbolu. Jednak mimo bycia trochę z boku, były szkolenia i setki oglądniętych meczów. Bez piłki nożnej nie da się żyć (śmiech). Skupiłem się także na moim prywatnym projekcie.
– Ale w końcu włodarzom Sparty udało się namówić pana do przejęcia opieki nad drużyną. Co pana przekonało?
– Przed podjęciem decyzji na „tak” widziałem trzy mecze Sparty, bo przez ten cały czas „urlopu od piłki” jednak kibicowałem drużynom z naszego regionu; w końcu w wielu z nich mam przyjaciół i znajomych z czasów boiskowych. Widziałem, że projekt jest ambitny. Pierwsza poważna rozmowa z prezesami Sparty trwała ponad trzy godziny. Nie chodziło bynajmniej o względy finansowe; chciałem mieć pewność, że będziemy się rozumieć na różnych płaszczyznach. Mam swój kanon i wizję pracy i chciałem o tym porozmawiać.
– Ów „kanon” okazał się bardzo skuteczny. Przejmował pan zespół na trzecim miejscu w tabeli, ale „na dzień dobry” Sparta – dotąd wielokrotnie „męcząca piłkę” – wygrała dziewięć kolejnych spotkań ligowych!
– No to i tak o jedno za mało w stosunku do tego, co wstępnie na pierwszym spotkaniu z drużyną obiecałem zawodnikom, więc jestem zawiedziony (śmiech). Bardzo doceniając pracę moich poprzedników, ale widziałem pewne mankamenty w grze zawodników, oczywiście tylko i wyłącznie w moim odczuciu i z mojego punktu widzenia. Słowa uznania dla piłkarzy, że błyskawicznie przestawili się na to, czego od nich będziemy ymagać. Pokazałem zawodnikom na bazie wygranego meczu z Polonią Łaziska Górne, jak widzę piłkę, jakich zachowań na danych pozycjach spodziewam się od piłkarzy. Nie ma bowiem w futbolu „czarodziejskiej różdżki”: jest tylko ciężka i systematyczna praca. Piłkarze byli tego świadomi; i z meczu na mecz tych mankamentów, o których mówiłem, było coraz mniej, a coraz więcej rzeczy, za które można było chwalić.
– Jakie jest to piłkarskie credo trenera Tomasza Wróbla? Można je zamknąć w paru zdaniach?
– Chcę, aby moja drużyna grała piłkę ofensywną, widowiskową dla oka. Żeby strzelała dużo bramek. Ale jednocześnie to musi być poparte dobrą grą w defensywie. Bez agresywnego dojścia, bez pressingu trudno o dobry wynik; bo bez tego nawet strzelając trzy-cztery bramki, trudno o wygraną. W przypadku Sparty połączenie tych elementów wyglądało – w moim odczuciu – na tyle dobrze, że w wielu fragmentach sezonu byłem zadowolony. Ale od razu zaznaczę, że przed nami jeszcze dużo pracy do wykonania. Chciałbym na przykład, żeby intensywność gry jeszcze poszła do przodu. Bo w trzeciej lidze – by się w niej utrzymać – trzeba będzie „zaorać” każdy centymetr boiska.
– Pan mówi o utrzymaniu, tymczasem przed kamerami TVP3 Katowice niektórzy z pańskich podopiecznych mówili o walce o czołówkę trzeciej ligi!
– Też słyszałem te zdania, wygłoszone zapewne na fali entuzjazmu po awansie, w których być może górę wzięły emocje. Ja mówię, że każdy punkt w trzeciej lidze będzie trzeba wybiegać i wywalczyć, bo tu nie ma żadnej przypadkowej drużyny. Widzę, jak są budowane te ekipy, jakich mają zawodników… Jeśli z trzeciej ligi spadają takie zespoły, jak Stilon Gorzów Wielkopolski czy Podlesianka, to naprawdę mamy do czynienia ze stawką drużyn na bardzo wysokim poziomie Musimy być gotowi do rywalizacji od pierwszej kolejki; zarówno pod względem taktycznym, jak i motorycznym. Każdy z zawodników będzie musiał wziąć na siebie jeszcze większą odpowiedzialność za wynik, niż do tej pory, tym bardziej że w tym sezonie spadało aż 6 drużyn.
– Wróćmy na chwilę do tego sezonu, który już za nami. Prowadził pan Rozwój Katowice jeszcze w czasie, gdy czwarta liga śląska liczyła 32 zespoły w dwóch grupach. Teraz stawka w I Lidze Śląskiej – InterHall została ograniczona do 20 drużyn. Zauważył pan różnicę poziomów?
– W Rozwoju, opartym na własnych wychowankach, wygrywaliśmy sporo spotkań przede wszystkim na bazie intensywności, dobrego przygotowania motorycznego i taktycznego. Dzięki temu zdarzały się wyniki 10:1 czy 9:0. Teraz już takie rezultaty się nie zdarzają, stawka jest dużo bardziej wyrównana, a ogólny poziom – wyższy.
– Mówiliśmy o serii dziewięciu zwycięstw Sparty z rzędu. Był taki moment, w którym pan poczuł, że „to już”; że nie wypuścicie szansy awansu z ręki?
– Nie. Aż do chwili, w której ten awans stał się faktem, nie czuliśmy się pewniakami. Mogę za to mówić o meczu kluczowym. Takim – moim zdaniem – było spotkanie na wyjeździe z rezerwami Podbeskidzia. Megatrudny mecz z zespołem, do którego „zeszło” bodaj ośmiu piłkarzy z pierwszej drużyny, grającej w drugiej lidze. Była to pierwsza gra w którym prowadziłem drużynę jako pierwszy trener. To wtedy charakterologicznie wykuła się ekipa, co do której byłem pewien, że będzie można na niej zbudować coś więcej.
– Myślałem, że wskaże pan raczej zwycięski mecz z rezerwami Rakowa.
– Owszem, wygrana pozwoliła nam w tamtym momencie bardzo zbliżyć się w tabeli do tego rywala; poczuć, że można go dojść i wyprzedzić. Ale jednak ważniejsza – ze względów, o których mówiłem – była wspomniana gra z Podbeskidziem.
– Napomknął pan słowo o przebudowie Sparty przed kolejnym sezonem. Coś więcej pan powie w tym momencie?
– Jeszcze wciąż pracujemy – bardzo mocno pracujemy! – z prezesami, z ludźmi odpowiedzialnymi za skauting, żeby podjąć mądre decyzje; żeby zebrać ekipę, która w trzeciej lidze powalczy skutecznie o utrzymanie. Przed zespołem teraz nagroda za awans – czyli wyjazd do Barcelony. My natomiast w ciągu tych czterech dni będziemy intensywnie rozmawiać o kształcie personalnym zespołu. I po powrocie przyjdzie czas na oficjalne ogłaszanie efektów tych rozmów.
– Zaraz zaraz: nagrodą za awans jest wyprawa do Barcelony?
– Owszem. Prezesi – z panem Michałem Piotrowskim na czele – zorganizowali drużynie ten wyjazd. To megagest, korzystając z okazji, chciałbym podziękować w imieniu drużyny. Jestem pewien, że dla moich chłopaków to ważna sprawa. Ten awans wymagał od nich wielu wyrzeczeń. Ich rówieśnicy, koledzy, np. po pracy szli do kina albo spędzali czas z rodziną, a oni przyjeżdżali na trening, na analizę meczu itp.
Zdjęcie: Prezes Śl.ZPN Henryk Kula i Prezes Podokręgu Katowice Śl.ZPN wręczają kapitanowi Sparty Katowice puchar z okazji awansu przed meczem z Odrą Wodzisław.
– W trzeciej lidze da się skutecznie funkcjonować na podobnych – półzawodowych – zasadach?
– Czas pokaże. Dużo pracy organizacyjnej przed nami wszystkimi. Wiele także zależy od ruchów, jakie poczynią ludzie zarządzający Spartą. Nie chcemy podzielić losu Podlesianki, której osobiście bardzo kibicowałem, ale niestety po roku gry w trzeciej lidze wraca do I Ligi Śląskiej – InterHall.
– No to – czekając na wieści transferowe ze Sparty – zapytam jeszcze o pańskie prognozy na przyszły sezon w tej lidze, którą właśnie opuszczacie. Będzie to wróżenie z fusów, ale kto – pana zdaniem – w kolejnych rozgrywkach będzie nadawał ton I Lidze Śląskiej – InterHall?
– Już w minionym sezonie niemal do samego końca o baraże biła się Drama Zbrosławice, która stworzyła bardzo mocną ekipę. Mocny będzie Ruch Radzionków. Nie można pominąć Rakowa; co prawda baraże mu nie wyszły, ale ma mocną ekipę młodzieży. Nie można też zapomnieć o Podlesiance; tam też co prawda odbywa się przebudowa, ale z ambitnych planów nikt w klubie zapewne nie zrezygnuje. Osobiście także będę trzymał kciuki za Rozwój.
Tekst: Dariusz Leśnikowski / Fot. Sparta Katowice