Godzina 19.19 – moment rozpoczęcia meczu Ruchu Radzionków z Szombierkami Bytom, upamiętniać miał rok rozpoczęcia działalności obu tych klubów. Jupitery, oprawa godna przypadających trzy dni wcześniej 106. urodzin „Cidrów”, do tego wyprzedane do ostatniego miejsca trybuny, no i obecność głośnej grupy kibiców gości – późnowieczorne niedzielne widowisko przy Knosały było świetną reklamą I Ligi Śląskiej – InterHall. Nie wyłoniło jednak zwycięzcy, z czego najbardziej ucieszono się… w Łaziskach Górnych.
– Remis jest zasłużony. Szombierki to najlepsza drużyna spośród tych, które ostatnio gościły w Radzionkowie – trener Ruchu, Marcin Trzcionka, jeszcze długo po końcowym gwizdku nie mógł ochłonąć z meczowych emocji. Bo też było w tym spotkaniu wszystko, co kochają kibice: zwroty akcji, interwencje bramkarzy, zmarnowane „setki”. No i cztery gole, przyprawiające o euforię raz jedną, raz drugą grupę „ultrasów” obu ekip. Nic dziwnego, że głośno bił brawo m.in. Rafał Górak, trener GKS-u Katowice, wciąż z sentymentem wspominający swe szkoleniowe początki właśnie w Radzionkowie.
Wynik otworzył celnym strzałem głową stoper gospodarzy, Tomasz Harmata. Kilka minut później jednak, po zagraniu ręką drugiego z radzionkowskich środkowych obrońców, Rafała Otwinowskiego, goście dostali okazję na wyrównanie. Michał Chrabąszcz ustawił piłkę na 11. metrze i… przegrał pojedynek z Dawidem Stambułą między słupkami bramki gospodarzy! Nie zniechęciło to jednak graczy beniaminka do szukania wyrównania. Swego dopięli tuż przed przerwą, a Chrabąszcz zrehabilitował się za zmarnowaną „jedenastkę”.
Bramka Patryka Mularczyka kilka minut po zmianie stron tylko podniosła – i tak gorącą – atmosferę derbów. Wyrównał Szymon Siwy, wykorzystując rzut karny za faul na Kacprze Smoleniu. A potem autor gola miał „setkę”, ale Alex Żółtak wygrał z nim potyczkę „jeden na jeden”, nieskuteczna okazała się też dobitka Daniela Bolackiego. Za zmarnowanie tej okazji „Cidry” mogły zostać ukarane w doliczonym czasie, ale tym razem to jeden z graczy gości – mimo stuprocentowej sytuacji – nie wcelował w bramkę.
Wisienką na torcie znakomitego widowiska w Radzionkowie były cztery gole.
Orzeł ściągnięty na ziemię, Polonia liderem!
Przystawką do niedzielnego „dania głównego” w Radzionkowie było sobotnie spotkanie w Łaziskach Górnych. Mająca do tej pory komplet punktów Polonia podejmowała „drapieżnego” beniaminka z Łękawicy. Piłkarze Orła – przypomnijmy – w zeszłym sezonie w II Lidze Śląskiej nie ponieśli porażki, a obecny rozpoczęli od wygranej i remisu. Mieli więc serię 34 gier o punkty bez przegranej, po raz ostatni jej gorycz przeżywali 25 maja 2024. Każda seria jednak kiedyś się kończy… – Kiedyś to musiało nastąpić. I tak chwała zespołowi za wyśmienitą serię, której nikt nam nie zabierze – trener gości, Krzysztof Wądrzyk, w rozmowie z portalem „sportowebeskidy.pl” raz jeszcze podkreślał wyjątkowość dokonań podopiecznych. Tego dnia byli jednak po prostu słabsi od „polonistów”. – Zwłaszcza w pierwszej połowie, o której można powiedzieć, że na nią nie dojechaliśmy. Przeciwnik był dynamiczniejszy, szybciej operował piłką, a nasze indywidualne szarpnięcia nie wystarczały – analizował na łamach tegoż serwisu szkoleniowiec Orła. Gospodarze zdobyli w tym okresie tylko jednego gola; a mogli więcej, bo zawodnikom z Żywiecczyzny przydarzały się proste błędy, również w defensywie. Ich ambitna pogoń za rywalem w drugiej połowie (Wądrzyk: – Była masa dośrodkowań w pole karne przeciwnika) nie przyniosła oczekiwanego efektu, za to miejscowi nadziali się na kontrę, zakończoną debiutanckim na tym szczeblu rozgrywek golem Stanisława Obermajera. Z punktu widzenia gospodarzy warto podkreślić, że przy obu ich trafieniach asystował Mateusz Wojtek. To było trzecie zwycięstwo Polonii, które – wobec wspomnianego wyżej remisu w Radzionkowie i trochę niespodziewanej porażki ROW-u 1964 Rybnik w Gliwicach – pozwala podopiecznym Piotra Mrozka patrzeć z góry na całą stawkę I Ligi Śląskiej InterHall!
Tak gra Polonia – nowy lider I Ligi Śląskiej InterHall!
Król się przebudził
Ciekawe rzeczy działy się i na przeciwległym biegunie tabeli. W Turzy Śląskiej zarówno gospodarze, jak i goście na mecz wychodzili z zerowym dorobkiem punktowym. Nic dziwnego, że kibice tarnogórskich „dzieciaków” trenera Tomasza Gorczyka po cichu liczyli na nawiązanie walki ze spadkowiczem z Betclic 3. Ligi. Zebrali jednak kolejną – nader gorzką – lekcję od doświadczonego rywala. Na długo zapamięta ją Mateusz Szastok, młody bramkarz Gwarka. Puścił co prawda tylko dwie z siedmiu straconych przez swój zespół bramek, ale jedna z nich – tę pierwsza – mocno obciąża jego konto. A „frycowe” zapłacił w 30. minucie, kiedy najpierw niefortunnie interweniował głową poza polem karnym, a potem jeszcze „sprowadził do parteru” jednego z przeciwników. Kara mogła być tylko jedna: czerwona kartka. Z rzutu wolnego podyktowanego za ten faul gospodarze – za sprawą ekstraklasowego uderzenia Mateusza Słodowego – zdobyli trzeciego gola. Osłabieni goście przyjmowali kolejne ciosy, choć przyznać trzeba, że to oni właśnie – za sprawą indywidualnej akcji Marka Szuberta – strzelili najładniejszą bramkę spotkania. Warto odnotować, że pierwsze trafienie w tym sezonie zanotował Marcin Oślizlok, król strzelców poprzednich rozgrywek I Ligi Śląskiej – InterHall. Szukał go usilnie przez całe 90 minut, i wreszcie dopiął swego w czwartej minucie doliczonego czasu gry.
Osiem goli zdobytych w Turzy Śląskiej w dziesięciominutowym skrócie.
Jeden „Krako” to za mało
W każdej z dotychczasowych kolejek do siatki rywali trafiał za to Łukasz Krakowczyk. Ma więc na koncie już trzy gole i… zero satysfakcji zespołowej z tego tytułu. Po raz trzeci bowiem jego bramka posłużyła Decorowi Bełk jedynie na otarcie łez. Podopieczni Łukasza Bilińskiego w pierwszych 30 minutach spotkania z Dramą dwukrotnie nie zdołali zatrzymać duetu Grzegorz Ochwat – Filip Kotalczyk. Ten pierwszy podawał, ten drugi strzelał – i to wystarczyło, by drużyna Dariusza Dwojaka odniosła pierwsze w tym sezonie zwycięstwo. Co prawda krótko po przerwie wspomniany „Krako” zdobył gola kontaktowego, a na dodatek za chwilę goście zostali w dziesiątkę, po drugiej żółtej kartce dla Roberta Boryczki, ale kwadrans później – po wyrzuceniu z boiska Aleksandra Barteczki – siły na murawie się wyrównały. I gospodarze nie byli w stanie zadać ciosu na wagę pierwszego punktu w rozgrywkach.
Fot. Drama Zbrosławice / OSA Kadry Dramowe Dwa gole Filipa Kotalczyka przyniosły Dramie pierwsze w tym sezonie ligowym zwycięstwo.
Skuteczna pogoń „młodszej brygady”
Pierwszy punkcik zgarnęli za to piłkarze Przemszy Siewierz. I… rozzłościli tym swego szkoleniowca. – Owszem, chłopcy zostawili na murawie mnóstwo zdrowia. W pierwszej połowie pokazali dobrą piłkę; taką właśnie Przemszę chcemy oglądać – mówił po końcowym gwizdku Dawid Jarka w rozmowie z klubowymi mediami. Jest jednak i „ale” w jego słowach. – Mam też trochę żalu. Powiedzieliśmy sobie w przerwie (Przemsza prowadziła 2:0 – dop. aut.), że rywal na nas ruszy; że musimy zrobić to mądrze, starając się utrzymać piłkę na połowie przeciwnika. I nie zrobiliśmy tego. A na dodatek straciliśmy głupio bramkę; może nie trzeba było tam tej nogi wkładać? – zastanawiał się Jarka nad sytuacją z 62 minuty, skutkującą rzutem karnym. Wykorzystał go Igor Rogowski i tak się golem kontaktowym nakręcił, że 120 sekund później było już 2:2! – Cóż, mogliśmy już do przerwy zamknąć ten mecz, a zdobyliśmy tylko punkt… – wzdychał opiekun siewierzan. – Mam jednak nadzieję, że dzięki temu punkcikowi chłopcy uwierzą wreszcie w siebie.
– Przegrywaliśmy 0:2, na ciężkim terenie, było bardzo ciepło, ale nie poddaliśmy się i daliśmy radę. Na drugą połowę wyszliśmy z powerem i mogliśmy jeszcze nawet wygrać, bo były na to okazje – radował się Tomasz Wroza, piłkarz Rozwoju.
– Chylę czoła przed drużyną, bo żadna rzecz na boisku nie wydarzyłaby się bez umiejętności, charakteru i determinacji chłopaków – podkreślał trener Rozwoju, Rafał Bosowski. – Ostatnio dokonaliśmy w Siewierzu dużej rzeczy, odwracając mecz z 0:3 do przerwy na 5:3 w końcowym rozrachunku. Ale osobiście bardziej doceniam ten remis, punkt i to, co tym razem zrobiła ta „nowa- stara, młodsza brygada.
Fot. KS Rozwój Katowice Igor Rogowski (z prawej) w 120 sekund zapewnił gościom punkt w Siewierzu.
Ach, te końcówki… Smutek w Landeku, radość w Ustroniu
Po dwóch porażkach, pierwszy punkt zdobyli też piłkarze Victorii Częstochowa, ratując remis w końcówce meczu w Landeku. Gospodarze wyszli na prowadzenie za sprawą skutecznie wyegzekwowanego przez Bartłomieja Ślosarczyka rzutu karnego (wcześniej faulowany był Maksymilian Biskup). Nie zdołali jednak dowieźć prowadzenia do ostatniego gwizdka. – Niedosyt jest spory. Zagraliśmy dobre zawody, zawodnicy dali pokaz niezłej piłki. Szkoda tej straconej w samej końcówce bramki – powiedział serwisowi „sportowebeskidy.pl” trener Spójni, Patryk Pindel.
Dużo lepsze nastroje panują „po sąsiedzku”, czyli w Ustroniu. Piłkarze Kuźni – choć przyszło im odrabiać straty – zdołali zgarnąć pełną pulę kosztem beniaminka z Kłobucka. – Już przed przerwą mieliśmy sporo okazji bramkowych, ale nie udało się żadnej z nich zamienić na gola. Bramka zdobyta przez Znicz podziała jednak na nas mobilizująco – komentował boiskowe wydarzenia trener gospodarzy, Karol Sieński, w rozmowie ze „sportowebeskidy.pl”. Na wspomniane trafienie Jakuba Matyi natychmiast odpowiedział Mykoła Bui (piłka w drodze do siatki otarła się jeszcze o Samuela Addo), a ambitna pogoń drużyny spod Równicy zakończyła się powodzeniem w 88. minucie. Rzut karny za zagranie piłki ręką przez jednego z piłkarzy gości wykorzystał Kamil Szlufarski.
Fot. Victoria Częstochowa / K. Skwarczyński Gorąco bywało pod bramką Victorii. Starczyło to jednak tylko na jedną bramkę dla Spójni, i na… jeden punkt dla każdej ze stron.
Szesnastolatek „zamurował” bramkę
Gorąco do ostatniego gwizdka było też w Katowicach – i nie chodzi wcale o 30-stopniowy upał, towarzyszący zmaganiom spadkowicza z Betclic 3. Ligi z niedoszłym uczestnikiem zmagań na tym szczeblu rozgrywek. Częstochowska młodzież rzuciła wyzwanie renomowanemu rywalowi. Gospodarze wielokrotnie testowali 16-latka między słupkami bramki Rakowa II, Dominika Czeremskiego – tegorocznego wicemistrza Polski juniorów młodszych, ten jednak „trzymał przy życiu” swój zespół. A w 82. minucie niespełna 17-letni Jan Mordaka (też medalista MP) wykorzystał jedną z nielicznych kontr i dał prowadzenie gościom. Wydawało się, że częstochowianie niespodziewanie pojadą do domu z pełną pulą. Chwilę potem jednak drugą żółtą kartką ukarany został Antoni Kociniewski, a rutynowani katowiczanie grę w przewadze wykorzystali. W doliczonym czasie gry Mateusz Wacławski – wykorzystując precyzyjne dogranie Łukasza Grzeszczyka – „na raty” pokonał nastolatka spod Jasnej Góry.
Już byli w ogródku – piłkarze Rakowa oczywiście. Ale w doliczonym czasie stracili w Katowicach gola i dwa punkty.
Tekst: Dariusz Leśnikowski
3. kolejka I Ligi Śląskiej – InterHall
PRZEMSZA SIEWIERZ – ROZWÓJ KATOWICE 2:2 (2:0)
Bramki: Bębenek (23, 37) – Rogowski (62. karny, 64)
DECOR BEŁK – DRAMA ZBROSŁAWICE 1:2 (0:2)
Bramki: Krakowczyk (58) – Kotalczyk (3, 27)
UNIA TURZA ŚLĄSKA – GWAREK TARNOWSKIE GÓRY 7:1 (4:0)
Bramki: Wramba (11), Pankowski (15, 38, 82), Słodowy (34), Kalisz (67), Oślizlok (90+4) – Szubert (60)
POLONIA ŁAZISKA GÓRNE – ORZEŁ ŁĘKAWICA 2:0 (1:0)
Bramki: Pipia (26), Obermajer (67)
PODLESIANKA KATOWICE – RAKÓW II CZĘSTOCHOWA 1:1 (0:0)
Bramki: Wacławski (90+1) – Mordaka (82)
KUŹNIA USTROŃ – ZNICZ KŁOBUCK 2:1 (0:0)
Bramki: Bui (62), Szlufarski (88. karny) – Matyja (60)
SPÓJNIA LANDEK – VICTORIA CZĘSTOCHOWA 1:1 (0:0)
Bramki: Ślosarczyk (62. karny) – Krupa (87)
PIAST II GLIWICE – ROW 1964 RYBNIK 2:1 (1:1)
Bramki: Kaduk (44), Nakajima (66) – Kuczera (13. karny)
RUCH RADZIONKÓW – SZOMBIERKI BYTOM 2:2 (1:1)
Bramki: Harmata (12), Siwy (65. karny) – Chrabąszcz (44), Mularczyk (52)
Tabele i wyniki rozgrywek znajdziecie TUTAJ
Sponsorem tytularnym rozgrywek jest Firma InterHall.