24 sierpnia 2024 roku piłkarze „Cidrów” przegrali ostatnie ligowe spotkanie na stadionie przy ul. Knosały. Potem zagrali tu 20 spotkań o punkty i ani razu nie zeszli z boiska pokonani. Do minionej soboty…
– Szczerze? Nie zajmowaliśmy się tym, dopiero klubowa telewizja mi o tej serii Ruchu przypomniała – Piotr Mrozek, trener zwycięskiej Polonii Łaziska Górne, przed pierwszym gwizdkiem nie musiał motywować swych podopiecznych opowieściami o rywalu. Odwoływał się za to do sportowej złości, kipiącej wręcz w jego zespole po siedmiu kolejnych potyczkach bez zwycięstwa. – Znam ten zespół. Wiem, że ci chłopcy mają potencjał, by wygrywać w tej lidze. Poprzednie mecze też to pokazywały, brakowało nam tylko pewnej konsekwencji w grze; stąd straty punktów. Dziś życie nam to oddało i to pomimo tego, że sędziowie przeszkadzali w grze – szkoleniowiec polonistów odwoływał się do emocji, które wzbudzały niektóre „gwizdki” na obu ławkach rezerwowych. On sam na tejże meczu nie dokończył, dwukrotnie napomniany żółtą kartką.
Nos trenerski
Ruch szybko objął prowadzenie. – Fajnie zaczęliśmy ten mecz. Strzeliłem ładnego gola. Myślałem, że po nim pójdziemy za ciosem i strzelimy kolejne i zakończymy spotkanie zwycięsko – mówił po końcowym gwizdku Szymon Siwy, autor bramki dla miejscowych. Nie dała mu ona jednak niemal żadnej satysfakcji. – Bo po bramce stanęliśmy, dając sobie strzelić dwa gole po stałych fragmentach gry… Już wcześniej bywało po nich groźnie. A przy 1:2 biliśmy głową w mur. W tamtym sezonie potrafiliśmy takie mecze „przeciskać”, wygrywać. W obecnym mamy problem. I nie wiem, co jest przyczyną – wzdychał.
Wspomniany już trener Mrozek wykazał się nie lada „nosem”. Wspomniane trafienia dla jego zespołu, zachowując najwięcej zimnej krwi w zamieszaniach w polu karnym, zdobywali przecież rezerwowi. – Parę dni temu jeden z nich, Piotrek Myszor, był bardzo obrażony na mnie ze względu na to, że nie grał; długo na ten temat rozmawialiśmy – zdradzał nam opiekun Polonii. – Ci chłopcy muszą pokazywać jakość na boisku, a nie żyć historią. Tym razem dowodnił, że ma umiejętności, tylko musi być skoncentrowany na pracy – dodawał.
Polonia wygrała i zachowała lokatę w środku tabeli. Ruchowi zaś – przynajmniej pod względem miejsca – coraz bliżej do jej niebezpiecznych stref…
Tak padła „twierdza Radzionków”
„Chmielowy” sygnał do ataku
W nieodległych Tarnowskich Górach też – nomen omen – górą byli goście. Choć łękawiczanie są beniaminkiem I Ligi Śląskiej – InterHall, jawili się jako zdecydowany faworyt starcia z młodą ekipą Gwarka. Ta rola najwyraźniej nie wpłynęła na nich mobilizująco. – Wyszliśmy ospali, wydawało się nam, że się samo wygra – mówił po końcowym gwizdku doświadczony lider zespołu gości, Damian Chmiel. Miejscowi parokrotnie „zamieszali” nieco pod bramką Orła, i dopiero wówczas podopieczni Krzysztofa Wądrzyka zrozumieli, że to nie przelewki. Sygnał do ataku dał cytowany wyżej eksnapastnik Podbeskidzia: wykorzystał prostopadłe podanie, bramkarza gospodarzy minął poza „szesnastką” i skierował piłkę do pustej bramki. – Damian zrobił różnicę, strzelając bramkę i dokładając dwie asysty – komplementował 38-latka trener Orła. Wspomniane dwa kolejne gole padły dopiero po zmianie stron, pieczętując trzy punkty gości.
– Za ładną grę nikt punktów nie przyznaje… – wzdychał Jakub Hajda. – Zrealizowaliśmy wiele założeń, zabrakło nam doświadczenia i tężyzny fizycznej, jaką miał przeciwnik – dodawał, a wtórował mu trener Robert Romaniuk. – Doświadczenie, ogranie, stałe fragmenty i przewaga fizyczna zdecydowały o końcowym wyniku, niekorzystnym dla nas. Ale przebieg meczu nie wskazywał na różnicę, jaka dzieli oba zespoły w tabeli– zaznaczał szkoleniowiec Gwarka. Może nieco na wyrost, bo Orzeł wygrana przyjezdnych mogła być dużo wyższa: jeszcze przed przerwą goście mogli podwyższyć prowadzenie, bo w słupek trafiali Marcin Wróbel i Mateusz Widuch. Tarnogórzanom – miast punktów – na otarcie łez pozostały sympatyczne (acz nieco kurtuazyjne) słowa Damiana Chmiela: – Musieliśmy się napocić, żeby zdobyć trzy punkty…
Orzeł Łękawica z siódmym z rzędu meczem ligowym bez porażki: jest się z czego cieszyć!
Wobec porażek Ruchu i Gwarka, zadanie „ratowania honoru” powiatu tarnogórskiego spadło na zawodników ze Zbrosławic. Nie było proste; na boisku w Kłobucku „bęcki” w tym sezonie zebrało już wiele ekip. Przez pewien czas – zwłaszcza po golu Jakuba Kosina – zanosiło się na to, że Drama będzie kolejnym zespołem z czołówki, którego beniaminek będzie mieć na rozkładzie. „Odpalił się” jednak Grzegorz Ochwat, najpierw trafiając w sytuacji „jeden na jeden”, w samej końcówce zaś zachowując najlepszą orientację w podbramkowym zamieszaniu i wpychając piłkę do siatki z metra. Dzięki tej wygranej podopieczni Dariusza Dwojaka przeskoczyli w tabelę Spójnie Landek i tylko gorszym bilansem bramkowym ustępują rezerwom Rakowa miejsca na podium!
Niezły z niego (O)chwat, czyli dwa gole Dramy w Kłobucku, w odpowiedzi na trafienie gospodarzy.
Walczaki derbowe
Wspomniana wyżej Spójnia do beskidzkich derbów w Ustroniu przystępowała z imponującą passą dziewięciu gier bez porażki! I nie zdołał jej przedłużyć; gol padł tylko jeden, zdobył go dla gospodarzy Kamil Szlufarski uderzeniem zza „szesnastki”. – Szkoda przerwanej serii, szczególnie po takim spotkaniu. Na porażkę nie zasługiwaliśmy – ocenił boiskowe wydarzenia w rozmowie z portalem „sportowebeskidy.pl” trener landeczan, Patryk Pindel. Jego vis-a-vis, Karol Sieński, w tym samym miejscu mówił przede wszystkim o dobrej taktyce na to spotkanie. – Mieliśmy swój plan na ten mecz. Chcieliśmy oddać piłkę Spójni, ale wiedzieliśmy, w których momentach podejść wyżej – streszczał zwycięskie (jak się okazało) założenia.
W ścisłej czołówce utrzymali się za to młodzi częstochowianie, wygrywając w Gliwicach „derby rezerwistów”. Kolejne trafienie zanotował Tomasz Walczak, choć pewnie wolałby gole kolekcjonować w pierwszym zespole Rakowa…
Raków wygrał, więc w jego szatni znów rozgrywały się dobrze wszystkim znane sceny…
Pomyłka króla, samobój kapitana
Nieefektownie, za to efektywnie – tak można określić tegosezonowe występy Podlesianki. W 11. kolejce katowiczanie pojechali na teren innego spadkowicza z Betclic 3. Ligi. I – jak w marcu tego roku – znów przywiózł z Turzy Śląskiej komplet punktów. Podobieństw jest więcej: i wtedy, i teraz drugiego gola dla zespołu ze stolicy Górnego Śląska zdobył Alan Lubaski. Gospodarze zaś i wtedy, i teraz zmarnowali „jedenastkę”. Wówczas niefortunnym egzekutorem był pochodzący z Gwinei Bissau Papu Mendes. Teraz pojedynek nerwów z Arturem Tomankiem przegrał Marcin Oślizlok, a więc król strzelców I Ligi Śląskiej – InterHall z minionego sezonu! To był punkt zwrotny meczu, bo do tego momentu gospodarze prowadzili 1:0! Pechowcem Unii okazał się nie tylko jej supersnajper, ale także kapitan. Mateusz Słodowy tej jesieni zaimponował już pięknym golem zdobytym z rzutu wolnego, teraz zapamiętany zostanie z kuriozalnego samobója. Po rzucie rożnym Adama Żaka wpakował piłkę do siatki własnego zespołu z 10. metra!
Wszystkie emocjonujące chwile w starciu byłych trzecioligowców, w tym zmarnowany karny i zadziwiający strzał do własnej bramki.
Dwa dublety na wagę trzech „oczek”
Mecz po meczu i szczebel po szczebelku wspięliśmy się na sam szczyt tabeli. ROW 1964 umocnił się w fotelu lidera, dość pewnie wygrywając na sztucznej murawie przy Asnyka w Katowicach. – Prawdę mówiąc, ten mecz powinniśmy byli „załatwić” już do przerwy – oceniał trener rybniczan, Piotr Mandrysz. Nie szukał jednak dziury w całym, wolał komplementować podopiecznych. – Strzelić cztery gole na wyjeździe to nie jest łatwa sprawa. W związku z tym pominę milczeniem stratę dwóch bramek – dodawał w rozmowie z portalem rybnik.com.pl.
W jego zespole „milczały” tym razem armaty lidera klasyfikacji strzelców, Jakuba Kuczery. W swe ręce sprawy wzięli jednak inni: dubletem popisali się Nikodem Juraszczyk i Paweł Mandrysz. – Czułem się dzisiaj wyjątkowo dobrze – podkreślał w tym samym miejscu syn szkoleniowica. – Pomimo że graliśmy na sztucznej murawie i o dość nietypowej dla nas godzinie, a przeciwnik był bardzo ambitny, wybiegany i grał z polotem, udało mi się odnaleźć na boisku. Rozwój postawił nam trudne warunki. Chwała należy się też chłopakom, bo naprawdę świetnie mnie szukali podaniami. Te piłki, które dostawałem, wystarczyło po prostu wykończyć.
Fot. ROW 1964 Rybnik
Trenerski debiut na piątkę
Ze szczytu tabeli szybujemy jeszcze na jej koniec. W minionym tygodniu do roszady doszło na trenerskiej ławce w Bełku: pojawił się na niej były doświadczony ligowiec (ponad 100 meczów w ekstraklasie w barwach Odry Wodzisław, ŁKS-u i Cracovii), Dariusz Kłus. I zaliczył debiut na piątkę: tyle właśnie bramek jego podopieczni zdobyli w sobotę w Siewierzu! – Od samego początku mecz nam się nie ułożył – mógł tylko westchnąć przed kamerą klubowej telewizji trener Przemszy, Dawid Jóźwiak. A potem w paru krótkich, acz dosadnych słowach opisał sytuację swych podopiecznych po jedenastu kolejkach. – Ten mecz nam pokazał, w którym miejscu jesteśmy: bardzo głęboko w czterech literach. Tylko charakterem możemy zmienić oblicze Przemszy i próbować ratować tę rundę…
W Siewierzu trener Dariusz Kłus zaliczył mocne wejście w zespół z Bełku. Jak będzie dalej?
Smutna mina „Kamyka”
A czy do zmiany trenera dojdzie również w Szombierkach? Bytomianie przegrali trzeci ligowy mecz z rzędu, po drodze notując jeszcze porażkę w Pucharze Polski. Niedzielna porażka poniesiona została w niezwykłych okolicznościach: „Zieloni” nie wykorzystali dwóch rzutów karnych. – Od czasu meczu w Radzionkowie nastąpiła u nas zmiana wykonawców „jedenastek” – tłumaczył kapitan gospodarzy, Kamil Moritz, wcześniej etatowy ich egzekutor. – Podchodzili do piłki pewniacy… – dodawał. Na przekór rzeczywistości: Patryk Mularczyk w światło bramki nie trafił, strzał Dawida Krzemienia złapał bramkarz Victorii. Szanse gospodarzy na dogonienie częstochowian mocno ograniczył Paweł Rogala, który w 70. minucie brutalnym faulem zapracował na czerwoną kartkę. Bohaterem gości był Alan Jaworski, niedawno zawodnik Szombierek. – Po okresie występów w Bytomiu na wahadle, wróciłem w Victorii na „dziewiątkę” – napastnik gości w ten sposób wyjaśniał swój dublet i łatwość, z jaką urywał się niegdysiejszym kolegom.
Z trybun porażkę swych następców oglądał Jakub Kamiński, dziś zaczynający zgrupowanie reprezentacji Polski. Nie miał szczęśliwej miny…
Fot. Szombierki Bytom Ta fotka Kuby Kamińskiego zrobiona została jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Po zakończeniu spotkania do uśmiechu wychowankowi Szombierek było daleko…
Tekst: Dariusz Leśnikowski
11. kolejka I Ligi Śląskiej – InterHall
UNIA TURZA ŚLĄSKA – PODLESIANKA KATOWICE 1:2 (1:0)
Bramki: Klimanek (4) – Słodowy (71. samob.), Lubaski (79)
ROZWÓJ KATOWICE – ROW 1964 RYBNIK 2:4 (0:1)
Bramki: Zieliński (50), Kręcichwost (88) – N. Juraszczyk (45, 90), Mandrysz (58, 82)
KUŹNIA USTROŃ – SPÓJNIA LANDEK 1:0 (0:0)
Bramka – Szlufarski (62)
GWAREK TARNOWSKIE GÓRY – ORZEŁ ŁĘKAWICA 0:3 (0:1)
Bramki: Chmiel (15), Biegun (46), Bojdys (60)
ZNICZ KŁOBUCK – DRAMA ZBROSŁAWICE 1:2 (1:0)
Bramki: Kosin (23) – Ochwat (50, 89)
RUCH RADZIONKÓW – POLONIA ŁAZISKA GÓRNE 1:2 (1:0
Bramki: Siwy (11) – Jaromin (67), Myszor (72)
PRZEMSZA SIEWIERZ – DECOR BEŁK 1:5 (0:3)
Bramki: Pielok (63) – Siejak (16), Szczęch (23), Krakowczyk (39), Rasek (64), Joachim (70)
PIAST II GLIWICE – RAKÓW II CZĘSTOCHOWA 1:2 (1:0)
Bramki: Maziarz (28) – Walczak (55), Kociniewski (82)
SZOMBIERKI BYTOM – VICTORIA CZĘSTOCHOWA 2:3 (0:3)
Bramki: Pacholski (58), Mularczyk (78) – Błaszkiewicz (24), Jaworski (35, 41)
Tabele i wyniki rozgrywek znajdziecie TUTAJ
Sponsorem tytularnym rozgrywek jest Firma InterHall.