- Jak zaczęła się pana piłkarska przygoda?
- Za młodych lat trochę grałem w piłkę, będąc zawodnikiem Spójni Zebrzydowice, obchodzącej właśnie 85-lecie - mówi Janusz Król. - Wtedy jednak więcej mówiło się o Cukrowniku, którego 80-lecie niedawno świętowaliśmy. Grał w wyższej klasie, awansował do III ligi. To była wizytówka regionu. Tak wysoko jednak nie doszedłem, a moja przygoda piłkarska zakończyła się praktycznie na juniorach i przymiarkach do gry w klasie A. Później wyjechałem na studia i w AZS Politechnika Krakowska miałem pięcioletnią przygodę z lekką atletyką, trenując biegi średnie i startując na poziomie akademickim. Do tego dodajmy cały czas gdzieś tam przewijający się w moim życiu tenis stołowy. Świetlicowe "odbijanie" przerodziło się w działalność sportową, gdy po studiach wróciłem do Zebrzydowic i podjąłem pracę. Akurat rodził się tenisowy klub i mając 25 lat zacząłem trenować, a następnie zostałem członkiem zarządu, na którego czele stałem przez kilka lat. O piłce nożnej jednak nie zapominałem o czym może świadczyć to, że jako radny gminny, myślę że w znaczący sposób, przyczyniłem się do reaktywacji klubu sportowego w Marklowicach. W nim przez kilka lat marklowiczanie grali w rozgrywkach trampkarzy i juniorów. Co prawda klub znowu nie funkcjonuje, ale społeczność lokalna może korzystać z wyremontowanego boiska i szatni, czyli obiektu, na którym spotykają się młodsi i starsi zwolennicy aktywności ruchowej.
- Jaką rolę odegrał sport w pana drodze do działalności samorządowej?
- Sport miał z nią wiele wspólnego. Działania związana z reaktywacją klubu w Marklowicach i prywatne zaangażowanie się żeby przywrócić boisko do stanu używalności, bo pasły sie na nim owce, zaowocowało tym że startując w wyborach do Rady Gminy zostałem radnym. Ta aktywność społeczna spodobała się wyborcom i to był ten moment odbicia, bo po jednej kadencji w Radzie Gminy spróbowałem z dobrym skutkiem swoich sił w wyborach do Rady Powiatu, w której jestem od czterech kadencji. Czyli już prawie 20 lat jestem w samorządzie. A ponieważ trzy lata temu moje ugrupowanie Prawo i Sprawiedliwość, której członkiem jestem od 13 lat, wygrało wybory, to jako osoba, która najdłużej działa w samorządzie i jako szef struktur niejako z automatu zostałem wskazany na starostę. Oczywiście bardzo długo się zastanawiałem, bo jestem inżynierem, programistą obrabiarek sterowanych numerycznie i w tym zawodzie jako technolog od lat pracowałem w różnych firmach na przykład w Celmie, ale doszedłem do wniosku, że nie mogę zostawić grupy ludzi, którzy zdobyli zaufanie wyborców i podjąłem się tego zadania. Praca starosty daje satysfakcję, ale jednocześnie zabiera tyle czasu, że niewiele go zostaje na ten mój ulubiony sport. Gdy wybrałem sie ostatnio na trening tenisa stołowego w Zebrzydowicach, żeby sobie poodbijać, to okazało się, że od mojej poprzedniej wizyty minęło 10 miesięcy.
- Czy sport w powiecie jest pana oczkiem w głowie?
- Sport może być oczkiem w głowie i jest, ale muszę na niego patrzeć z punktu widzenia starosty i samorządu powiatowego, a nasze zadania są inne niż gmin. Gminy finansują kluby, zatrudniają i opłacają trenerów, przenoszą współzawodnictwo szkolne i zajęcia sportowe ze szkoły do klubu, a rola samorządu powiatowego ogranicza się do tego, że mamy pieniądze na granty. Około 160 tysięcy złotych przeznaczamy na imprezy sportowe. Każdy klub, który organizuje jakieś współzawodnictwo składa wniosek i może liczyć na wsparcie w wysokości dwóch, trzech, górą pięciu tysięcy złotych. Organizujemy też powiatową galę sportu. Przyznajemy nagrodę starosty najlepszym sportowcom, z czym wiążą się gratyfikacje finansowe i wyróżniamy zawodników. To jest taka okazja do podsumowania i zrobienia kwerendy sportu w powiecie i okazuje się, że to nie tylko Adam Małysz kilka lat temu czy Piotr Żyła obecnie, ale także obok skoków narciarskich mamy także sporty walki, rajdy samochodowe, bo Kajetan Kajetanowicz jest mieszkańcem Ustroni i wiele innych dyscyplin, w których mamy mistrzów Polski od najmłodszych kategorii wiekowych po seniorów i parasportowców. Mamy też na przykład Mateusza Malinę, który uprawia nurkowanie i jest mistrzem świata oraz rekordzistą świata w głębokości zejścia pod wodę bez akwelungu. Przy okazji dowiadujemy się więc także o takich niecodziennych dyscyplinach i w sumie cieszymy się, że powiat cieszyński dobrze sportem stoi. Nie mam jednak żadnej drużyny piłkarskiej na poziomie ogólnopolskim.
- Jakie stawia pan sobie cele sportowe na 2018 rok?
- Chciałbym wrócić do swojej dawnej aktywności fizycznej takiej sprzed objęcia stanowiska starosty. Postanowiłem sobie wyznaczyć trzy dni w tygodniu na ruch. Nie odkładam tego jednak na nowy rok. A klubom w powiecie życzę jako kibic wielu sukcesów. Natomiast jeżeli chodzi o piłkę nożną to serce rwie się w kierunku III ligi, bo to pułap, o którym możemy realnie... marzyć, wspominając najlepsze lata Beskidu Skoczów. Liczę też, że w Cieszynie odrodzi się piłka nożna, bo mamy trzy kluby pracujące z młodzieżą. Jeden z nich prowadzi 29-krotny reprezentant Polski i uczestnik mistrzostw świata Ireneusz Jeleń. Osoba, która przyciąga swoimi sukcesami, próbuje zbudować solidny fundament seniorskiej drużyny.
- Na jakim meczu piłkarskim był pan ostatnio?
- Jako kibic byłem na październikowym meczu Polska - Czarnogóra na Stadionie Narodowym i cieszyłem się ze zwycięstwa zespołu biało-czerwonych. Mamy w nim Roberta Lewandowskiego, który jest nie tylko wielkim piłkarzem, ale także niesamowitym człowiekiem. Myślę, że można współczesnej młodzieży pokazywać go jako przykład, którym dla mnie, gdy ja miałem kilkanaście lat był Zbigniew Boniek i tylko on do teraz jest dla mnie piłkarskim wzorcem. Może dzięki znajomości z prezesem Podokręgu Skoczów Bogusiem Walicą, z którym znamy się od lat wspólnego działania w Zebrzydowicach, uda mi się kiedyś poznać "Zibiego" osobiście. Pamiętam jego wyczyny z 1982 roku, kiedy na hiszpańskich boiskach doprowadził Polskę do trzeciego miejsca na świecie. Skład tamtej drużyny wymieniłbym chyba szybciej niż... obecnej, ale jej też życzę sukcesów. Będę ściskał kciuki, żeby w Rosji w przyszłym roku, biało-czerwoni też sięgnęli po medal. Oby tylko zdrowie dopisywało naszym reprezentantom, a wierzę, że dojdą do ćwierćfinału, bo półfinał to chyba jednak można nazwać marzeniem.