Gabriela Trzecka na spotkaniu działaczy Podokręgu Skoczów nie sprawia jednak wrażenia debiutantki w typowo męskim gronie. Wręcz przeciwnie. Z entuzjazmem mówi o swojej zupełnie nowej roli.
- Jak została pani prezesem LKS Spójnia Górki Wielkie?
- Namówił mnie radny naszej gminy Zdzisław Gawlas – mówi Gabriela Trzecka. – Chyba uznał, że się nudzę i postanowił mi urozmaicić mój wolny czas. Kiedy jednak zaproponował mi funkcję prezesa klubu sportowego w pierwszym momencie pomyślałam, że żartuje. On był jednak bardo poważny i dodał nawet, że jestem „ostatnią deską ratunku”.
- Była pani wcześniej zaangażowana w klubową działalność?
- Nie. Moi synowie Mariusz i Amadeusz grali w piłkę. Z młodszym, bo Amadeusz chodził do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Bielsku-Białej i grał w Podbeskidziu, a później przeszedł do Drzewiarza Jasienica, gdzie doznał kontuzji, jeździłam nawet na mecze czy treningi. Gościłam też w restauracji jego drużynę z tych szkolnych bielskich czasów gdy kończyli sezon. Kupowałam paczki. Zapraszałam na posiłek gdy po zajęciach na basenie w Wiśle wracali do domu, ale nie pasjonowałam się sportem. Owszem, lubię aktywność fizyczną, ale dla siebie. Biegam, spaceruję, jeżdżę na rowerze. Uwielbiam ruch, ale poświęciłam się roli bizneswoman w branży restauracyjnej, bo mam karczmę w Górkach Wielkich. Pracowałam wtedy po kilkanaście godzin dziennie, ale od czterech lat już jej jednak nie prowadzę tylko ją wynajmuję i dlatego mam czas na coś nowego.
- Od kiedy stoi pani na czele zarządu?
- Wybory były w listopadzie i godząc się na rolę prezes nie wiedziałam tak naprawdę co mnie czeka. Ale jak już się za coś biorę to z zapałem. Chcę się wszystkiego nauczyć i zakasuję rękawy, bo żadnej pracy się nie boję. W Walentynki posprzątałam na przykład szatnie i po sześciu godzinach pracy z panem Krzysiem, gospodarzem obiektu, mogłam być zadowolona. Myślę, że jak zawodnicy wrócą po feriach to będą mieli niespodziankę. Zrobiłam też już pierwszą imprezę, bo najpierw pobiegałam za sponsorami na klubowe kalendarze i jak już uzbierałam potrzebne środki to zaprosiłam naszych darczyńców i piłkarzy na spotkanie. Kupiłam towar i nagotowałam, bo jestem kucharką. W udostępnionej nam „Chlebowej chacie” bawiło się w sumie około 40 osób. Formalnie zysku nam ten bal nie przyniósł, bo wejście było gratis, ale usłyszałam od zadowolonych gości, że nikt im wcześniej żadnej imprezy nie zrobił choć wiele lat wspierali klub. Mam więc nadzieję, że nadal będą z nami.
- Jaki cel postawiła pani przed swoim klubem?
- Jestem kreatywną osobą i lubię się cieszyć z efektów tego co robię. Od siebie wymagam najwięcej, a przy okazji podciągam innych do działania. Bardzo dobrze się nam układa współpraca z działaczami, czyli z panami którzy byli w poprzednim zarządzie wiceprezesem Przemysławem Pilchem i skarbnikiem Piotrem Rakusem, z którym rozliczamy poprzedni rok. Spotykam także dużo przychylnych ludzi w Urzędzie Gminy Brenna i trochę się dziwię, że klub, mający tylu sympatyków i życzliwych sprzymierzeńców miał takie problemy. Dowiedziałam się, że zespół naszych seniorów jest w najniższej lidze i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Zobaczę co się da zrobić, żeby to zmienić. Nie będę ukrywać, że myślę o wzmocnieniu drużyny. Syn zna zawodników, a ja potrafię rozmawiać z ludźmi tak, że ich przekonuję do tego co robię i nie odmawiają mi gdy ich proszę. Chciałabym, żeby poziom drużyny z Górek Wielkich był lepszy, albo żeby przynajmniej zawodnicy z chęcią przychodzili na trening, dobrze się czuli w czystych szatniach, a po meczach razem szli na posiłek zafundowany przez klub. To powinno działać na zasadzie wy robicie coś dla nas więc i my zrobimy coś dla was.
- Jaki jest największy problem, z którym musi się pani zmierzyć?
- Tak na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że to jest sprawa boiska, które dzierżawimy od szkoły. Otrzymujemy jednak na to pieniądze z dotacji. Trudno mi więc na razie powiedzieć co jest największym problemem, bo rozgrywki dopiero przed nami więc pewnie wiosną się przekonam i zobaczę na własne oczy na co i czego nam brakuje.
- Ile zawodników jest zarejestrowanych w waszym klubie?
- Mamy pięć grup, bo oprócz seniorów trenują też u nas: żaki, trampkarze, orliki i juniorzy. W sumie w klubie jest około 80 zawodników, z którymi pracuje czterech trenerów. Z każdym rozmawiałam, każdego motywuję. Codziennie robię coś dla klubu, bo nie umiem inaczej, a w dodatku podoba mi się to co robię więc wkładam w to serce. To się także wiąże z moimi oczekiwaniami wobec innych, bo nie ukrywam, że chcę zespołom podnosić poprzeczkę, żeby chciały się rozwijać. Kto stoi w miejscu ten się cofa, a my chcemy iść do przodu, tym bardziej, że czeka nas jubileusz 70-lecia.
- Jak będziecie świętować?
- Byłam już w tej sprawie w Urzędzie Gminy i mam zapewnienie, że dostaniemy dofinansowanie na świętowanie zaplanowane na 22 czerwca. Scenariusz już jest. Będzie orkiestra, disk dżokej, medale, zabawy dla dzieci, a ja myślę o jakimś meczu ze znaną drużyną, która chciałaby zagrać charytatywnie z naszymi seniorami. Panie z Koła Gospodyń Wiejskich zaoferowały, że też się włączą z gotowaniem i pieczeniem. Ja także coś do tego dołożę i mam nadzieję, że zorganizujemy prawdziwy festyn, który przyniesie klubowi zysk. Robię to pierwszy raz więc mogę popełnić jakiś błąd, ale uczę się i słuchając ludzi szybko wyciągam wnioski. Mam nadzieję, że takie wyjście do mieszkańców spowoduje większe zainteresowanie tym co robimy. Jeżdżąc na rowerze nieraz zatrzymywałam się przy boisku podczas meczu i widziałam, że niewielu jest widzów. Myślę, że to można zmienić. Trzeba jednak coś ludziom zaoferować żeby wyszli z domów. Nie narzekać, nie stękać, nie mówić: „to się nie da”, tylko pokazać że można i czekać na efekty. Jako urodzona optymistka jestem przekonana, że się uda.