Pochodzący z Iskrzyczyna Wincenty Ciupka do Pierśćca trafił za głosem serca.
- W Iskrzyczynie się wychowałem i tam też zaczynałem grę w piłkę, bo od trampkarzy do 21 roku życia byłem zawodnikiem LKS Iskra – mówi Wincenty Ciupka. – Kiedy się jednak ożeniłem to przeprowadziłem się do Pierśća i zaraz po ślubie zmieniłem barwy klubowe, zostając bocznym pomocnikiem LKS Błękitni. Można więc powiedzieć, że to był „transfer spod ołtarza”.
- Czy żona była pana kibicem?
- Bogusia co prawda w ogóle nie interesuje się sportem, ale nie miała nic przeciwko temu, że chodziłem na trening i jeździłem na mecze. Dzięki temu grałem nawet mając 33 lata, a działać w klubie zacząłem już jako 27-latek, czyli prawie 20 lat temu. Najpierw byłem członkiem zarządu, później wiceprezesem, a po krótkiej przerwie znowu wróciłem do zarządu i od 2009 roku przez funkcję zastępcy prezesa doszedłem do prezesowania. Po drodze byłem jeszcze trenerem juniorów i seniorów. Mogę więc powiedzieć, że nic co się dzieje w klubie nie jest mi obce.
- Który mecz wspomina pan najchętniej?
- Wszystkie mecze z LKS Pogórze były wyjątkowe, bo to „święta wojna” z sąsiadami zza miedzy. Ale największym sukcesem było zwycięstwo w Skoczowie, gdzie przegrywaliśmy 0:2, a wygraliśmy 3:2. Daniel Jaworski i Dawid Markieczko pociągnęli wtedy nasz zespół do zwycięstwa z wizytówką regionu. Beskid to z jednej strony nasz dobry sąsiad, bo współpracujemy ze sobą i wysyłamy tam naszych najzdolniejszych młodych zawodników, a wyszkoleni u nich piłkarze, którzy po ukończeniu wieku juniora nie mieszczą się w kadrze przychodzą do nas.
- Jakie macie plany na rok 2019?
- Przede wszystkim w marcu czeka nas zebranie sprawozdawczo-wyborcze i kiedy już zostanie sformowany nowy zarząd będziemy myśleć jak przygotować się do obchodów jubileuszu 70-lecia klubu. Będziemy się też mieli czym pochwalić, bo sporo w czasie naszej działalności udało się zrobić. Mamy treningowe boisko, które zrobiliśmy we własnym zakresie, a płytę naszego boiska w Pierśćcu sfinansowała nam gmina. W dzierżawionych od Ochotniczej Straży Pożarnej pomieszczeniach w piwnicy zrobiliśmy szatnie, które spełniają nasze potrzeby. Mamy jeszcze zamiar zrobić krytą trybunę. Dostaliśmy konstrukcję zdemontowaną na remontowanym stadionu w Skoczowie więc wykorzystamy ją u nas. Chcemy żeby nasi kibice, a mamy zwykle około 100 widzów na meczach, mogli oglądać spotkania w dobrych warunkach. Takiej frekwencji jak na pamiętnym meczu z Beskidem we wrześniu 2009 roku się nie spodziewamy, bo wtedy na cegiełkach-biletach zebraliśmy ponad 1000 złotych, ale liczymy, że po awansie do klasy A spotkania z LKS Pogórze i rezerwami Beskidu będą magnesem dla kibiców.
- Czy wyniki sportowe was zadowalają?
- Po rundzie jesiennej z kompletem zwycięstw i bilansem bramkowym 24:3 jesteśmy na pierwszym miejscu w klasie B Podokręgu Skoczów więc liczymy, że w rundzie wiosennej trener Dariusz Malchar poprowadzi naszą drużynę do awansu. Mamy kilku zawodników, którzy ciągną zespół. Kapitan Kamil Szadkowski, rozgrywający Szymon Binkowski oraz kolejni pomocnicy Rafał Szczotka i Maciej Mielniczek to nasze motory napędowe. Najwięcej bramek zdobył Daniel Jaworski, ale nie znaczy to, że on jest naszym supersnajperem, bo ma na koncie 5 bramek, a Grzegorz Ihas i Sebastian Kuś strzelili po 4 gole. Atakujemy całą drużyną i mamy wyrównany skład. Także bramkarzy mamy równych, bo Kamil Matuszny i Mateusz Niesyt bronią na zmianę. Myślimy jeszcze o sprowadzeniu dwójki zawodników z wyższej klasy, bo chcemy wzmocnić drużynę i przygotować ją już na grę w klasie A. Większość zawodników to chłopcy z Pierśćca i najbliższej okolicy. Tylko trzech dojeżdża z Jasienicy, czyli mają do nas 12 kilometrów, a więc też są z pobliża.
- Ile macie drużyn?
- Dwie. Rozwiązaliśmy zespół juniorów ponieważ zostało sześciu zawodników, a pozostali przeszli do Beskidu. Także dużo trampkarzy przeszło do skoczowskiego klubu. Mamy więc trampkarzy młodszych i seniorów, czyli w sumie 23 zarejestrowanych zawodników.
- Czy jest wśród nich pana następca?
- Mam dwie dorosłe córki, ale ani Ewelina, która już wyszła za mąż i „poszła na swoje”, ani Agata, która rozpoczęła już swoją pracę, nie grały w piłkę. Starsza ma 26 lat i nawet gdy ja grałem nie chodziła na mecze, bo zostawała w domu z mamą. A młodsza ma 20 lat i czasem zaglądnie na boisko. Żony tam jednak nie ciągnie. Skoro w pracy jesteśmy razem to przynajmniej po pracy na chwilę od siebie odpoczniemy… Bogusia najchętniej spędza wolny czas w ogródku, a ja w klubie. Mam nadzieję, że wiosną każde z nas będzie się cieszyć na swojej działce.
- Jak zdobyacie środki na działalność klubu?
- Na szkolenie młodzieży dostaliśmy z gminy dotację taką o jaką wystąpiliśmy, ale na potrzeby pierwszej drużyny trzeba już samodzielnie zapracować. Rozprowadziliśmy cegiełki na kalendarz, planujemy pikniki i liczymy na naszych sponsorów, którzy nas wspierają. Te szlaki mamy już przetarte.
- Kto panu pomaga w prowadzeniu klubu?
- W klubowej działalności bardzo pomagają mi Darek Markieczko, który jest wiceprezesem i kierownik drużyny Marek Szadkowski. To moje „prawe ręce” i ludzie naprawdę oddani klubowi. Obaj grali razem ze mną, a teraz w naszym zespole występują ich synowie. Aktywni są także: skarbnik Przemek Wyleżuch i członek zarządu Marek Strządała oraz Piotr Jękal z Komisji Rewizyjnej, a zawodnik Kamil Szadkowski zaangażował się w pomoc medyczną. Z wykształcenia jest rehabilitantem i ma swoją firmę, a klubie pomaga kolegom. Zwykle dwie godziny przed meczem jest już w szatni i jak trzeba kogoś kontuzjowanego postawić na nogi, dokonuje cudów. Mogę powiedzieć, że w Pierśćcu mamy klub rodzinny i środowiskowy, a ludzi, którzy chcą pomagać nie brakuje. Był taki czas, że była nas garstka, ale teraz jest fajna grupa i każdy angażuje się na miarę swoich możliwości.