- Urodziłem się w Brennej - mówi Przemysław Meissner. - Tu się wychowałem i mieszkam oraz pracuję. Mamy dwa kluby, w których się udzielam. Jako zawodnik związany byłem z Beskidem, w którym nieprzerwanie już 10 albo 11 sezon jestem trenerem drużyny seniorów. Gramy w klasie A i nie zamierzam się nigdzie wybierać, choć czasem jakieś propozycje się pojawiają. Wychodzę jednak z założenia, że na tym lokalnym poziomie powinno się utożsamiać z tym miejscem, z którego się wywodzi, a drużyny powinny być oparte na miejscowych piłkarzach. Czasem nawet kosztem poziomu, bo wiadomo, że ktoś z zewnątrz może zagwarantować lepsze wyniki i awans sportowy, ale ja uważam, że lepiej grać w niższej klasie, ale swoimi. Ci, którzy się wywodzą z klubu i miejscowości, w której grają oddają swój charakter i to jest dla mnie najfajniejsze. A żeby nie zabrakło następców tych, którzy teraz są seniorami założyliśmy Młodzieżowy Klub Piłkarski Brenna-Górki, w którym mamy około 60 dzieci. Trenują w trzech grupach wiekowych, czyli są u nas: orliki, młodziki i żaki.
- Czym zajmuje się pan poza piłką?
- Z piłki nie żyję. To jest moja pasja, na którą znajduję czas po pracy, a zawodowo od 15 lat jestem związany z firmą zajmującą się kompleksowo ogrodzeniami. Pracuję jako doradca techniczno-handlowy, a popołudnia i weekendy poświęcam piłce, która daje niezwykłą radość. Szczególnie gdy obserwuje się dzieci cieszące się z każdego udanego zagrania i przeżywające niepowodzenia. Czasem widać postępy, czasem trzeba poczekać na efekty, ale warto, bo nawet jeżeli nie wychowamy dziecka na piłkarza grającego na wysokim poziomie to staramy się kształtować fajnych, pozytywnych ludzi. Jeżeli jako dzieci zarażą się tą sportową pasją to pójdą tą sportową drogą, wkładając w to co robią serce. Ja trenuję teraz dzieci, a nawet wnuki kolegów z boiska, z którymi razem grałem i oni widzą, że do swoich obowiązków trenerskich dokładam jeszcze serce, bo jestem związany z Brenną, znam ich i robię to dla naszej lokalnej społeczności.
- Jak pan ocenia szkolenie w ramach programu "Trener+"?
- Wizyta edukatora, który przyjeżdża do trenerów w podokręgu to jest super inicjatywa. Jadąc na szkolenie, czy konferencję do Katowic, człowiek wtapia się w dużą grupę ludzi, a w "domowym" klimacie, w dużo mniejszym gronie, łatwiej się rozmawia. Tu już nie ma tylko słuchania, ale można też na to co przekazuje edukator od razu zareagować pytaniem i ten bezpośredni kontakt z punktu widzenia trenera z dołu szkoleniowej drabiny jest bardzo istotny. Ważna jest także wygoda, bo nie zawsze trener, który w tygodniu ma swoją pracę zawodową, życie rodzinne i zajęcia w klubie ma możliwość wyjechania na pół dnia, a mając wszystko na miejscu można sobie to trzy-cztero godzinne spotkanie zmieścić w rytmie dnia. W naszym MKP Brenna-Górki pracuje jest trzech trenerów, z których dwóch wzięło udział w szkoleniu w Ustroniu, a trzeci został na posterunku w klubie z dziećmi. Cieszymy się z tego pierwszego spotkania i mamy nadzieję, że tak jak powiedział Paweł Grycmann, takich szkoleń w terenie Komisja Szkolenia Śląskiego Związku Piłki Nożnej zorganizuje więcej.
- Co najbardziej z tego szkolenia zostało w pana pamięci?
- Z jednej strony to co mówił Paweł Grycmann na tym szkoleniu wydaje się oczywiste, ale z drugiej strony człowiek zastanawiając się nad tym co usłyszał zaczyna sobie zdawać sprawę, że nie zawsze właśnie w ten sposób pracuje. Takie zderzenie codzienności z tym co mówi edukator sprawia, że w jasny sposób widać, że to co najprostsze jest najważniejsze. I jak bardzo musimy zwracać uwagę na to co w grze w piłkę jest podstawą, czyli jakie są cele tej gry. Przez ostatnich kilkanaście lat na kursach poznaliśmy wiele teorii, a tak naprawdę chodzi o to, żeby zrozumieć istotę i sedno piłki oraz nie zapominać o tym w procesie treningowym.