- Nasz klub powstał w styczniu ubiegłego roku i od początku jego istnienia jestem prezesem – mówi Anna Zawadzka-Gawlas. Stało się tak dlatego, że – niestety – poprzedni klub działający w Górkach Wielkich zakończył swoją działalność i wspólnie z mężem, który był w nim zawodnikiem oraz trenerem seniorów i dzieci, postanowiliśmy kontynuować piłkarskie tradycje. Tradycje zresztą bogate, bo LKS Spójnia Górki Wielkie tuż przed rozwiązaniem obchodził 70-lecie. Byłam w nim kierownikiem zespołu, który grał w klasie B więc pomysł żeby rozpocząć działania na rzecz utrzymania przynajmniej drużyn młodzieżowych – żaków i orlików – był dla mnie sprawą naturalną. W tej chwili do rozgrywek mamy zgłoszoną drużynę w kategorii orlika, a jest jeszcze młodsza grupa, która trenuje. W sumie mamy w klubie ponad 30 dzieci, w tym naszą córkę Oliwię.
- Czy pani też grała w piłkę?
- Nie. Trafiłam do piłki nożnej dzięki mężowi, którego poznałam podczas mojego pierwszego startu w biegu górskim, którego on był organizatorem. Tak się poznaliśmy. Debiutancki bieg zakończył się małżeństwem i teraz już pomagam mu w organizacji Biegu o Breńskie Kierpce, a „po drodze” namówiłam go na powrót na boisko. Powrót, bo Krzysiek chodził do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Bielsku-Białej i był zawodnikiem, ale – jak to się mówi – zawiesił piłkarskie buty na kołku. Jeszcze przed małżeństwem namówiłam go żeby wrócił i zaczął grać w swoim macierzystym klubie, bo w Górkach Wielkich zaczynał swoją sportową przygodę, teraz pracuje tu z najmłodszymi. Natomiast ja ze sportem jestem związana niemal całe życie. Kontynuując rodzinne tradycje uprawiam jeździectwo trenując codziennie dwie-trzy godziny w Ochabach, gdzie mam własnego konia. Trenowałam także sztuki walki i grałam w koszykówkę w zespole uczelnianym więc nie mam nic przeciwko temu, żeby córka była bramkarką.
- Jaki cel postawiliście przed swoim klubem?
- Chcemy rozwinąć działalność sportową w Górkach Wielkich. Pochodzę z Katowic i zdaję sobie sprawę, że w dużych miastach dostęp do klubów, do sportu, dla dzieci jest o wiele szerszy niż w małych miejscowościach. Owszem, szkoła organizuje zajęcia sportowe i bardzo dobrze, ale brakuje sportu wyczynowego. Przy szkole jest piękna infrastruktura, którą Pan Dyrektor nam udostępnia, za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Szkoła daje nam bardzo duże wsparcie więc całą energię możemy skupić na rozwijaniu młodzieży. Jest hala i boisko trawiaste oraz zaplecze dla klubu. W okresie zimowym trenujemy we wtorki i czwartki oraz piątki – korzystając z hali. Najważniejsze jest to, żeby dzieci były aktywne i rozwijały się nie tylko sportowo, ale także nabierały pewności siebie oraz rozwijały zdolności komunikacyjne. To jest mi szczególnie bliskie, bo zawodowo zajmuję się negocjacjami. Myślimy też o warsztatach dla dzieci z dietetyki i psychologii sportu żeby wyjść także poza ten obszar ściśle sportowy. Przed dziećmi obecnie wiele wyzwań, a aktywność ruchowa sprzyja radzeniu sobie z emocjami, presją i stresem.
- Czym się pani zajmuje zawodowo?
- Z wykształcenia jestem magistrem inżynierem inżynierii chemicznej i procesowej, pracuję w energetyce gazowej i przy okazji tego co robię zawodowo prowadzę także negocjacje. Do pracy dojeżdżam wprawdzie 50 kilometrów, ale po powrocie do domu w Górkach Wielkich koncentruję się już na życiu rodzinnym, przesiąkniętym sportem. Wszystko się kręci wokół klubu, który powstał w bardzo trudnym okresie. Na początku były obawy, bo po pierwsze zaczynaliśmy działalność po zamknięciu poprzedniego klubu, a po drugie startowaliśmy w czasie wprowadzonego w marcu lockdownu i nie wiedzieliśmy czy dzieci wrócą do nas, czy nie znajdą innych klubów w okolicy. Wróciły i od kwietnia, gdy tylko okazało się, że można trenować pojawili się chętni i jest ich coraz więcej. Mamy też w głowach sporo nowych projektów na 2021 rok i mam nadzieję, że będzie on bardziej przychylny niż ten, który się zakończył.