Śląski ZPN

Trener Piotr Jaroszek cieszył się z pierwszego „samodzielnego” złota

16/02/2021 12:07

Piotra Jaroszka, z perspektywy pracy w Rekordzie, można nazwać doświadczonym trenerem, ale w Białymstoku pierwszy raz jako pierwszy trener doprowadził bielszczan do mistrzostwa Polski.


- Przed wyjazdem na Młodzieżowe Mistrzostwa Polski w Futsalu w kategorii U17 miałem już wprawdzie w swojej kolekcji trzy złote medale, ale zdobywałem je jako asystent Piotrka Szymury na mistrzostwach 20-latków – mówi Piotr Jaroszek. - Dlatego ten złoty medal zdobyty w Białymstoku jest dla mnie wyjątkowy, bo pierwszy „samodzielny”, czyli wywalczony razem z pomagającym mi Piotrkiem Kusiem oraz „nogami i głowami” zawodników.

- Jaki to był dla was turniej?

- Gdybym miał użyć jednego słowa powiedziałbym, że świetny. Drużyna rozkręcała się z meczu na mecz. Najtrudniejszy z psychicznego punktu widzenia zawsze jest ćwierćfinał, bo to jest spotkanie, w którym nie ma granicy błędu. Przegrywający odpada i uniesienie tej presji nie jest sprawą łatwą. W dodatku Jantar Ustka się na postawił, a ponieważ była to fizyczna drużyna, zadanie było trudne. Mieliśmy już jednak za sobą trzy mecze grupowe, z których wyciągaliśmy wnioski i za każdym razem staraliśmy się udoskonalić naszą grę. Tym bardziej, że – choć to może kogoś zdziwić, bo przecież Rekord co roku w każdym roczniku startuje w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski – mieliśmy w drużynie sporo debiutantów. Jakub Kawulok, Daniel Pater, Piotr Tomiczek, Filip Waluś, Przemek Mijas i Adam Kuś pierwszy raz spotkali się z atmosferą takiego turnieju i unieśli ten ciężar.

- Z jakim nastawieniem jechaliście do Białegostoku?

- Po półfinale Andrea Bucciol wysłał mi esemesa treści: plan minimum wykonany. Odpisałem, mu wtedy: W Rekordzie plan minimum to... mistrzostwo. Z takim balastem nie gra się łatwo szczególnie gdy rywale nastawiają się na Rekord, bo to dla każdego jest mecz prestiżowy. Dlatego na wszystkie spotkania wychodziliśmy mając szacunek dla przeciwnika i koncentrując się na swojej grze. Było to także widać w finale, bo choć zespół z Białegostoku, oparty na zawodnikach Jagiellonii, bardzo się starał i wysoko zawiesił nam poprzeczkę to wygraliśmy 4:0. W całej fazie pucharowej nie straciliśmy ani jednego gola, a bilans bramkowy turnieju 21:3 też dużo mówi o naszej grze.

- Czy wybrany MVP turnieju Miłosz Krzempek był liderem zespołu?

- Na turniej jechaliśmy z dwoma podstawowym czwórkami, które jednak w trakcie turnieju uległy przetasowaniu. Te zmiany sprawił, że „urodziła się” mistrzowska drużyna i od trzeciego meczu, wygranego 4:0 z SMS-em SM Wieliczka wszystko funkcjonowało już bardzo dobrze. W przypadku Miłosza zadecydowała chyba jego równa gra w każdym meczu i solidność, która nie zawsze jest doceniana. Bardziej w oczy rzuca się dorobek strzelecki Szczepana Muchy, którego solowe akcje i efektowne uderzenia był godne braw, ale znając możliwości tego zawodnika uważam, że stać go na więcej. 6 goli strzelił także Mateusz Kosowski, który deklaruje się, że docelowo chce grać w futsal i ma już za sobą treningi w pierwszej drużynie więc można powiedzieć, że zrobił swoje. Uważam natomiast, że na nagrodę dla najlepszego bramkarza turnieju zasłużył Paweł Mura, bo w całym turnieju puścił zaledwie dwa gole, a od ćwierćfinału zamurował naszą bramkę. Bronił wszystko. Pomagał w kluczowych momentach i był bardzo mocnym punktem zespołu, który jak całość zasłużył na złoto, które z perspektywy kibiców można nazwać „obowiązkiem Rekordu”. Jednak tylko my z Piotrkiem Kusiem i zawodnikami wiemy ile ten obowiązek kosztował potu na treningach i sił oraz zdrowia straconych po drodze na ten szczyt.