Śląski ZPN

Celem LKS-u Ochaby 96 na progu drugiego ćwierćwiecza jest awans do klasy A

2/08/2021 08:06

LKS Ochaby 96 obchodził 25-lecia działalności, a jego 34-letni Prezes Grzegorz Chudyk na czele zarządy stoi od 2016 roku. Też może więc mówić o swoim małym jubileuszu.


- To jest moja trzecia kadencja w roli Prezesa, ale z Ochabami i sportem związany jestem od zawsze – mówi Grzegorz Chudyk. - Udzielałem się jako społecznik, byłem w Radzie Sołeckiej, uprawiałem biegi uliczne i terenowe zaliczając nawet maratony, ale przyszedł czas, że zaczęło brakować czasu na systematyczne treningi biegacza więc uznałem, że pozostanę przy piłce i zostałem zarejestrowany jako zawodnik. Regularnie trenuję. Gram w większości meczów jako napastnik albo pomocnik. Jakimiś spektakularnymi osiągnięciami nie mogę się co prawda poszczycić, ale najbardziej cieszę się z tego, że jako drużyna wychodząc na boisko dajemy z siebie wszystko i to jest nasz cel, który obowiązuje w każdym zespole naszego klubu.

- Ile macie grup treningowych?

- Cztery. Są żaki, trampkarze, juniorzy i seniorzy. Na więcej nam nie pozwala demografia, czyli liczba mieszkańców Ochab, ale mogę się pochwalić, że w tym roku mieliśmy bardzo liczną drużynę juniorów i praktycznie mogliśmy wystawiać dwie drużyny czego nam zazdrościły nawet te większe okoliczne kluby. Część tej juniorskiej drużyny przechodzi już teraz do grupy seniorskiej więc jesteśmy dobrej myśli i żyjemy rodzinnie, a klub jest naszym drugim domem. Każdy stara się coś dla niego zrobić. Ostatnio, w naszym budynku klubowym, na górze, zrobiliśmy sobie siłownię. Skorzystaliśmy z programu Klub i funduszów europejskich oraz udało się też pozyskać środki z innych źródeł więc mamy znowu kolejną atrakcję, która przyciąga młodzież. Mamy w sumie około 70 zawodników.

- Z czego w czasie swojej działalności jest pan najbardziej zadowolony?

- Z tego, że klub istnieje. Pięć lat temu, kiedy byłem jeszcze przede wszystkim biegaczem oraz działałem prężnie w Radzie Sołeckiej, klub znalazł się na rozdrożu i groził mu nawet upadek. Rok 2016 był chyba najtrudniejszy w historii klubu. Razem z Sołtysem Maciejem Bieńkiem przyszliśmy na zebranie próbując przyjść z pomocą. Wszedłem wtedy do Komisji Rewizyjnej, a po kilku miesiącach powiedziałem, że mogę ten wózek pociągnąć. Wtedy celem było uratowanie klubu, bo nie mieliśmy sprzętu i drużyna nie miała w czym grać. Były też długi, ale udało się wyjść z tej trudnej sytuacji i to był pierwszy cel, który zrealizowałem. Kolejnym było uzupełnienie sprzętu. Wymieniliśmy ławki rezerwowych. Poprawiliśmy płytę boiska wysypując piasek, siejąc trawę i wyrównując murawę, aż doszliśmy do siłowni. W międzyczasie zorganizowaliśmy drużynę żaków i cały czas się cieszymy, że idziemy do przodu, stawiając sobie nowe cele.

- Jaki cel stawia pan przed sobą i klubem na progu nowego ćwierćwiecza?

- Jestem człowiekiem, który działa spontanicznie. Gdy widzę, że jest możliwość zrobienia czegoś dobrego to się za to zabieram i próbuję to zrealizować. A ponieważ jestem człowiekiem upartym i nieustępliwym, choć czasem się narażam i koledzy mi mówią, że działam za bardzo na siłę, to jednak są efekty. Tym bardziej, że nie jestem sam. W klubie mamy taki działaczowski trzon. Są ze mną Rafał Kaletta i Darek Plinta. Doszła do nas Marlena Sikora, a ponadto jest jeszcze grupa kilku osób, które nas wspierają i zawodnicy. To tworzy siłę tego klubu.

- Jakie jest zadanie sportowe na najbliższy sezon?

- Maciej Rozmus, który jest trenerem pierwszej drużyny, ma za zadanie wprowadzić zespół do klasy A, bo nie udało się nam wywalczyć utrzymania. Naszym kapitanem jest Arkadiusz Sikora, a najlepszym strzelcem Mikołaj Nowak. Siłą drużyny jest jednak charakter, bo mamy wielu „walczaków”. Każdy coś do tego zespołu wnosi i to nie jest tak, że jednostka ciągnie resztę. U nas i w drużynie, i w klubie jest tak, że wspólnie się angażujemy i dlatego czujemy się dobrze w swoim gronie.

- Czy obowiązki zawodowe i rodzinne pozwalają na poświęcenie się klubowi?

- Na początku było ciężko. Prowadzę firmę ogrodniczą i gdy jeszcze byłem w Radzie Sołeckiej oraz zacząłem działać w klubie brakowało czasu. Od kiedy jednak „tylko” działam w klubie to już jest łatwiej. Żona Anna i pozwala i pomaga w działalności. Naszego synka Pawła, który niedługo będzie obchodził czwarte urodziny, też staram się zarazić tą miłością do sportu. Przychodzi ze mną na boisko. Razem kosimy murawę i biegamy za piłką. Oby połknął bakcyla, bo sport to zdrowie i kształtuje charakter.