- Do wieku juniora grałem tu w piłkę – mówi Rafał Karetta. - Pochodzę z Ochab i tu mieszkam więc na boisko, razem z kolegami, miałem po drodze. Jeździłem też na koniach i uprawiałem wszystkie dyscypliny, które były w zasięgu ręki. Później z powodu kontuzji musiałem jednak zakończyć bieganie za piłką, ale ciągnęło wilka do lasu... Kiedy klub był w bardzo trudnej sytuacji i praktycznie się rozpadał postanowiłem wejść do grupy, którą sołtys Maciej Bieniek, zachęcał do ratowania tego co zostało już zrobione. Odchodzący wtedy z klubu działacze, choć zapewniali, że nie ma długów, zostawili nam finansowy dołek, z którego udało się nam jednak wyjść i teraz już jesteśmy na plusie. Wywiązujemy się z wszystkich zobowiązań na bieżąco.
- Jaki cel postawiliście sobie rozpoczynając działalność w klubie?
- Przejmowaliśmy klub zdając sobie sprawę, że w tych ścianach najważniejsza jest młodzież i ona tak naprawdę cały czas jest naszym oczkiem w głowie. Kiedy zaczynałem działalność w klubie pracowałem jako ślusarz, a teraz jestem na rencie i klub jeszcze bardziej wypełnia mój czas. Cieszę się, że mogę w tym uczestniczyć i czekam na pierwszy mecz nowego sezonu, tym bardziej, że już na starcie gramy ze Zrywem Bąków, a derby to zawsze coś wyjątkowego. W maju gdy graliśmy z nimi na naszym boisku wygraliśmy 5:2. Mikołaj Nowak w pierwszej połowie skompletował hat-tricka, ale po przerwie na bramkę Tomka Muchy, goście odpowiedzieli dwoma golami i zapowiadała się emocjonująca końcówka. Ostatniego gola Michał Gawlas strzelił gdy graliśmy z przewagą jednego po zawodnika, po czerwonej kartce dla piłkarza z Bąkowa i ostatnie 5 minut meczu już byliśmy spokojni. Czekamy też zawsze na spotkania ze Strażakiem Dębowiec, bo tam odeszła część naszych zawodników razem z trenerem, ale oni są teraz w klasie A, do której my się przymierzamy.
- Jakie atuty ma zespół prowadzony przez Macieja Rozmusa?
- Mamy swoich doświadczonych już wychowanków ze zgłoszonym do rozgrywek prezesem Grzegorzem Chudykiem i coraz śmielej atakującą młodzież więc odważnie patrzymy w przyszłość. Oby tylko kontuzje omijały chłopców, bo to w tym juniorskim wieku jest najgorsze. Gdy się coś przydarzy i spowoduje przerwę w treningach to później młodemu chłopcu trudno wrócić. A u nas nie ma żadnych dodatkowych motywacji do gry, bo całą zapłatą za treningi i grę jest pomeczowa kiełbaska i piwko. Dlatego próbujemy stworzyć rodzinną atmosferę, w której dobrze czują się nawet 5-latkowie. Rodzice przywożą do nas swoje pociechy w wieku przedszkolnym i mają pewność, że półtorej godziny ich pociechy spędzą pod dobrą opieką. Z tego narybku wyłaniają się później drużyny trampkarzy i juniorów, których w poprzednim sezonie mieliśmy tylu, że można było dwie drużyny wystawić. Nie zawsze jednak jest takie bogactwo, bo gdy jakiś czas temu puściliśmy jednego zawodnika do Skoczowa to jego pięciu kolegów przestało chodzić na treningi, bo „paczka” się rozpadła. Wychowanek po wypożyczeniu wraca jednak do nas i mamy nadzieję, że pomoże seniorom walczyć o awans, a jego koledzy jeżeli już nie chcą trenować to przynajmniej wrócą jako kibice i pomogą klubowi.