Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Trenerskie ambicje Roberta Gąsiora nie kończą się na IV lidze

23/11/2017 13:57

Na finiszu rundy jesiennej AKS Mikołów zajmuje 4 miejsce w tabeli I grupy rozgrywek Zina Klasa Okręgowa. Od spadku z IV ligi, który mikołowianie zaliczyli latem 2014 roku, tak dobrze jeszcze nie było. W dodatku podopieczni 39-letniego Roberta Gąsiora mogą się pochwalić najlepszą skutecznością, bo w 14 spotkaniach strzelili 42 gole, czyli tyle ile... w całym poprzednim sezonie.


- Co się zmieniło w drużynie AKS Mikołów po pana przyjściu do klubu?

- Jeżeli chodzi o sprawy kadrowe to niewiele - mówi Robert Gąsior. - Przejąłem drużynę 9 maja, bo dzień przed meczem 24 kolejki poprzedni trener zrezygnował z pracy. Prezesi Krzysztof Janeczek i Michał Żyłka zaprosili mnie wtedy na rozmowę i zapytali czy przejmę zespół.

- Wahał się pan?

- Nie. Znałem zawodników, bo oglądałem mecze AKS jako kibic więc powiedziałem, że jestem gotowy i następnego dnia wygraliśmy 3:0 z JUW-e Jaroszowice. Dograliśmy sezon do końca "starym" składem i dorzuciliśmy jeszcze do swojego dorobku cztery zwycięstwa, jeden remis i dwie porażki. A po sezonie, wystarczyło popatrzeć w tabelę, żeby stwierdzić jaki jest najsłabszy punkt drużyny. Tylko trzy zespoły strzeliły mniej goli niż my dlatego najważniejsze było dla mnie pozyskanie napastnika. Namówiłem na przyjście do nas Damiana Kota. To był praktycznie jedyny letni transfer. Ważne było też to, że swoją dalszą grę w zespole zadeklarował Robert Prus. W ten sposób wzmocniliśmy siłę uderzeniową. A w trakcie rundy dołączył jeszcze do nas stoper Łukasz Szczygieł, który był wolnym zawodnikiem i po koleżeńsku obiecał, że pomoże.

- Kto jest liderem AKS?

- Drużyna zbudowana jest na wychowankach i to jest nasza siła. Ten mikołowski charakter pokazaliśmy szczególnie w meczu ze Spartą Katowice. Przy wyniku 2:2, po czerwonej kartce musieliśmy grać w dziesięciu i wtedy Łukasz Szczepek obronił karnego, a nasz najskuteczniejszy strzelec Mateusz Zamojda w 2 minucie doliczonego czasu gry strzelił zwycięskiego gola. Najważniejszymi postaciami w zespole są na pewno kapitan Sebastian Kubisz, wspominany już Robert Prus czy Wojtek Oltman, który często bierze na siebie ciężar gry.

- O co gra AKS Mikołów w tym sezonie?

- Przed nami ostatni mecz rundy jesiennej, w której nie wyszło nam tylko jedno spotkanie. Źle podeszliśmy do gry w Suszcu i przegraliśmy 0:3. Z pozostałych występów możemy być zadowoleni. Strzelamy dużo bramek. Mamy stabilną obronę z 16-letnim bramkarzem Łukaszem Szczepkiem. Jesteśmy w czołówce tabeli i zimą musimy się zastanowić z działaczami o co chcemy grać wiosną. Wystarczą dwa wzmocnienia żebyśmy spróbowali odzyskać dla Mikołowa IV ligę. Baza jaką mamy na pewno pozwala nam patrzeć wyżej niż w tej chwili jesteśmy, a moje trenerskie ambicje na IV lidze się nie kończą. Po sierpniowym egzaminie mam dyplom UEFA A, który pozwala prowadzić zespoły do III ligi włącznie.

- Czy jest pan mikołowianinem?

- Mieszkam w Mikołowie, ale pochodzę z Rudy Śląskiej i tam idąc śladem taty, który był zawodnikiem Slavii, zacząłem grać w piłkę. Moim idolem z dziecięcych lat był Roberto Baggio. Jako 17-latek w meczu rezerw, występujących w klasie B, strzeliłem nawet 7 bramek w wygranym 9:1 spotkaniu z Gulerem Katowice. Do 2000 roku byłem zawodnikiem IV-ligowej drużyny, a później przez trzy lata grałem w Jedności 32 Przyszowice, w 42 meczach strzelając 33 bramki. Następnie zakotwiczyłem w Strażaku Mikołów, w którym w klasie A ustanowiłem swój strzelecki rekord 21 goli w sezonie. Tam także zacząłem pracę trenera, prowadząc młodzież. A gdy kontuzja kolana wyłączyła mnie z gry prezes Piotr Tabacki, doceniając sukcesy z juniorami, zaproponował mi w 2008 roku przejęcie zespołu seniorów, spadających z klasy A. Tylko rok spędziliśmy w klasie B, a po trzech sezonach świętowaliśmy awans do okręgówki, w której graliśmy sezon. Rok później rozstałem się ze Strażakiem i przeniosłem się za miedzę, zostając trenerem w Bujakowie, gdzie zanosiło się na ciekawy projekt. Skończyło się jednak na awansie do klasy B i... entuzjazm minął. Wtedy właśnie pojawiła się oferta z AKS.

- Jako rudzianin cieszy się pan, że tylu rywali macie właśnie z Rudy Śląskiej?

- Życzę rudzkim klubom jak najlepiej, ale tak się składa, że akurat z drużynami z Rudy Śląskiej biliśmy strzeleckie rekordy. Zaczęliśmy od 5:3 z Uranią, a później było 2:0 z Wawelem Wirek, 6:0 z Pogonią Nowy Bytom i 8:0 z Grunwaldem. Jeżeli do tego dodamy pucharowe 7:0 z Jastrzębiem Bielszowice i 12:0 z Gwiazdą to można powiedzieć, że rudzkie zespoły są moimi ulubionymi rywalami,  

- Ile czasu poświęca pan AKS?

- Mamy trzy treningi w tygodniu, a w okresie przygotowawczym pracujemy cztery razy w tygodniu. Do tego dochodzą jednak jeszcze zajęcia z młodzieżą z rocznika 2006 w Burzy Borowa Wieś i rola koordynatora MOSiR-u Mikołów. To wszystko po ośmiogodzinnym dniu pracy w firmie.

- A co na to rodzina?

- Też żyje sportem. Córki grają w tenisa stołowego. 10-letnia Oliwia jest zawodniczką Sokoła Orzesze i mieści się w dziesiątce najlepszych w Polsce zawodniczek w kategorii żaczki, a 13-letnia Natalia zdobyła w tym roku wicemistrzostwo Polski młodzików. Teraz już gra wśród kadetek i przeniosła się do Bronowianki Kraków, gdzie jest w klasie sportowej. Żona Ilona nie uprawia co prawda sportu, ale musi to wszystko ogarnąć i ma jeszcze czas żeby ze szwagrami Mariuszem i Januszem dopingować AKS Mikołów. Na ich wsparcie zawsze mogę liczyć.