Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Czy Skra będzie wiosną walczyć o mistrzostwo III ligi?

27/11/2017 15:15

O tym, że Skra Częstochowa została mistrzem półmetka w III lidze, nie zadecydował przypadek. Podopieczni Jakuba Dziółki w 17 jesiennych spotkaniach 10 razy wygrali, 6 razy zremisowali i tylko raz musieli uznać wyższość rywala, przegrywając w Brzegu z tamtejszą Stalą 0:1. Mimo to nawet kibice spod Jasnej Góry patrząc na tabelę mówią, że to niespodzianka.


- Spotkał pan trenera, na którego... nie patrzył z góry?

- Dariusz Mrózek, trener BKS Stal, też ma 202 centymetry wzrostu więc w Bielsku-Białej, podczas meczu ostatniej tegorocznej kolejki mogliśmy sobie popatrzeć prosto w oczy - mówi 37-letni Jakub Dziółka, którego kibice bardziej znają jako zawodnika, bo ma w swojej piłkarskiej biografii 32 występy na boiskach ekstraklasy. - Przyzwyczaiłem się już jednak, że ludzie są niżsi. Żona Magda ma na przykład 165 centymetrów wzrostu. Mamy małe dzieci, bo Kubuś ma 7 lat, a Majka 3-latka więc potrafię się pochylić (śmiech).

- Był pan już kiedyś trenerem lidera przez całą zimę?

- To mój pierwszy raz, ale zaczynałem niedawno, bo w styczniu 2013 roku w MKS Myszków, który był wiceliderem klasy A. Prezes Tadeusz Bartnik zadzwonił wtedy z propozycją funkcji grającego trenera. Zgodziłem się i wiosną wprowadziłem zespół do okręgówki, w której w następnym sezonie wywalczyliśmy 5 miejsce. I wtedy Piotr Mrozek, który przejął drużynę Skry zaproponował mi rolę drugiego trenera, a po roku kierownictwo częstochowskiego klubu zaufało mi i stanąłem za sterami.

- Czy 20 lipca 2015 roku był pan gotowy na trzecioligowe wyzwanie?

- Miałem licencję UEFA B i dopiero rozpoczynałem kurs UEFA A, który ukończyłem w ubiegłem roku w sierpniu. Zaczynałem więc pracę w Skrze mając "warunkową zgodę", ale wydaje mi się, że byłem gotowy, żeby... zbierać doświadczenia. Co prawda AWF Katowice ukończyłem jako fizjoterapeuta, ale lata grania i analizy tego co robiłem, stanowiły dobry fundament. Dlatego zamknąłem gabinet, w którym pomagałem ludziom po problemach neurologicznych i skoncentrowałem się na pracy trenera drużyny, która trenuje na "nocnej zmianie". Zajęcia zaczynamy bowiem o 19.00, czyli po grupach młodzieżowych.

- Który mecz z trenerskiego punktu widzenia był dla pana najtrudniejszy?

- Mój pierwszy rok pracy w Skrze przypadł na sezon reorganizacji. Żeby się utrzymać trzeba było zająć miejsce w czołówce, w której tuż za podium był straszny ścisk. Ostatni mecz sezonu mieliśmy w Opolu z Odrą, która od mistrzostwa III ligi zaczynał swój marsz do miejsca, zajmowanego w tej chwili na zapleczu ekstraklasy. W dodatku graliśmy dzień wcześniej niż nasi bezpośredni rywale więc o żadnej kalkulacji nie mogło być mowy. Wygraliśmy 1:0 i zapewniliśmy sobie 5 miejsce, gwarantujące utrzymanie, choć ja uważam, że z ligi, w której grały drużyny z dwóch województw awansowaliśmy do ligi złożonej z zespołów z czterech województw.

- Kiedy poczuł pan, że nadaje się do roli trenera?

- Żeby odpowiedzieć na pytanie czy się nadaje potrzeba chyba kilkunastu lat. Ja na razie robię to co lubię i coraz bardziej mnie to wciąga. W poprzednim sezonie w rundzie jesiennej, grając pięcioma-sześcioma młodzieżowcami, uczyliśmy się tej nowej trzeciej ligi. Po rundzie jesiennej zajmowaliśmy 5 miejsce, mając 7 zwycięstw i 7 remisów oraz 3 porażki, z bilansem bramkowym 25:18. Wiosnę zaczęliśmy jednak słabo i po trzech porażkach z rzędu postanowiłem wstrząsnąć zespołem, który w dwa tygodnie stracił 8 goli. 1 kwietnia, choć to wcale nie był dowcip primaaprilisowy, po porażce 0:2 z Falubazem Zielona Góra wszedłem do szatni i oznajmiłem zawodnikom, że oddaję się do dyspozycji zarządu, a później poszedłem na górę i to samo zakomunikowałem prezesom.

- Jak na to zareagowali?

- Rada drużyny stawiała się za mną i mogę powiedzieć, że drużyna stanęła za  mną murem. Reszta sztabu szkoleniowego też, a prezesi poprosili o czas i gdy dwa dni później spotkaliśmy się, żeby omówić sytuację usłyszałem, że mam przygotowywać drużynę do kolejnego meczu. Nie postawiono mi ultimatum, ale nie wiem co by się stało gdybyśmy przegrali... To nie była jednak chwila zwątpienia. Naprawdę uznałem, że wszyscy potrzebujemy nowego impulsu. Pomogło, bo wygraliśmy 2:0 w Wałbrzychu i wróciliśmy na dobre tory. W 14 meczach 7 razy wygraliśmy, zanotowaliśmy 5 remisów i 2 porażki, tracąc 9 goli. Uplasowaliśmy się ostatecznie na 7 pozycji.

- Które ze spotkań pana drużyny uważa pan za najlepsze?

- Z całej tegorocznej rundy jesiennej jestem zadowolony, ale najlepszy mecz rozegraliśmy... rok temu. 19 listopada 2016 roku pokonaliśmy Piasta Żmigród 6:0. Zagraliśmy efektownie i efektywnie i to jest taki mój - jak na razie - wzorcowy mecz. Gdybyśmy tak skutecznie grali w tej jesieni mielibyśmy dzisiaj przynajmniej 4 punkty więcej.

- Czy waszą siłą jest obrona?

- Straciliśmy 6 bramek w 17 meczach, bo stawiam na uważną grę obronną całego zespołu. Zimą spróbujemy jednak sprawdzić co się stanie jeżeli zagramy bardziej ofensywnie i zostawimy przez to rywalom więcej miejsca na naszej połowie. Obrońcy będą zmuszeni do gry jeden na jeden, a ponieważ czekają nas sparingi z: Garbarnią Kraków, GKS-em Bełchatów, Legią II Warszawa, Rozwojem Katowice, Polonią Poraj, Ruchem Radzionków, Odrą Opole i Rakowem Częstochowa to przekonamy się czy takie przestawienie da nam poprawę. Chcemy się rozwijać i jako zespół i każdy zawodnik indywidualnie.

- Kto jest liderem zespołu?

- Udało się drużynie zaszczepić charakter, ale lider się nie wykrystalizował. Na dobrej drodze był Mateusz Woldan, ale choroba w poprzednim sezonie spowodowała, że na pół roku "wypadł" z zespołu, do którego wrócił i znowu gra bardzo dobrze. Jest Piotrek Mastalerz, którego podziwiam, bo pracuje na trzy etaty. Od trzeciej rano przez 8 godzin ma dniówkę w firmie prezesa. Następnie melduje się w Decathlonie, a wieczorem, bo trenujemy zawsze o 19.00, jest przygotowany do zajęć. Jako najstarszy w zespole stanowi prawdziwy wzór zaangażowania. Mówi jednak mało, choć jak już powie to tak dosadnie, że idzie w pięty. Ale to też niej jest typowy lider. Czasem żałuję, że nie ma takiego piłkarza w szatni, a czasem się zastanawiam, czy to nie jest akurat siła tej drużyny.

- Macie już konkretne plany transferowe na zimę?

- Spektakularnych transferów nie przewidujemy, ale o szczegółach jeszcze z prezesami nie rozmawiałem. Na pewno potrzebujemy młodzieżowców, bo mieliśmy tylko Daniela Rumina, Oktawiana Obuchowskiego i Łukasza Krzczuka. Czwarty Adrian Błaszkiewicz w drugim meczu doznał kontuzji stawu skokowego i mieliśmy bardzo ograniczone pole manewru, bo wychowankowie Skry z rocznika 1999 i 2000 a nawet 2002, choć trenują z nami, jeszcze nie są gotowi. Do zespołu oprócz Błaszkiewicza po wyleczeniu kontuzji powinien też wrócić doświadczony Konrad Gerega, który także na początku sezonu, na treningu doznał kontuzji kolana. Oni są w klubie, są z nami i są nam potrzebni. Rezerwy ma także Piotrek Nocoń, który po kontuzji odniesionej w maju, wrócił do gry we wrześniu, ale nie grał tak jak przed kontuzją. Rezerwy mają też pozostali ofensywni zawodnicy Damian Nowak, Marcin Kowalski i szczególnie nasz najlepszy strzelec Daniel Rumin. I to jest nasza odpowiedź na pytanie, czy wiosną będziemy walczyć o mistrzostwo.