Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Piotr Mandrysz jest zwolennikiem pracy, a nie gadania

30/11/2017 12:45

Rok temu GKS Katowice zakończył rundę jesienną jako wicelider Nice I ligi, ale ostatecznie na mecie sezonu zameldował się na 7. miejscu. Teraz sytuacja się odwróciła. Drużyna Piotra Mandrysza zimę spędzi na 7. pozycji, a kibice katowiczan liczą, że od marca dobra passa z listopadowego finiszu będzie kontynuowana.


- Jak pan ocenia grę GKS Katowice w rundzie jesiennej?

- Źle się zaczęła i po 9 kolejkach byliśmy w strefie spadkowej - mówi Piotr Mandrysz. - Mniej punktów od nas miał wtedy tylko Ruch Chorzów i to jedynie dlatego, że wystartował z minusowym kontem. W następnych 10. meczach zdobyliśmy jednak 20 punktów i mogę powiedzieć, że ta drużyna złapała swój rytm.

- Dlaczego początek sezonu był tak słaby?

- Bo klub nie miał... planu B. Wiosną wszystko, od planowanych na lato transferów po obozy i sparingi, było podporządkowane grze w ekstraklasie i gdy okazało się, że zespół nie wywalczył awansu wszedłem na "ruchome piaski". Okres przygotowawczy nie był zaplanowany, a trzeba było w biegu zbudować nowy zespół, do którego zawodnicy dochodzili nawet po zamknięciu okienka transferowego. W dodatku nękały nas kontuzje na czele z urazem Tomka Foszmańczyka, który na początku sierpnia wypadł z gry i podleczony dopiero w październiku wrócił na boisko, a 28 listopada poddał się operacji. Ponadto w klubie zaczęły się zmiany. Odszedł dyrektor sportowy. Zrezygnował prezes. To wszystko odbijało się na wynikach.

- Czego panu najbardziej brakowało?

- Wsparcia kibiców, którzy bardzo szybko okazywali brak cierpliwości. Na swoim boisku przegraliśmy na inaugurację z Pogonią Siedlce, a następnie z Puszczą Niepołomice, a sympatycy GKS Katowice nie stanowili dla zawodników podpory w trudnych momentach. Nawet gdy już karta się odwróciła i zaczęliśmy regularnie punktować tej chemii brakowało. Nie mieliśmy też w swoich szeregach prawdziwego lidera. Żaden z zawodników nie wybił się na takiego przywódcę drużyny. Starał się to robić nowy w tym zespole Tomek Midzierski, który rozegrał wszystkie mecze od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Potrzebuje jednak jeszcze większej pewności w grze, żeby przejąć tę rolę.

- Czy ktoś taki pojawi się w drużynie zimą?

- Jestem wrogiem rewolucji w składzie i po letnim "przewrocie kadrowym" na zimę nie planuję wielkich roszad. Myślę, że odejdzie dwóch-trzech zawodników, ale żebyśmy się z nimi mogli pożegnać to najpierw muszę mieć pewność, że na ich miejsce mamy już kogoś lepszego. Póki co wstępne rozmowy prowadzimy z jednym piłkarzem, ale na razie nie mówimy o transferach tylko zajmujemy się zimowym okresem przygotowawczym. Dogrywamy obóz. Planujemy sparingi.

- Będziecie wiosną walczyć o awans?

- Do tej pory w Katowicach za dużo się mówiło o awansie, a ja jestem zwolennikiem pracy, a nie gadania. Powiem więc tylko, że w czterech ostatnich meczach zdobyliśmy 10 punktów i przed rundą wiosenną jesteśmy w lepszej sytuacji niż 12 miesięcy temu były... Górnik Zabrze i Sandecja Nowy Sącz. Tracimy do wicelidera 6 punktów, czyli o 2 mniej niż zabrzanie rok temu. To jest dla nas wystarczającą motywacją do tego, żeby zimę przepracować na najwyższych obrotach. O tym, że ten zespół potrafi walczyć świadczy mecz z Podbeskidziem w Bielsku-Białej, gdzie strzelając gola na 2:1 w ostatnich sekundach gry tak naprawdę się przełamaliśmy. Bardzo dobrze zagraliśmy natomiast z Miedzią, z którą mamy lepszy bilans, bo remis w Legnicy, po golu straconym z karnego w 6. minucie doliczonego czasu gry i zwycięstwo u siebie. Ponadto w dobrym stylu wygraliśmy z Rakowem w Częstochowie i z Chojniczanką u siebie. To najlepiej pokazuje jakie ten zespół ma możliwości.

- A jakie ma minusy?

- Rozgrywanie ataku pozycyjnego i błędy w defensywie, które szczególnie w meczach u nas, gdy rywal przyjeżdżał żeby się bronić dziesiątką na swojej połowie, były brzemienne w skutkach. Za dużo też traciliśmy goli z karnych, bo rywale 7 razy strzelali z "wapna", z czego te w Tychach i Siedlcach delikatnie nazwę kontrowersyjnymi. My natomiast wykonaliśmy 3 "jedenastki". Do poprawki jest też bilans bramkowy, bo straciliśmy aż 24 gole.

- Czy to wina bramkarzy?

- Obydwu miałem w Niecieczy gdy wywalczyliśmy awans, ale Mateusz Abramowicz, który na pierwszym treningu doznał kontuzji, wszedł w sezon z opóźnieniem. W dodatku trafił na zły moment w grze zespołu i po serii 5 meczów bez zwycięstwa znowu Sebastian Nowak stanął między słupkami i bronił do końca rundy. Do bramkarzy jednak nie mam pretensji, choć wiem, że mogą bronić lepiej i tego oczekuję od nich wiosną. Błędy przytrafiały się też stoperom i bocznym obrońcom, więc cała nasza gra defensywna musi ulec poprawie. Ale więcej problemów mamy z ofensywą. Nasz najlepszy strzelec Wojciech Kędziora zakończył rundę z 7. trafieniami, ale dopiero w czterech ostatnich meczach regularnie wpisywał się na listę strzelców i to się przełożyło na punkty. Jakub Yunnis, którego ściągaliśmy z nadzieją, że zastąpi Mikołaja Lebedyńskiego nie sprostał zadaniu. Niewielkie doświadczenie seniorskie i brak ogrania, bo w Sigmie Ołomuniec nie był podstawowym zawodnikiem, było bardzo widoczne.

- W ilu procentach druga linia spełniła pana oczekiwania?

- Trudo mówić o spełnionych oczekiwaniach skoro ani jednego meczu nie zagraliśmy w optymalnym składzie. Przez kontuzje i choroby oraz kartki cały czas byliśmy osłabieni. Najbardziej odczuwalny był brak lidera z poprzedniego sezonu czyli Tomka Foszmańczyka. Do tego Peter Szulek po kontuzji dopiero od 10. kolejki był gotowy do gry, a Bartłomieja Kalinkowskiego przed meczem z Podbeskidziem rozłożyła grypa jelitowa, która później "krążyła" po drużynie i eliminowała po kolei Pawła Mandrysza, Oktawiana Skrzecza i Wojciecha Słomkę. Dodajmy jeszcze, że Adrian Błąd i Dalibor Pleva, którzy dołączyli do nas w ostatnich dniach okienka transferowego, na pewno więcej dadzą drużynie jak już będą dobrze przygotowani. Pozyskany z IV ligi Rafał Kuliński też potrzebował czasu na okrzepnięcie, ale jego występy w ostatnich dwóch meczach rundy jesiennej potwierdzają, że ma spore możliwości. Więcej obiecywałem sobie także po duecie Andreja Prokić - Armin Cerimagić, bo pierwszy z nich miał dostać polskie obywatelstwo. Ponieważ jednak nadal jest Serbem musiałem korzystać z nich na zmianę, bo obaj jednocześnie nie mogli grać.

- Jest pan zadowolony z postępów swojego syna Pawła?

- Traktuję go tak samo jak każdego innego zawodnika w zespole i cieszę się, że swoją grą w I lidze zasłużył na powołanie do reprezentacji młodzieżowej. Zdobywał w niej doświadczenie, grając ze Szwajcarią, Holandią, Czechami i Portugalią. Mam nadzieję, że wykorzysta go jeszcze lepiej wiosną i będąc wyróżniającym się zawodnikiem w I lidze zasłuży na kolejne powołania. Ponadto on ciągle mężnieje więc liczę na niego tak samo jak na każdego piłkarza, którego zimą będę przygotowywał do rundy wiosennej, żeby w jej trakcie wycisnąć z zespołu ile tylko się da. Tym bardziej, że zawodnicy będą już wdrożeni w mój rytm pracy i dobrze poznają czego od nich na boisku wymagam. A to do tej pory zawsze przynosiło dobry efekt.