Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Goczałkowice są w dole, z którego muszą wyjść

12/09/2017 06:25

Trudne jest życie beniaminka. W piątej kolejce rozgrywek HAIZ IV liga – II grupa zespół LKS Goczałkowice poniósł trzecią porażkę z rzędu, przegrywając na własnym boisku 0:1 z LKS Czaniec. Po tym meczu krótkiego wywiadu udzielił grający trener gospodarzy, Damian Baron.


- Sezon zaczęliście całkiem nieźle, a teraz trzecia porażka z rzędu. Chyba nie tak to miało wyglądać?

- Wiedzieliśmy, że w IV lidze nie będzie łatwo – mówi Damian Baron. - Przystąpiliśmy do rozgrywek praktycznie tym samym składem, jakim kończyliśmy poprzedni sezon. Na początku ruszyło fajnie, ale z biegiem czasu coś się zacięło. Niestety doszło parę kontuzji i coś jest nie tak. Z meczu na mecz wygląda to coraz lepiej, ale znowu dostajemy taką niepotrzebną bramkę i tracimy u siebie punkty.

- W pierwszej połowie graliście bardzo defensywnie i wyglądało to tak, jakbyście przede wszystkim nie chcieli stracić bramki.

- Nie wiem, co jest w głowach zawodników. W szatni mówimy sobie coś innego. Nie wiem, czy w głowach siedzi, żeby nie przegrać, żeby się cofnąć. Bo w ostatnich 15 minutach poszliśmy wyżej i akcje zaczynały się tworzyć. Musimy cały czas nad tym pracować i głowy do góry.

- Ale fakty są takie, że w drugiej połowie praktycznie nie stworzyliście zagrożenia pod bramką przeciwnika.

- Mecz z LKS Czaniec znowu pokazał, że nie idzie. Nie wiem, czy to brak doświadczenia, czy umiejętności niektórych zawodników, ale jednak to boli. Pracujemy na treningach, staramy się, a w meczu to nie wychodzi. Co mam powiedzieć? Jest na pewno jakiś dół, z którego musimy wyjść. Będziemy się cały czas starać, starać i jeszcze raz starać.

- A czy przed meczem w waszych głowach siedziało to, że LKS Goczałkowice miały jedną z najgorszych defensyw w lidze, a LKS Czaniec wręcz przeciwnie, najlepszą?

- Na pewno nie chcieliśmy grać defensywnie, tym bardziej u siebie. W tamtym sezonie wykorzystywaliśmy atut naszego boiska i tutaj robiliśmy praktycznie wszystkie punkty. Teraz dopiero raz tu zremisowaliśmy, więc coś jest nie tak, coś jest w głowach, coś co nas zablokowało i nie potrafimy tego odblokować. Tak jak widać, zagraliśmy defensywnie i też nie przyniosło to skutków.

- Jakie najpoważniejsze błędy dostrzega pan w waszej grze?

- Przede wszystkim w ustawieniu. Staramy się grać 4-4-2, wąsko, cały czas blisko siebie, żeby zawężać pole gry. Czasami to nie wychodzi, bo jednak zawodnicy wychodzą z tego. Problemem jest też to, że cały czas ktoś wypada, ciągle są zmiany w kadrze. W meczu z LKS Czaniec znowu był całkowicie inny skład. Nie ma tego zgrania, tym bardziej że jest nas teraz 18. Tu nie ma jednego, tu znowu nie ma drugiego.

- Czy zawodnicy z drugiej drużyny są w stanie pomóc?

- Na razie nikogo takiego nie widziałem. Jedyny, który wrócił to Adam Złotek, który coś tam pokazał, który chce, walczy i to jest na razie ten jeden zawodnik.

- A nie przeszkadza panu jako trenerowi także rola piłkarza?

- Na pewno jest to utrudnienie, bo nie widzi się tego wszystkiego, co się widzi z boku. Dlatego te mecze mamy nagrywane. Moim zdaniem nie mamy jeszcze tylu zawodników, żebym mógł siąść na ławce i całkowicie zacząć tylko bawić się trenerką. Wydaje mi się, że jeszcze mogę pomóc chłopakom na boisku.

Piotr Tubacki