Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Kamil Szymura

3/11/2017 15:13

Jeżeli ktoś ma na imię Kamil, pochodzi z Jastrzębia-Zdroju i jest bramkostrzelnym stoperem nie mu się nazywać... Glik. - Reprezentacyjny obrońca, grający na co dzień w Monaco, jest moim kolegą z podwórka. Mieszkał w sąsiednim bloku, a gdy grał w wodzisławskiej szkółce namawiał mnie do przejścia, ale zostałem w Jastrzębiu - mówi Kamil Szymura, filar obrony beniaminka i zarazem lidera II ligi.


- Zacznijmy od... przyszłości. Ilu widzów spodziewacie się na sobotnim meczu z ROW-em 1964 Rybnik?

- Podobno rybniczanie zamówili 500 biletów i poszły jak świeże bułeczki. Nasz stadion w sumie może przyjąć 3500 widzów, a ponieważ nasi kibice też się mobilizują i planują grupowe przemarsze z każdego osiedla na mecz to może się zdarzyć, że "spóźnialscy" mogą odejść spod kasy z kwitkiem. Dwa dni przed spotkaniem w sprzedaży było już tylko kilkaset biletów.

- Skąd ma pan tak dokładne dane?

- Mój brat Artur jest jednym z tych kibiców, którzy dopingują nas na każdym meczu. A ponadto rozmawiałem na ten temat z prezesem, bo dla nas też jest to mecz wyjątkowy, o którym się mówi na mieście. Jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli i gramy z drużyną z sąsiedniego miasta, mającą ostatnio bardzo dobrą passę. No i walczymy o to, żeby w czterech ostatnich kolejkach rundy jesiennej utrzymać się w czołówce. To robi wrażenie na kibicach.

- Spodziewał się pan, że na finiszu rundy jesiennej będziecie grać w roli faworyta?

- W pierwszym meczu sezonu, z MKS Kluczbork, po stracie pierwszej bramki odpowiedzieliśmy strzelając pięć goli i weszliśmy w dobry rytm. Ważny był też mecz w szóstej kolejce. Ze Zniczem Pruszków przegrywaliśmy do 79 minuty, ale po mojej wyrównującej bramce atakowaliśmy do końca i trafienie Wojtka Caniboła, w 6 minucie doliczonego czasu gry, zapewniło nam zwycięstwo 2:1. To nas dodatkowo zmobilizowało, bo uświadomiliśmy sobie, że na naszym boisku, nawet grając z rywalami, którzy koncentrują się na obronie i groźnie kontrują, potrafimy wygrać. Z takim nastawieniem czekamy też na mecz z ROW-em 1964 Rybnik.

- Chcecie zostać mistrzem półmetka?

- Naszym celem na początku sezonu było spokojne utrzymanie. Startowaliśmy przecież jako beniaminek. Gramy jednak dobrą piłkę. Zdobywamy punkty. Jesteśmy na pierwszym miejscu i chcemy na nim spędzić całą zimę, dając czas zarządowi do myślenia nad celem na rundę wiosenną. Jeżeli chcemy walczyć o awans to trzeba będzie naszą młodą drużynę wzmocnić. Nie znaczy to jednak sprowadzić "obcych", bo naszą siłą jest jedność zawodników z Jastrzębia. Młodzi piłkarze, utożsamiający się z klubem, oddaliby za niego wszystko i to widać w naszych wynikach. Dlatego działacze myśląc o wzmocnieniu zespołu mogą się rozglądać za... jastrzębianami grającymi w innych drużynach. Nie brakuje ich. Tomek Midzierski i Sebastian Nowak grają w GKS-ie Katowice. Łukasz Pielorz występuje w MFK Frydek-Mistek, a Marcin Radzewicz w GKS-ie Tychy. To doświadczeni piłkarze z ekstraklasowym doświadczeniem, wywodzący się z naszego miasta. Ale to nie znaczy, że wskazuję działaczom kogo mają sprowadzić. Ja jestem od grania, a od transferów, jeżeli działacze uznają, że będą nam potrzebne wzmocnienia, są inni.

- Wymieniając jastrzębian z ekstraklasowym doświadczeniem nie wspomniał pan o Kamilu Gliku...

- ... bo to nie ta półka. Znamy się z Kamilem bardzo dobrze. Reprezentacyjny obrońca, grający na co dzień w Monaco, jest moim kolegą z podwórka. Mieszkał w sąsiednim bloku, a gdy grał w wodzisławskiej szkółce namawiał mnie do przejścia, ale zostałem w Jastrzębiu. Nasze piłkarskie drogi się rozeszły, ale kiedy Kamil wraca do domu to spotykamy się. Korzystam też z Orlika, który Kamil zbudował na naszym osiedlu. W tym roku widzieliśmy się przed Świętami Wielkanocnymi, gdy jeszcze grałem w III lidze.

- Czy Kamil Glik jest pana piłkarskim wzorem?

- Mam nadzieję, że się nie obrazi, ale nie. Jako dziecko chciałem grać jak Alan Shearer i w koszulce z jego nazwiskiem biegałem po podwórku. A od 1999 roku kibicuję Manchesterowi United. Zakochałem się w tym klubie gdy wygrał Ligę Mistrzów do 90 minut przegrywając w finale z Bayernem 0:1. Gole Sheringhama i Solskjaera w doliczonym czasie gry zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Do tego "czerwone diabły" zdobyły wtedy Puchar Anglii i okazał się najlepsze w Premier League, a do potrójnej korony trener Alex Ferguson dorzucił jeszcze Superpuchar UEFA i Puchar Interkontynentalny na koniec roku. A moim wzorem stopera był Nemanja Vidić, przede wszystkim za cechy wolicjonalne, podobne do moich.

- Co by było gdyby dał się pan namówić Kamilowi Glikowi i poszedł z nim do wodzisławskiej szkółki?

- Tego nie wie nikt i nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Jako trampkarz zostałem w Jastrzębiu, ale mając 17 lat spróbowałem swoich sił zmieniając klub. Ryszard Wieczorek, który był trenerem Górnika Zabrze, zaproponował mi testy w klubie z ekstraklasy. To było 10 lat temu. Porozmawiałem więc z moim trenerem klubowym Grzegorzem Łukasikiem, który stwierdził, że powinienem pojechać i po sprawdzianie w Młodej Ekstraklasie zostałem w Zabrzu. Trafiłem na zły okres, w którym zmieniali się trenerzy, bo Ryszarda Wieczorka zastąpił Henryk Kasperczak, z którym Górnik spadł do I ligi. Po nim był Ryszard Komornicki i wreszcie przyszedł Adam Nawałka, ale dla mnie nadszedł czas wypożyczeń. Wiosnę 2010 roku spędziłem w II-ligowym Pelikanie Łowicz, a sezon 2010/2011 w I-ligowym Ruchu Radzionków. Rozegrałem w nim 31 meczów i strzeliłem gola więc wracałem do Górnika z nadzieją na grę w ekstraklasie. Skończyło się jednak dwoma występami. Zadebiutowałem w Barbórkę 4 grudnia 2011 roku w przegranym meczu ze Śląskiem Wrocław, a tydzień później wyjazdową porażką z Widzewem Łódź 0:2 zakończyłem przygodę z ekstraklasą.

- Czego zabrakło?

- Po rundzie jesiennej zaczęliśmy rozmawiać o kontrakcie, który kończył mi się w czerwcu, a ponieważ nie mogliśmy dojść do porozumienia to skończyło się na wypożyczeniu mnie do GKS-u Katowice. Zagrałem tam 9 spotkań, strzeliłem gola i... mogłem szukać nowego klubu. Trafiłem, do Sandecji, w której przegrałem z kontuzją. W Gdyni, podczas meczu z Arką zaczęły się kłopoty z przywodzicielem. Od września do końca 2012 roku byłem więc na L-4, a gdy po zabiegu artroskopii i rehabilitacji w styczniu zacząłem zajęcia to na pierwszym treningu w 2013 roku kontuzja się odnowiła i wróciłem, do domu...

- Myślał pan wtedy, że to już koniec marzeń o karierze?

- Miałem 22 lata, ale faktycznie myślałem, że to już koniec... Zacząłem pracę na kopalni, a ponieważ Grzegorz Łukasik, czyli mój trener z trampkarskich czasów prowadził IV-ligowy zespół GKS 1962 Jastrzębie dałem się namówić na grę. W pierwszym sezonie awansowaliśmy do III ligi, w której spędziliśmy trzy sezony, aż wreszcie latem awansowaliśmy na szczebel centralny i znowu koncentruję się na piłce.

- Który z meczów w barwach GKS 1962 Jastrzębie wspomina pan najmilej?

- Rok temu graliśmy w Pucharze Polski z Górnikiem Łęczna. To był niesamowity mecz. Strzeliłem gola na 1:0, ale grając z przewagą jednego zawodnika, w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry straciliśmy bramkę z karnego i potrzebna była dogrywka. Zakończyła się bezbramkowo choć rywale ostatni kwadrans grali w dziewięciu. Potrzebne był y więc rzuty karne, w których w trzeciej serii nie pokonałem bramkarza rywali. Skończyło się jednak szczęśliwie, bo ostatecznie, po ośmiu kolejkach 7:6 wygraliśmy konkurs jedenastek i wyeliminowaliśmy zespół z ekstraklasy. Liczyłem, że w ćwierćfinale zagramy z Górnikiem, ale zabrzanie przegrali z Wigrami Suwałki. Trafiliśmy więc na I-ligowca i w przetrzebionym kontuzjami składzie, w którym mnie też zabrakło, przegraliśmy u siebie 1:2. Natomiast w rewanżu, w arktycznych warunkach, zremisowaliśmy 1:1 i odpadliśmy z rozgrywek. Nie musieliśmy się wstydzić naszej konfrontacji z drużynami z wyższych lig, ale niedosyt pozostał. Gdybyśmy w pierwszym meczu z Wigrami nie musieli grać bez sześciu kontuzjowanych zawodników, mając na ławce tylko trzech juniorów, moglibyśmy dojść dalej.

- Jaki piłkarski cel stawia pan przed sobą?

- Mam 27 lat, ale zdrowie dopisuje, a miejsce w tabeli wskazuje, że nie muszę jeszcze rezygnować z marzenia o grze w wyższej lidze. Latem miałem ofertę z I-ligowego klubu, ale uznałem, że spróbuję... się tam dostać z naszą drużyną. A co będzie później zobaczymy. O reprezentacji już jednak nie będę wspominał, choć gdy u trenera Andrzeja Zamilskiego występowałem w młodzieżówce wydawało mi się to realne. Teraz już natomiast twardo stąpam po... murawie i mam nadzieję, że jeszcze z zespołem GKS 1962 Jastrzębie, pokażę się na boiskach ekstraklasy. Taki jest mój cel, który chcę zrealizować także dla naszych kibiców. Wśród fanów naszej drużyny jest nie tylko brat i duża grupa przyjaciół i kolegów. Także tata przychodzi na każdy mecz u nas, a moja dziewczyna też mnie dopinguje. Magda, jak tylko jej czas pozwala, bo studiuje w Krakowie i pracuje, stara się być na moich meczach, a gdy jest to wygrywamy. W sobotę musi być w pracy, ale na pewno myślami będzie ze mną. Postaramy się więc zagrać tak jakby była na trybunach.