Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Paweł Piceluk wreszcie strzelił pierwszego gola dla Rakowa

10/11/2017 07:23

Na trzecioligowych boiskach Paweł Piceluk dwukrotnie strzelił ponad 30 goli na sezon! W rozgrywkach 2014/2015 był snajperem zespołu Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie i w grupie podlasko-warmińsko-mazurskiej w 32 występach trafił 32 razy. W następnym sezonie w barwach Olimpii Elbląg, razem z barażami o awans do II ligi, rozegrał 35 spotkań, 33-krotnie wpisując się na listę. W Rakowie długo musiał jednak czekać na pierwsze trafienie.


- Co pan czuł po strzeleniu gola Górnikowi Łęczna?

- Długo na niego czekałem, choć mało... grałem - mówi Paweł Piceluk. - Przyszedłem do Rakowa latem, ale zaliczyłem do tej pory tylko sześć "kawałków", bo pięć razy wchodziłem jako zmiennik, a raz zagrałem pierwszą połowę. Mogę więc powiedzieć, że wreszcie strzeliłem. Nie była to jednak bramka "stadiony świata". Wystarczyło przy rzucie rożnym stać tam gdzie trener kazał. Ustawiłem się "na długim słupku" i gdy piłka do mnie dotarła z 7 metra trafiłem w krótki róg. Cieszyłem się, bo w 87 minucie zapewniłem naszej drużynie prowadzenie 2:1, a w doliczonym czasie gry główką Andrzeja Niewulisa przypieczętowaliśmy zwycięstwo, które zapewniło nam awans na 4 miejsce w tabeli. Do końca rundy jesiennej jeszcze trzy kolejki, bo w niedzielę gramy na wyjeździe z Pogonią Siedlce, a później mamy wyjazd do Legnicy i gościmy u siebie Puszczę Niepołomice więc i mój dorobek i nasze miejsce w tabeli można poprawić.

- Co by pan powiedział gdyby ktoś przed sezonem stwierdził, że po 16 kolejkach będzie pan miał na koncie jedno trafienie?

- Przychodziłem do Rakowa po trzech sezonach, w których na boiskach III i II ligi strzeliłem w sumie 76 goli. Byłem spokojny, że sobie poradzę na zapleczu ekstraklasy. Tym bardziej, że trener Marek Papszun już rok temu namawiał mnie na przejście do Rakowa. Zimą jednak złamałem kość strzałkową i po kontuzji dopiero w kwietniu zacząłem wracać do gry. Wiosną, jeszcze jako zawodnik Olimpii Elbląg, nie rozegrałem ani jednego całego meczu i strzeliłem tylko jednego gola Radomiakowi, ale meldując się w Częstochowie byłem już w pełni sił. Swoją pierwszą szansę dostałem wchodząc do gry w trzeciej kolejce i po rozegranym rzucie wolnym miałem znakomitą okazję, ale bramkarz Chojniczanki obronił mój strzał z 4 metrów. W dodatku goście w ostatnich sekundach zdobyli zwycięską bramkę.

- To pana "zablokowało"?

- Nie. Trenowałem starając się pokazać swoją skuteczność. Grałem w rezerwach, w czterech występach strzelając cztery gole. Czułem się dobrze i byłem gotowy, czekając na swoją szansę. Na pewno czuję niedosyt, ale mam też nadzieję, że pierwsza bramka w barwach Rakowa rozpocznie nową serię. Przed nami jeszcze trzy kolejki w rundzie jesiennej i chciałbym poprawić swoje statystyki.

- A propos statystyki... Na trzecioligowych boiskach bił pan rekordy strzeleckie, ale na szczeblu centralnym trafień jest już znacznie mniej. Dlaczego?

- Zaczynałem grać w Drwęcy w moim rodzinnym Nowym Mieście Lubawskim. Tam trener Jerzy Wójcik wprowadził mnie do gry w III-ligowej drużynie gdy miałem 17 lat. Jako 20-latek trafiłem do Olimpii Grudziądz i od IV ligi zaczynając, z sezonu na sezon, cieszyłem się z awansu. W III lidze strzeliłem 16 goli, ale na drugoligowe potrzeby sprowadzono Grzegorza Domżalskiego z Ruchu Chorzów i mnie pozostała rola zmiennika zawodnika z ekstraklasy. Z 14 występów, 13 stanowiły wejścia z ławki i zakończyłem rundę bez gola. Mogłem co prawda podglądać na treningach Sławka Wojciechowskiego, który z Bayernem Monachium sięgał po mistrzostwo Niemiec czy też mającego za sobą występ w reprezentacji Polski Mariusza Pawlaka, ale wolałem grać. Dlatego przeszedłem do Lecha Rypin i znowu w III lidze byłem snajperem. Przez dwa lata, w 55 meczach strzeliłem 45 goli i trafiłem do I-ligowej Warty Poznań, podpisując 3-letni kontrakt.

- Żałuje pan tego kroku?

- Tak, bo to był zbyt duży przeskok. W dodatku w ataku Warty był Piotr Reiss więc znowu pozostała mi rola zmiennika, który w 9 meczach strzelił 1 gola... Olimpii Grudziądz. A później zaczęły się wypożyczenia. Pół roku byłem w II-ligowym Motorze Lublin, dla którego strzeliłem 3 gole i pół roku w I-ligowym Stomilu Olsztyn, gdzie zdobyłem 5 bramek. W olsztyńskiej drużynie czułem się bardzo dobrze, ale jako zawodnik Warty musiałem wrócić do Poznania. Tu po spadku, już w II-ligowej drużynie, w której grał Grzegorz Rasiak, wystąpiłem w 30 meczach, ale tylko w 2 całych i strzeliłem 7 goli. Skończyło się tym, że w następnym sezonie Warta nie przystąpiła do gry w II lidze, a ja wróciłem do domu.

- Czy 32 gole strzelone w III lidze dla zespołu Finishparkiet Drwęca pozwoliło się pan odbudować?

- Z takim dorobkiem jako 27-letni król strzelców zwróciłem na siebie uwagę... naszego rywala z grupy podlasko-warmińsko-mazurskiej. Trener Olimpii Elbląg Adam Boros postawił na mnie, a ja odpłaciłem się strzelając 32 bramki w 33 meczach w lidze oraz jedynym trafieniem w pierwszym meczu barażowym o awans do II ligi. Na boisku Motoru w Lublinie, w ostatnich minutach spotkania, pokonałem mającego za sobą występ w ekstraklasie Pawła Sochę. Mieliśmy więc dobrą zaliczkę przed rewanżem, w którym wygraliśmy 2:1. To był ten moment, w którym wszystko układało się po mojej myśli. Tym bardziej, że po awansie, jesienią w II lidze w 19 meczach strzeliłem 10 goli. Aż do zimowej kontuzji, ale do niej już nie chcę wracać.

- Miał pan mecz albo bramkę życia, które pozwoliły przetrwać najgorsze momenty podczas leczenia?

- Gdy grałem w Stomilu Olsztyn gościliśmy Cracovię, z którą wygraliśmy 3:0, a ja oprócz gola miałem też w swoim dorobku asystę. Ten barażowy mecz z Motorem w Lublinie również był dla mnie wyjątkowy. Natomiast wśród ponad 170 bramek strzelonych w ponad 300 meczach na boiskach od III do I ligi było kilka ładnych. Numer jeden to trafienie dla Warty w meczu z Olimpią Grudziądz, bo uderzyłem z 25 metrów w okienko. Numer dwa to ostatni gol dla Olimpii Elbląg z Radomiakiem, a numer trzy to bramka w Elblągu strzelona... Rakowowi. Jest co wspominać.

- Miał pan problemy z aklimatyzacją w Częstochowie?

- Nie. Raków jest moim ósmym klubem. Szybko się przyzwyczajam, a w dodatku razem ze mną są żona i córka. Kasia jest moim wiernym kibicem i wspiera mnie w trudnych chwilach, a 3-letnia Oliwia jest najlepszą odskocznią od piłkarskiego boiska. Szybko też poznaliśmy miasto i czujemy się w nim bardzo dobrze.

- Jakie ma pan piłkarskie marzenie?

- Gdy byłem dzieckiem wpatrywałem się w Brazylijczyka Ronaldo i Hiszpana Raula, a moimi ulubionymi klubami były Real Madryt i Legia Warszawa. Teraz mam 29 lat i pamiętając o słowach prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, który powiedział, że najlepszy wiek dla piłkarza to okres między 28 a 32 rokiem życia, wierzę, że to co najlepsze jeszcze przede mną. Raków jest na czwartym miejscu w tabeli I ligi, a ja fizycznie i psychicznie czuję się bardzo dobrze. Dlatego myślę o tym, że możemy zaatakować ekstraklasę. Chciałbym w niej zagrać z Rakowem. To poukładany klub, mający także atuty sportowe, bo zespół jest bardzo mocny. Wiemy co mamy grać. O każde miejsce w jedenastce trwa rywalizacja na treningach. Dlatego możemy się włączyć do walki o awans, a ja chcę w tej drużynie wywalczyć swoje stałe miejsce w ataku i być dla trenera wyborem numer 1. Podziwiam Roberta Lewandowskiego. Jest jednym z najlepszych napastników na świecie. W każdym meczu, a gra przecież w Bundeslidzie, Pucharze Niemiec, Lidze Mistrzów i w reprezentacji, pokazuje jak bardzo się angażuje. U niego po prostu widać, że naprawdę bardzo mu zależy.