Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Czechowiczanie wysoko zawiesili sobie poprzeczkę

17/11/2017 13:00

Do zakończenia rundy jesiennej w AP-Sport Beskidzkiej Lidze Okręgowej zostały już tylko dwa zaległe spotkania LKS 99 Pruchna - Wiślańskie Stowarzyszenie Sportowe i Pasjonat Dankowice - Czarni Góral Żywiec. Ich wyniki nie będą już miały jednak wpływu na sytuację na szczycie tabeli, bo w fotelu lidera wygodnie przezimuje MRKS Czechowice-Dziedzice. Podopieczni Marcina Biskupa wygrali 14 z 15 spotkań i mają 9 punktów przewagi nad drugim w tabeli LKS Bestwina.


- Jak doszło do piłkarskiej eksplozji w Czechowicach-Dziedzicach?

- Najpierw była solidna praca z młodzieżą - mówi Marcin Biskup. - Gdy w listopadzie 2014 roku prezes Krzysztof Adamiec zaproponował mi przejęcie drużyny, która była średniakiem, postawiłem na budowę fundamentów. Sytuacja klubu nie była łatwa, ale doświadczeni czechowiczanie Mateusz Żyła i Tomek Kozioł pomogli mi ruszyć w dobrym kierunku. Były mecze, w których w wyjściowej jedenastce wybiegało nawet siedmiu młodzieżowców. To zaczęło procentować w kolejnych sezonach. Cały czas szliśmy krok po kroku do przodu. Sezon 2014/2015 zakończyliśmy na 10 miejscu. Rok później byliśmy na 5 pozycji, a latem tego roku zameldowaliśmy się na podium. W dodatku sytuacja w klubie poprawiła się na tyle, że do drużyny mogli dołączyć zawodnicy znani w piłkarskim świecie i związani z naszym regionem. Do Mateusza Żyły, który jest prawdziwym kapitanem i liderem dołączyli także mający za sobą występy w ekstraklasie: Krzysiek Chrapek, Damian Szczęsny i Mariusz Sacha. Ponadto Dawid Gola, którego znam z czasów gry w III-ligowym LKS-ie Czaniec wrócił do domu. Niewiele brakowało, żeby grał z nami także Marek Sokołowski, ale przed sezonem nabawił się kontuzji więzadeł i został z nami pełniąc rolę dyrektora sportowego. Pomaga od strony organizacyjnej i możemy powiedzieć, że MRKS tętni sportowym życiem.

- Czy taki skład jest gwarancją sukcesu?

- Przed sezonem nikt nie mówił, że mamy awansować, ale swoimi wynikami sami sobie zawiesiliśmy poprzeczkę na mistrzowskim pułapie. Na początku była jednak niepewność, bo nowy zespół, który nie miał czasu na zgranie, trafił na czołowe drużyny naszej ligi. Inaugurację mieliśmy w Wiśle, gdzie po trudnym meczu wygraliśmy 3:2. Ten bój nas zjednoczył i do piątej kolejki wygrywaliśmy mecze różnicą jednej bramki. A od września już ruszyliśmy z kopyta. Worek z bramkami rozwiązał się w szóstej kolejce. Wygraliśmy 6:0 z GLKS Wilkowice, a rekordy biliśmy gromiąc 9:1 Spójnię Zebrzydowice i 10:1 z Orła Łękawica.

- Jak doszło do jednej jesiennej porażki?

- To był niezwykły mecz. W Jaworzu beniaminek zaskoczył nas skutecznością i po pierwszej połowie przegrywaliśmy 0:4! To co się działo w drugiej połowie świadczy o naszej sile, bo w kwadrans strzeliliśmy 3 gole. Szturm trwał do końca i nawet gdy w 88 minucie Damian Szczęsny wyrównał nie zadowoliliśmy się remisem. Krzysiek Chrapek groźnie strzelił z wolnego, mieliśmy dwie sytuacje sam na sam, ale ich nie wykorzystaliśmy. To się zemściło, bo w ostatniej akcji meczu Czarni wyprowadzili zabójczą kontrę. Z tej porażki wyciągnęliśmy jednak wnioski. Po pierwsze potrafimy odrabiać straty, a po drugie każdego rywala musimy traktować tak samo poważnie i koncentrować się przed każdym spotkaniem.

- Planujecie zimowe wzmocnienia?

- Nie sądzę żeby były potrzebne. Wystarczy, że wzmocnimy się wykorzystując rezerwy, które tkwią w tej drużynie. Powiedziałem o tym zawodnikom po wtorkowym treningu dziękując im za rundę jesienną. Do 15 grudnia będziemy się spotykać raz w tygodniu, a od 10 stycznia ruszymy z przygotowaniami do wiosennej walki.

- Czym dla pana jest praca w MRKS-ie?

- Piłka nożna jest moją pasją. Wychowałem się w piłkarskiej rodzinie. Grał tata, grał wujek. Poszedłem ich śladem w BBTS Włókniarz Bielsko-Biała, od trampkarza dochodząc do IV ligi, w której zadebiutowałem w wygranym 5:3 meczu ze Spartą Lubliniec. Podczas studiów na AWF-ie Katowice byłem krótko bramkarzem Uranii Ruda Śląska, ale po przeprowadzce do AWF-u Kraków zakotwiczyłem w Kalwariance, gdzie doznałem kontuzji w trakcie treningowej gry. Ciągnące się przez 11 lat problemy z kolanem skomplikowały moją sportową przygodę, którą ostatecznie zakończył trzask w kolanie na rozgrzewce przed meczem rezerw BKS Stali Bielsko-Biała w Pierścu. Dopiero w wieku 33 lat rekonstrukcja więzadeł przez doktora Marka Jędrysika w Jastrzębiu-Zdroju sprawiła, że jestem sprawny, ale było już za późno, żeby myśleć o karierze zawodnika.

- I wtedy zaczął pan myśleć o pracy trenera?

- Pracuję w firmie, którą prowadzimy razem z tatą, a trenowanie zapewnia mi kontakt z piłką nożną. Zacząłem w BBTS robiąc nabór 9-10-latków w 1994 roku. Później pracując z młodzieżą przez BKS Stal trafiłem do Rekordu, gdzie "odkryłem" futsal. Jako asystent Dariusza Kubicy na Młodzieżowych Mistrzostwach Polski cieszyłem się z brązowego medal, a rok później już samodzielnie doprowadziłem młodzieżową drużynę Rekordu do wicemistrzostwa Polski. Sukces z 17 grudnia 2006 roku otworzył mi drogę do pierwszej drużyny. Prezes Janusz Szymura powierzył mi bowiem zespół seniorów po spadku do II ligi, a ja wprowadziłem drużynę do ekstraklasy, w której jako beniaminek wywalczyliśmy czwarte miejsce. Na duże boiska wróciłem za namową prezesa LKS-u Czaniec. Wojciech Waligóra, który na finiszu rundy wiosennej w 2011 roku, po rezygnacji Mariusza Wójcika, poprowadził zespół do pięciu zwycięstw z rzędu, na dzień dobry, zażartował. Powiedział mi, że nie oczekuje ode mnie poprawy wyników, ale dobrej gry drużyny. Wywiązałem się z zadania, bo zdobyliśmy awans do III ligi. Później pracowałem jeszcze rok w Drzewiarzu Jasienica w IV lidze, aż wreszcie trafiłem do MRKS.

- Jak na pana piłkarska pasję reaguje rodzina?

- W maju mieliśmy komunię syna. Na przyjęcie rodzinne zaprosiliśmy gości na Rekord i zaznaczyliśmy, że mają wziąć buty piłkarskie i koszulki. Wszyscy wzięli więc po obiedzie poszliśmy na boisko ze sztuczną trawą i rozegraliśmy godzinny mecz rodzina wujka Andrzeja na rodzinę taty. Ciocia Ewa sędziowała. Wynik 8:8 został zapisany w rodzinnej kronice, a Natan, w tym wyjątkowym dla siebie dniu, cieszył się ze strzelenia dwóch goli. Nie muszę więc chyba dodawać, że czuję wsparcie najbliższych.