Śląski ZPN

Ostatnia droga Mariana Patonia

17/03/2018 09:42

W Piekarach Śląskich kibice Polonii Bytom i przyjaciele z boiska pożegnali Mariana Patonia. Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się o godzinie 9.30 w Bazylice Najświętszej Maryi Panny świętego Bartłomieja, skąd kondukt pogrzebowy wyruszył na pobliski cmentarz.


Urodzony 7 grudnia 1958 roku wieloletni bramkarz niebiesko-czerwonych zmarł 14 marca.

Wiadomość o śmierci Mariana zaskoczyła wszystkich – mówi Hubert Chwolik, który w bytomskiej drużynie rozegrał 153 mecze w ekstraklasie, ustępując miejsca między słupkami właśnie śp. Patoniowi. - Byliśmy konkurentami, ale jednocześnie przyjaciółmi. Wychowanek Polonii, do której przyszedł w wieku 12 lat, był zresztą lubiany przez wszystkich w zespole, a także przez kibiców, których sympatię zaskarbił sobie bardzo dobrymi występami. Pamiętam jak na finiszu sezonu 1978/1979, gdy walczyliśmy o utrzymanie, wszedł do bramki i w wyjazdowym meczu z Gwardią Warszawa zaliczył znakomity występ, dzięki czemu wygraliśmy z sąsiadem w tabeli 2:0, a następnie w meczu z Pogonią w Szczecinie był mocnym punktem drużyny, która wywalczyła remis 1:1. Te punkty pozwoliły nam utrzymać się właśnie kosztem Gwardii i Pogoni, które spadły, a my nasze pozostanie w ekstraklasie przypieczętowaliśmy wygrana z ŁKS Łódź na naszym boisku 2:0. To było właśnie takie mocne wejście 20-latka do pierwszego zespołu, w którym bronił do sezonu 1986/1987, a pożegnał się z klubem w 1992 roku. Kończył karierę w Olimpii Piekary Śląskie, bo do tego miasta przeprowadził się z rodzinnego Bytomia i tam zmarł. Pamiętam, że gdy kilka late temu „Wosy”, bo tak nazywaliśmy Mariana w gronie boiskowych przyjaciół, pojawił się podpierając się laseczką, byliśmy zdziwieni. To był już jednak początek choroby, z którą niestety przegrał.

Marian Patoń w Polonii Bytom rozegrał ponad 400 spotkań z czego 37 w ekstraklasie. Najlepszy występ zanotował w Warszawie przeciwko Legii. Polonia przegrała wprawdzie 0:1, ale gospodarze mieli mnóstwo sytuacji. Nie mogli jednak pokonać bramkarza, który obronił nawet rzut karny.

- Trafił do Polonii gdy zaczęły się gorsze lata – dodaje Hubert Chwolik. - Po tym pierwszym sezonie, w którym pomógł wywalczyć utrzymanie w ekstraklasie, w drugim sezonie już ta sztuka się nie udała, a później grał na zapleczu ekstraklasy. Był tak mocnym punktem zespołu, że nikt w Polonii nie myślał o sprowadzaniu innego bramkarza, a gdy pojawiła się oferta z innego klubu, bo działacze Zawiszy chcieli go „porwać” do wojska, to kierownictwo Polonii załatwiło zaświadczenie, że jako jedyny żywiciel rodziny Marian musi pozostać w domu. Dzięki jemu postawie w dużej mierze Polonia w 1986 roku wywalczyła awans do ekstraklasy, ale był to już jego pożegnalny sezon z boiskami najwyższej klasy rozgrywkowej. Pamięć o tamtych latach i o tym co zrobił dla naszego klubu na pewno pozostanie...