Śląski ZPN

Polonia Łaziska uczciła jubileusz 95-lecia awansem do okręgówki

6/07/2019 15:25

Seweryn Grodzki ma podwójny powód do radości. W roku jubileuszu 95-lecia LKS Polonia Łaziska, jako prezes i zawodnik świętował awans do klasy okręgowej.


Mistrzostwo Klasy A w Podokręgu Rybnik łaziszczanie zdobyli wygrywając 24 spotkania, 2 razy remisując i 4 mecze przegrywając. Imponowali zwłaszcza na wyjazdach, gdzie na 15 potyczek 14 rozstrzygnęli na swoją korzyść i tylko raz zeszli z boiska pokonani, tracąc 8 goli!

- Rok temu podjąłem się roli prezesa, a jednocześnie, z powodu braków kadrowych, zdecydowałem się jeszcze na dalszą grę, żeby pomóc zespołowi w awansie - mówi 36-letni Seweryn Grodzki. - Udało się pogodzić te dwie funkcje, choć były trudne chwile, w których jako prezes musiałem być stanowczy, a jako kolega z drużyny wyrozumiały. Ostateczny efekt jest jednak satysfakcjonujący i mam zamiar to kontynuować.

- Jak zaczęła się pana piłkarska przygoda?

- Jako młody chłopak zacząłem treningi w Odrze Wodzisław. Miałem wtedy z 10 lat i grałem tam do 18 roku życia. Moim trenerem był Józef Szczepaniak, który grał swego czasu w II lidze, a kolegami z drużyny byli Mariusz Zganiacz czy Piotrek Szymiczek. Przez nasz zespół przewinął się też Olek Kwiek. Oni przebili się do ekstraklasy, a mnie się to nie udało. Po skończeniu wieku juniora na rok znalazłem się w B-klasowej Unii Turza Śląska, z której trafiłem do Polonii Łaziska. Poszedłem do tego klubu z myślą o tym, żeby znaleźć pracę i zostałem do dzisiaj, z dwuletnią przerwą na grę w Skrzyszowie.

- Czuje się pan łaziszczaninem?

- Tak o mnie mówią rodowici łaziszczanie. Związałem się z Łaziskami, bo gram tu od 2003 roku, a od 2005 roku pracuję w tutejszej firmie zajmującej się budową stacji paliw. Co prawda mieszkam w Rybniku i dojeżdżam do Łazisk, do których mam około 40 minut jazdy, ale śmiało mogę powiedzieć, że więcej życia spędzam tam niż w domu. Rano wyjeżdżam z Rybnika i do wieczora jestem w Łaziskach, bo po pracy, którą kończę o 17.00 idę do klubu na trening, czy na spotkania zarządu, w którym najpierw dwa lata pełniłem funkcję wiceprezesa, a rok temu stanąłem na czele zarządu.

- Który mecz z minionego sezonu najbardziej utkwił panu w pamięci?

- Najważniejszy moment tego sezonu to chyba mecz, którym pieczętowaliśmy awans. To było naprawdę wielkie święto w Łaziskach. Kibice dopisali, a my jako drużyna, grając z LKS Dąb Dębieńsko, też pokazaliśmy się z dobrej strony wygrywając 5:1. Mateusz Marcisz już w 9 minucie zapewnił nam prowadzenie, a kilka minut przed przerwą Paweł Hojka rozpoczął kompletowanie hat-tricka. Trzecią swoją bramkę zdobył w 90 minucie stawiając pieczęć na zwycięstwie, w którym swój bramkowy udział miał także Dawid Kuźdub, strzelec gola na 4:1. Bardzo dobre mecze zagraliśmy też z wicemistrzem MKS 32 Radziejów-Popielów. U nich, w połowie rundy jesiennej wygraliśmy 2:0, po golu Mateusza Sosny i moim, już w 20 minucie ustalając wynik spotkania. Nie pozostawiliśmy rywalom złudzeń kto jest naprawdę kandydatem do awansu. A u nas wiosną wygraliśmy 4:1 i po podwójnych trafieniach naszego najlepszego strzelca Pawła Hojki oraz Krzyśka Sadowskiego powiększyliśmy przewagę, która na mecie sezonu urosła do 9 punktów.

- Kto poprowadził zespół do awansu?

- Naszym snajperem okazał się Paweł Hojka, który zdobył ponad 45 bramek. Powiem szczerze, że nawet nie wiem ile dokładnie strzelił goli i on chyba też się pogubił w rachubach, ale trafiał jak na zawołanie. Udało się go namówić na powrót do nas z Polonii Marklowice i to był strzał w dziesiątkę. Obok niego na miano lidera zespołu zasłużył też doświadczony Kamil Kotkowski i ta dwójka kierowała zespołem na boisku. Najmłodszym naszym zawodnikiem był Mateusz Marcisz, który 5 kwietnia skończył 18 lat, ale już sporo minut zagrał i strzelał gole. Na drugim biegnie był natomiast Andrzej Moczała, który 12 kwietnia obchodził 63 urodziny. Został zgłoszony do rozgrywek i nawet zaliczył dwa występy jako zmiennik.

- Czy Polonia Łaziska jest drużyną opartą na łaziszczanach?

- Tak. Bazujemy na chłopakach z Łazisk. To są wychowankowie naszego klubu, do którego przychodzą też piłkarze z zewnątrz, bo bez nich nie udałoby się sięgnąć po sukces. Jednak większość drużyny stanowią "swoi". Cieszę się z tego i zadowolony jestem też z tego, że ci zawodnicy, którzy wywalczyli awans postanowili zostać w drużynie. Postaramy się ją wzmocnić trzema-czterema chłopakami, takimi bardziej doświadczonymi i ogranymi na poziomie klasy okręgowej. Przejścia są w trakcie dogadywania, ale na pierwszym treningu przed nowym sezonem, czyli we wtorek 9 lipca wszystko powinno być już jasne. W sobotę 13 lipca na pierwszym sparingu z Gwiazdą Skrzyszów zaczniemy etap budowania zespołu, którego trenerem, po rezygnacji Tomasza Sosny, został Przemysław Pawliczek. Będzie naszym grającym trenerem, a więc można powiedzieć, że to już jest pierwsze wzmocnienie, bo jako zawodnik ma spore doświadczenie.

- Na czyją pomoc jako prezes może pan najbardziej liczyć?

- W zarządzie jest ze mną sześciu kolegów i każdy daje z siebie tyle ile może. Wszyscy staramy się ciągnąć ten wózek w jedną stronę. Najbardziej zapracowany jest chyba Zdzisław Widenka, który jest skarbnikiem i sekretarzem, załatwiającym wszystkie sprawy formalne. W klubie bardzo zaangażowani są także Lucjan Mężyk i Henryk Świętek, którzy dbają o boisko. A pan Andrzej Surma wspomaga nas. Ten awans to nasze wspólne dzieło, a naszym wspólnym celem jest utrzymanie się w klasie okręgowej. Miejsce w górnej połowie tabeli jest naszym wyzwaniem.

- A co na to rodzina?

- Mam żonę Anię i córkę 2-letnią Hanię. Żona jest bardzo wyrozumiała, choć nie interesuje się sportem, ale wspiera mnie i przyjeżdża na mecze. Rozumie, że to jest moja pasja.