Śląski ZPN

Zdzisław Podedworny był wzruszony urodzinowym przyjęciem

23/05/2021 22:22

Trener Zdzisław Podedworny, który 13 kwietnia obchodził 80. urodziny nadal chętnie siada na trenerskiej ławce.


Szkoleniowiec, który w swojej pracy prowadził między innymi reprezentację olimpijską, walczącą o awans na Igrzyska Olimpijskie w Seulu w 1988 roku, a w Śląskim Związku Piłki Nożnej w latach 2000-14 pełnił funkcję Przewodniczącego Wydziału Szkolenia i w latach 2008-16 był członkiem Zarządu, z wielkim wzruszeniem uczestniczył w piłkarskiej imprezie charytatywnej „Urodziny Gwiazd”.

Organizatorzy: Akademia Piłki Nożnej Czeladź, Miasto Czeladź, Górnik Piaski i MOSiR Czeladź uhonorowali trenera Reprezentacji Śląska Oldbojów jubileuszowymi upominkami. Nie zabrakło także pamiątkowej koszulki reprezentacji Polski z nazwiskiem i symbolicznym numerem 80, a Prezes Śląskiego Związku Piłki Nożnej i Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej Henryk Kula wręczając ją jubilatowi odczytał list od Prezesa PZPN Zbigniewa Bońka oraz dołączył swój osobisty list z życzeniami i prezenty od śląskiej rodziny piłkarskiej. Odśpiewano także chóralne "sto lat", po którym tort z symboliczną liczbą 80, został pokrojony na kawałki. 

- Jeszcze raz mogę powiedzieć, że piłkarskie środowisko to jest moje środowisko naturalne – mówił wzruszony Zdzisław Podedworny. - W nim czuję się znakomicie. Gdy wchodzą do szatni, czy siadam na ławce jestem u siebie i wśród swoich. Nie przeszkadza mi to, że różnica wieku między mną, a moimi podopiecznymi jest coraz większa, bo taka sama jest ciągle radość z tego co wspólnie robimy. Ja w tym środowisku jestem od zawsze. Urodziłem się w miejscowości Żabińce, w Polsce, choć teraz jest to miejscowość leżąca na terenie Ukrainy. W 1945 roku, czyli jako 4-latek, przyjechałem do Katowic i tu się zaczęła przygoda z piłką. Jako zawodnik, z wyjątkiem Cracovii, do piłki na wysokim poziomie nie doszedłem, ale jako trener miałem już kontakt z najwyższym poziomem i mogę powiedzieć, że spełniło się wiele moich marzeń.

 

- Który mecz wspomina pan szczególnie?

- To był mecz z RFN na Stadionie Śląskim 27 kwietnia 1988 roku. Reprezentacja Olimpijska, którą prowadziłem walczyła o awans na igrzyska w Seulu i po golu Jasia Furtoka prowadziliśmy do 90 minuty. 50 tysięcy kibiców, którzy odśpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła” tak, że aż ciarki przyszły po plecach, skandowało już „Seul! Seul!” Jednak Andrzej Rudy stracił piłkę, a Niemcy przeprowadzili kontrę i wywalczyli rzut rożny, który zakończyli golem. Nie pamiętam już czy serce chciało mi wtedy wyskoczyć czy też przestało na chwilę bić, ale tego momentu nigdy nie zapomnę. To był jednak ten moment przykry, ale było też wiele radosnych szczególnie z pracy w klubach, z których największy sentyment czuję do Górnika Zabrze. Pracowałem tam w sumie 4 razy, ale ten okres od maja 1980 roku do 30 listopada 1983 roku, czyli 3,5-letni czas spędzony ciurkiem na stadionie przy Roosevelta był, najbardziej pamiętny. Były też jednak i krótkie przystanki, ale takie jest życie trenera i z każdego klubu odchodziłem bogatszy o doświadczenia więc wszystkie szanuję i miło wspominam.  

- Czym się pan obecnie zajmuje, gdy nie prowadzi oldbojów reprezentacji Śląska i Śląskiego Związku Piłki Nożnej?

- Mieszkam z rodzinką w Ustroniu, gram codziennie w tenisa, oglądam mecze piłkarskie, które jeden po drugim lecą w telewizji i czekam na powołanie do prowadzenia reprezentacji. To są zawsze miłe i przyjacielskie spotkania. Wchodząc do szatni czy siadając na ławkę już się nie muszę stresować, bo w większości drużynę stanowią aktualni trenerzy i oni wiedzą co mają robić na boisku. Przyglądam się im i cieszę, że jestem z nimi. Nie będę ich jednak ani klasyfikował, ani ustawiał według umiejętności. Po pierwsze dlatego, że na to potrzebowałbym dłuższego czasu na sporządzenie alfabetu tych, z którymi miałem okazję pracować, ale nie będę tego robił, bo książki nie zamierzam pisać. Po drugie wszyscy, którzy biegają za piłką są mi bliscy, a bliskich się nie ocenia tylko cieszy się z ich obecności. Spokój i radość to jest teraz to co najbardziej sobie cenię.