Śląski ZPN

Mariusz Śrutwa z nadzieją wychodzi na kolejny mecz

24/05/2021 16:45

Na swoim piłkarskim liczniku Mariusz Śrutwa, który zbliża się do jubileuszu 50-lecia, ma 281 występów w ekstraklasie, w której zdobył 103 bramki, sięgając po tytuł króla strzelców. Wychowanek Polonii Bytom, ale najdłużej związany z Ruch Chorzów, wywalczył także Puchar Polski, a w reprezentacji kraju zagrał w 5 spotkaniach.


- Który moment ze swojej kariery wspomina pan najchętniej?

- Nie żebym się chwalił, ale na szczęście trochę tych pamiętnych momentów było, trochę goli człowiek strzelił, coś tam zdobył i naprawdę trudno wybrać jedno wydarzenie – mówi Mariusz Śrutwa. - Wśród nich jest też na pewno debiut w reprezentacji Polski, bo zagrałem z Japonią w Hongkongu i w takich egzotycznych okolicznościach spełniło się moje dziecięce marzenie, choć prawdę powiedziawszy nie wiem czy jako dziecko w ogóle marzyłem o grze w reprezentacji i że tak się potoczą moje piłkarskie losy. Jest też jednak druga strona medalu, bo po latach człowiek sobie uświadamia, że pewne rzeczy mógł zrobić inaczej i mieć w dorobku więcej występów z orzełkiem na piersi. Wtedy jednak dużo robiło się z myślą o klubie i niejednokrotnie odmawiałem wyjazdu na zgrupowanie czy na mecz drużyny narodowej namawiany przez działaczy i trenerów, żeby przede wszystkim skupić się na ważnym meczu ligowym. Życzę jednak każdemu piłkarzowi, ale także każdemu sportowcowi, żeby mógł dostąpić tego zaszczytu, reprezentowania kraju, w którym się urodził i wychował. To jest coś wspaniałego i na pewno pozostaje w pamięci do końca życia. Ale te mecze klubowe z hat-trickami, a było ich kilka, czy nawet te z pojedynczymi golami, ale strzelonymi w ostatnich sekundach i decydującymi o zwycięstwie, dawały taką moc, że w cudzysłowie oczywiście, „można było góry przenosić”. I one także są w mojej pamięci.

- Jak traktuje pan swoje obecne występy na boiskach?

- To też jest pytanie, na które trudno odpowiedzieć. Jeszcze kilkanaście lat temu mówiłem i nadal tak uważam, że mecze z okazji jubileuszu klubu czy spotkania charytatywne, albo w innym szczytnym celu są dla mnie bardzo ważne, bo oddaję w nich to co kiedyś od losu dostałem i cieszę się, że swoją grą mogę coś zrobić dla innego człowieka, który tyle szczęścia w życiu nie miał. Natomiast im człowiek jest starszy to na boisku dostrzega, że czas ucieka. Oczy by chciały, głowa wie jak, ale nogi nie nadążają. Człowiek zbiera się do przyspieszenia, ale zostaje w tyle za rywalem. Później następuje ten moment gdy siadamy w szatni i uświadamia sobie, że czas uciekł i te dni, w których mógł zaimponować na boisku już minęły. Ale mimo to nie zwieszam głowy i z nadzieją wychodzę na kolejny mecz wierząc, że jeszcze na murawie coś fajnego uda się zrobić.