Śląski ZPN

Od wicemistrzostwa Europy juniorów do Mistrzostwa Polski kobiet

2/06/2021 14:01

Przez 40 lat Robert Majewski przeszedł niezwykłą piłkarską drogę. W 1981 roku jako zawodnik zdobył tytuł Wicemistrza Europy Juniorów wywalczony z reprezentacją Polski, następnie grał w ekstraklasie w barwach Zagłębia Sosnowiec. A teraz jako Prezes odbiera gratulacje za odzyskanie przez drużynę Czarnych Sosnowiec tytułu Mistrza Polski Kobiet.


- Żeby sobie przypomnieć moje początki w Kolejowym Klubie Sportowym to musiałbym się mocno cofnąć w przeszłość – mówi 58-letni prezes KKS Czarni Sosnowiec. - Zaczynałem od pracy z chłopcami, których miałem wprowadzić do IV ligi i to był mój pierwszy sukces. W dodatku był on poparty dobrą grą i mogliśmy nawet myśleć o kolejnym awansie, ale gdy okazało się, że finansowo nie damy rady to trzeba było zrezygnować z tych ambitnych planów. Tak się jednak złożyło, że wtedy coraz częściej zacząłem zaglądać do kobiecej szatni, oczywiście w przenośni i 16 lat termu przeniosłem się na drugą stronę.

- Kiedy pomyślał pan o tym, że drużyna Czarnych powinna wrócić na mistrzowski szlak?

- Do tego była daleka droga i kilkanaście lat temu chyba nikt o tym nie myślał. Najpierw musieliśmy przejść przez etap spadku i walki o powrót do ekstraklasy. Ale gdy już w 2014 roku znowu znaleźliśmy się w krajowej elicie to apetyty rosły w miarę jedzenia. Co roku pięliśmy się wyżej i gdy w 2018 roku zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski, a rok później zdobyliśmy trzecie miejsce, uznaliśmy, że czas najwyższy pomyśleć o czymś więcej. Zaczęliśmy montować mocną ekipę, zaczynając od sztabu szkoleniowego na czele którego stanął Sebastian Stemplewski, poprzez działaczy i sponsorów, którzy wnieśli środki niezbędne do realizacji takich planów, które zrealizował zbudowany przez nas zespół. W ten sposób powstały fundamenty nie tylko 13. tytułu Mistrza Polski w historii klubu, ale także – jestem o tym przekonany – sukcesów długofalowych.

- Który mecz utwierdził pana, że idziecie w dobrym kierunku?

- Od trzech, czterech lat zaczęliśmy się liczyć w walce o medale. W 2017 roku zajęliśmy czwarte miejsce, a później było wicemistrzostwo i dwa brązowe medale więc zaczęło mnie to już mobilizować do walki o złoto. Metodą małych kroków budowaliśmy to co mamy teraz czyli całą potrzebną otoczkę, która jest niezbędna, żeby być mistrzem. Kluczem było szukanie ludzi i pieniędzy, ale przede wszystkim stworzenie atmosfery, w której wszyscy czujemy się jak w rodzinie. Rozumiemy się i wiemy jaki jest nasz cel. Oczywiście gdy trzeba powiedzieć coś nieprzyjemnego to się to mówi, żeby poprawić to co jest do poprawienia, a gdy jest okazja do wspólnej radości to się bawimy i cieszymy. W szatni też jest kilka osób, które trzymają zespół i nie mam zamiaru tego zmieniać. Dziewczyny, a także ci, którzy żyją kobiecą piłką, doskonale wiedzą kto rozdaje karty, ale najważniejsze jest to, że ten układ dobrze funkcjonuje i tego się trzymajmy.

- Jaki cel stawiacie przed sobą na kolejne lata?

- Na razie patrzymy na najbliższy cel czyli na finał Pucharu Polski. W sobotę o godzinie 19.00 na stadionie Polonii Warszawa będziemy grać z UKS-em SMS-em Łódź i po odzyskaniu tytułu Mistrza Polski, na który trzeba było czekać od 2000 roku, chcemy dorzucić także to trofeum. Ostatni raz zdobyliśmy Puchar Polski w 2002 roku, kiedy to ósmy raz z rzędu wygraliśmy finał. Od tego czasu, choć jeszcze cztery razy graliśmy w meczach finałowych, nie potrafiliśmy sięgnąć po wygraną. Ostatnie trzy z rzędu porażki też w nas mocno siedzą, więc jedziemy do Warszawy, żeby wrócić również na pucharowy tron, na którym w historii klubu byliśmy już do tej pory 11 razy. A zwycięstwo byłoby nie tylko okazją do świętowania siódmego dubletu, ale także kolejnym potwierdzeniem tego, że ta „lokomotywa”, która już po krajowych torach trochę pojeździła, jest gotowa na wjazd na europejskie szlaki i mam nadzieję, że zaliczymy tam wiele ciekawych stacji.