Działacze

Janusz Szymura

22/09/2017 10:08

Prezes i sponsor bielskiego Rekordu Janusz Szymura jest bez wątpienia ojcem sukcesu klubu z Cygańskiego Lasu.


- Jak rozpoczęła się pana przygoda ze sportem?  

- Jako trampkarz miałem epizod w GKS-ie Tychy, do którego trafiłem pod koniec nauki w szkole podstawowej – wspomina Janusz Szymura. - W czasie licealnym grałem w MKS-ie Tychy, z którego po przeprowadzce do Bielska-Białej przeszedłem do BKS-u i w nim grałem do końca wieku juniora starszego. Seniorskiej piłki już nie zasmakowałem, bo zacząłem studiować na Politechnice Śląskiej i choć jako studenci w wolnym czasie na okrągło uganialiśmy się za piłką to nasze granie nie miało klubowych ram.

- Kiedy został pan działaczem?

- To było w 1995 roku. Vis a vis mojego domu przy ulicy Krakowskiej w Bielsku-Białej jest sklep spożywczy, który wtedy prowadził Piotrek Piechówka. Tam zawsze, przy okazji zakupów, rozmawialiśmy o piłce i Piotrek wciągnął mnie do działalności w amatorskim stowarzyszeniu Lipnik, najpierw jako sponsora, a następnie działacza i od funkcji wiceprezesa, był już tylko krok do roli prezesa. To wtedy właśnie BTS Rekord Lipnik w rodzącej się lidze futsalu wywalczył wicemistrzostwo Polski w sezonie 1995/1996.

- Kiedy „urodził się” Rekord?

- W futsalu najczęściej jest tak, że drużyna równa się klub, a ja w 1998 roku, kiedy stanąłem na czele zarządu, postanowiłem poprowadzić klub, którego częścią będzie drużyna futsalowa. Stwierdziłem, że fundamentem naszej działalności ma być szkolenie dzieci i młodzieży. Zajęcia zaczęliśmy wynajmując łąkę w Lipniku, a przełom nastąpił w 2000 roku. To był ten moment, w którym „urodził się” Rekord. Co prawda w 1998 roku braliśmy udział w rozgrywkach młodzieżowych, grając na bocznym boisku BKS-u, a w 1999 roku zgłosiliśmy drużynę do rozgrywek seniorskich i graliśmy już w Cygańskim Lesie, ale gdy 1 czerwca 2000 roku przeprowadziliśmy się na stałe na ulicę Startową to zmieniliśmy adres i nazwę. Lipnik, jako dzielnica z drugiego końca miasta, już nie pasował i dlatego zostaliśmy przy nazwie mojej firmy, a zarazem sponsora klubu.

- Łatwo było rozstać się z Lipnikiem?

- Żeby się rozwijać musieliśmy szukać terenu i młodzieży. Rozgrywaliśmy swoje mecze tułając się po bielskich halach i boiskach. Chcieliśmy zakotwiczyć w Lipniku lub okolicach i szukaliśmy terenu, na którym moglibyśmy rozpocząć inwestycję. Niewiele brakowało, a Rekord byłby klubem z Kóz, bo tam była pierwsza przymiarka do hali sportowej, ale okazało się że obiekt byłby niewymiarowy i zrezygnowaliśmy. A gdy znaleźliśmy w Lipniku teren 2,5 hektara, na którym dzisiaj stoi nowa komenda policji, okazało się, że miasto szuka inwestora, który zbuduje ośrodek w Cygańskim Lesie, na byłym terenie Bielskiej Przemysłówki i klubu Budowlani. Znaliśmy ten obiekt, bo jako Rekord Lipnik tu też rozgrywaliśmy swoje piłkarskie mecze. Wreszcie więc przestaliśmy się tułać. Przez rok obiekt był zamknięty, bo hala i hotel wymagały gruntownej przebudowy, a wtedy nie było funduszy unijnych. Wszystko zrobiliśmy ze środków prywatnych i dzisiaj możemy się cieszyć.

- Czy mówiąc Rekord myśli pan najpierw o futsalu?

- Rekord to rodzina nie tylko dlatego, że mój syn grał w zespole, a teraz działa w klubie, w którym są także żona i córka. Firma Rekord Systemy Informatyczne daje podstawy sportowej działalności, w której zajmujemy się piłką nożną w szerokim zakresie. Mamy przecież oprócz futsalu także piłkę nożną mężczyzn i kobiet. Nie myślę więc w ten sposób czy bliższy mi jest futsal, czy piłka nożna, bo to tak jakby pytać rodziców czy bardziej kochają córkę czy syna. Owszem, w futsalu gramy w ekstraklasie, jesteśmy mistrzami Polski nie tylko w seniorach, ale także zdobywamy medale w rozgrywkach młodzieżowych i odnosimy sukcesy na arenie międzynarodowej. Każdy ma tu jednak swoje miejsce. Może gdyby się pojawiły jakieś dylematy, na przykład natury finansowej i trzeba byłoby wybierać, określić się w którą stronę pójść, to wtedy musielibyśmy się martwić. Ale na szczęście gramy na takim poziomie, na który, przy wsparciu miasta, nas stać i dlatego takich problemów nie ma.

- Jak wysoko sięgają pana sportowe ambicje?

- Żyję ambicjami innych ambitnych ludzi, związanych z klubem i nie będę ich ograniczał. Zdobywając mistrzostwo Polski w futsalu awansowaliśmy na arenę międzynarodową i potrzebowaliśmy zawodników, którzy pomogą nam godnie reprezentować Polskę w rozgrywkach z mistrzami innych krajów. Dlatego wzmocniliśmy zespół. Jeżeli awansują dziewczyny też będzie to wyzwanie. Gdy III-ligowcy wygrają swoją ligę też zmuszą nas do zmian organizacyjnych, żeby przystosować zespół do gry na szczeblu centralnym. Nie stawiam barier.

- A jakie ma pan sportowe marzenie?

- Marzy mi się, żebyśmy mieli ładną i nowoczesną halę sportową. To marzenie, które powraca za każdym razem gdy nasza drużyna futsalowa gra mecz, przed którym zastanawiamy się kogo możemy... nie wpuścić. Nasza hala, choć pod względem przepisów spełnia odpowiednie normy, to w moim odczuciu, nie spełnia standardów na poziomie, na którym gra nasz zespół. Nadawałaby się na obiekt treningowy, ale nie na wizytówkę drużyny walczącej o najwyższe cele. Ja tę nową halę ciągle widzę... jak się kładę spać, ale nie mam gdzie jej postawić, choć było już wiele pomysłów i koncepcji. Jednak z marzeń się nie rezygnuje.

- Z czego jest pan najbardziej zadowolony?

- Z pewnością na wyobraźnię działa to, że gramy w futsalowej Lidze Mistrzów i reprezentujemy Polskę, a w przypadku piłkarzy i piłkarek smakują awanse. Mnie cieszy też, że jesteśmy rekordzistami... Na pewno jesteśmy jedynym w Polsce klubem, który ma sekcje futsalu, piłki nożnej mężczyzn i piłki nożnej kobiet. Chyba jesteśmy jedynym klubem, który za jednej prezesury awansował z C-klasy do III ligi. A gdy była u nas minister sportu Joanna Mucha to stwierdziła, że nie zna takiego drugiego miejsca, w którym ze środków prywatnych, na nieswoim terenie wybudowano Szkołę Mistrzostwa Sportowego.

- Jakie cele stawia pan przed drużynami Rekordu sezonie 2017/2018?

- Zespół futsalu broni mistrzowskiego tytułu. Dziewczyny od paru lat walczą o awans do I ligi i przegrywały z drużynami, które wyjątkowo mocno – tak jak w minionym sezonie GKS Katowice  – zainwestowały w zespół kobiecy. Cieszę się, że nasze dziewczyny fajnie grają i mają ambicje, ale boję się, że mogą się tymi nieudanymi podejściami wypalić i zniechęcić. A jeżeli chodzi o zespół mężczyzn to trzeba powiedzieć, że my co pewien czas awansujemy. Na początku, do klasy okręgowej, pięliśmy się w górę co dwa lata. Od okręgówki szliśmy w górę co cztery lata. W III lidze jesteśmy co prawda piąty sezon, ale gdy byliśmy beniaminkiem to była to liga opolsko-śląska. Dalej gramy pod tym samym szyldem jednak poziom jest o klasę rozgrywkową wyżej. Spotykamy się bowiem z rywalami z czterech województw: dolnośląskiego, lubuskiego, opolskiego i śląskiego. Możemy więc powiedzieć, że też awansowaliśmy. Chcemy okrzepnąć i grać naszymi wychowankami albo zawodnikami z regionu. Prezentować fajną piłkę i walczyć o zwycięstwo w każdym meczu. Z każdym rokiem przybywa nam absolwentów naszej szkoły i jestem ciekaw jak oni są w stanie wysoko grać i ilu z nich znajdzie się w wyższych ligach w innych klubach. Chciałbym żeby ci najlepsi nasi wychowankowie grali u nas, ale cieszę się też, gdy tak jak Alanowi Czerwińskiemu, który przyszedł do nas z Bukowna, a od nas przez GKS Katowice trafił do Zagłębia Lubin, tak dobrze idzie. Kibicuję każdemu naszemu wychowankowi i absolwentowi.