Działacze

Andrzej Chrószcz

23/09/2017 08:09

Obchodząca w tym roku jubileusz 90-lecia Polonia Łaziska Górne swoje najlepsze lata zawdzięcza Andrzejowi Chrószczowi, który jest człowiekiem... z cienia. Prezesem był tylko 3 lata, ale sercem ze swoim klubem jest od 40 lat, kiedy tworzył fundamenty zjednoczenia łaziskich drużyn, a obecnie jako Prezes Honorowy pomaga i doradza kolejnym pokoleniom tutejszych działaczy


- Jak się zaczęła pana sportowa przygoda?

- Pochodzę z Orzesza i tam w LZS Zawada stawiałem swoje pierwsze piłkarskie kroki – wspomina Andrzej Chrószcz. - Miałem to szczęście, że naszym trenerem był Teodor Peterka, legendarny snajper Ruchu Chorzów i przedwojenny reprezentant Polski. Gdy miałem 13 lat, podczas festynu sportowego w Zawadzie, zagrałem w meczu z oldbojami „niebieskich”, a ten moment utkwił mi wyjątkowo w pamięci dlatego, że wtedy pierwszy raz założyłem prawdziwe piłkarskie buty skórzane, które kupił mi ówczesny prezes zawadzkiego klubu Emanuel Nikiel.

- Na jakiej pozycji pan występował?

- Byłem lewym obrońcą, albo lewym pomocnikiem. Kariery piłkarskiej jednak nie zrobiłem, bo gdy miałem propozycje przejścia do III-ligowych wówczas drużyn Górnika Czerwionki i Śląska Świętochłowice, to działacze LZS Zawada, a później po fuzji MZKS Orzesze, nie wyrazili zgody na moje odejście. W barwach MZKS-u udało mi się strzelić swoją najbardziej pamiętną bramkę w życiu, bo w meczu z Naprzodem Łaziska trafiłem z połowy boiska w okienko. Ale gdy zmarli rodzice to musiałem odstawić piłkarską pasję na bok i inaczej ułożyć sobie życie, żeby utrzymać rodzinę. Zacząłem pracować w Hucie Łaziska, przeprowadziłem się i od 1974 roku jestem łaziszczaninem.

- Kiedy został pan działaczem?

- Na początku byłem... organizatorem. Udzielałem się przy spartakiadach i turniejach zakładowych oraz międzyzakładowych, które odbywały się z okazji Dnia Hutnika. Po jednej z takich właśnie imprez, na spotkaniu przedstawicieli wszystkich zakładów pracy, które patronowały łaziskim klubom sportowym, padł pomysł zjednoczenia sił. Ryszard Wróbel był inicjatorem, a ja mocno się zaangażowałem i przy aprobacie byłych dyrektorów KWK Bolesław Śmiały, Elektrowni Łaziska oraz Huty Łaziska kluby GKS Bolesław Śmiały, KS Naprzód i KS Elektro w 1977 roku utworzyliśmy Międzyzakładowy Klub Sportowy Polonia Łaziska Górne, wspierany przez wszystkie duże łaziskie zakłady pracy.

- Jakie były pierwsze dni współczesnej Polonii?

- Wróciliśmy do nazwy, która pojawiła się historii w 1927 roku. To był pierwszy oficjalny klub w naszym mieście i 50 lat później stał się dla nas inspiracją. A początki były entuzjastyczne. Z Ryśkiem Wróblem namówiliśmy ówczesnego dyrektora Huty Łaziska Jana Ciurloka, żeby kupił autobus, który z szyldem Polonia Łaziska Górne przewoził zawodników wszystkich sekcji na zawody. A gdy postanowiliśmy wyremontować boisko w 1979 roku, to w przerwie między sezonami, czyli w dwa miesiące, wyłożyliśmy całą murawę, przenosząc na łopatach darnie z terenów obok stadionu, którego już wtedy gospodarzem był Horst Chierawalle i jest nim do dzisiaj. W czynie społecznym pracowaliśmy na dwie zmiany od świtu do zachodu słońca. Dzięki temu mogliśmy z dumą patrzeć jak na inaugurację rozgrywek kibice wypełnili trybuny, a nasi piłkarze, którzy zaczynali od klasy A, pną się coraz wyżej.

- Który awans sprawił panu największą radość?

- Przez 40 lat mojego kibicowania Polonii, a dodam, że każdy mecz przeżywam niesamowicie, było wiele radosnych momentów. Szczególnie zapamiętałem pucharowe boje w 1981 roku. Wtedy to drużyna Karola Grzesika, występująca na co dzień w klasie okręgowej, na szczeblu centralnym Pucharu Polski najpierw wygrała z III-ligowym ŁTS Łabędy, a następnie z drugoligowymi Rakowem Częstochowa, ROW-em Rybnik i Górnikiem Knurów. W knurowskim zespole, prowadzonym przez Marcina Bochynka, grali między innymi legendarny już wtedy Zygfryd Szołtysik i rozpoczynający karierę Waldemar Waleszczyk, ale to my wygraliśmy 3:1 i weszliśmy do 1/16 finału. Dopiero grające w ekstraklasie Zagłębie Sosnowiec wygrało z nami 2:0, ale o Polonii było wtedy naprawdę głośno. A z niedawnych czasów najmilej wspominam awans do III ligi, nie tylko dlatego, że byłem wtedy prezesem. Namaszczony przez mnie na trenera Piotr Mrozek tak poprowadził zespół, że na mecie sezonu mieliśmy 12 punktów przewagi nad wiceliderem. Graliśmy w III lidze przez pięć sezonów i... choć teraz ten szczebel rozgrywek jest jeszcze trudniejszy niż był wtedy gdy spadaliśmy to nie rezygnujemy z ambicji. Staramy się z porażek wyciągać wnioski, ale nie będę ukrywał, że przegrane mecze dłużej „siedzą” w mojej pamięci niż zwycięstwa. Nie mogę ciągle zapomnieć na przykład lania jakie w ostatnim meczu rundy jesiennej sprawili nam 10 lat temu w IV lidze piłkarze ROW-u Rybnik. W 6 minucie strzeliliśmy pierwszego gola, a przegraliśmy 1:8!

- Czy marzy pan o III lidze w Łaziskach Górnych?

- Przez wiele lat sprowadzaliśmy do Polonii zawodników i trenerów. Byli tu znani z pracy w ekstraklasie Alojzy Łysko czy Jerzy Michajłow. Grali u nas król strzelców ekstraklasy Bogusław Cygan, mający za sobą występy w reprezentacji Polski Sławek Paluch, który był także trenerem, czy Jakub Dziółka, który od nas ruszył w kierunku wyższych lig i doszedł na najwyższy krajowy szczebel. Cieszę się, że do naszej drużyny trafili tacy zawodnicy jak Sebastian Hendel i Sebastian Franke, którzy oddali serce Polonii. Zawsze jednak najbardziej cieszyliśmy się z rozwoju naszych wychowanków wśród, których po Konradzie Bajgerze szczególne miejsce zajęli Mirek Mateja i Olek Prasoł. A najbardziej żałuję, że swojego talentu nie wykorzystał łaziszczanin Artur Kopytko, który w w sezonie 2003/2004, gdy zdobywaliśmy mistrzostwo okręgówki w 32 meczach strzelił 35 bramek! Dlatego teraz naszym oczkiem w głowie są wychowankowie. Prowadzimy dziewięć drużyn młodzieżowych zaczynając od 5-latków. Szkolimy ponad 300 adeptów piłki. Nie zapominamy także o sekcjach kręglarskiej i piłki siatkowej kobiet. Wizytówką klubu, w którego rozwoju ogromną rolę odgrywają Jerzy i Robert Janeccy, są jednak piłkarze. Mam nadzieję, że oni, gdy już już będziemy mieli odpowiednią bazę, z dwoma bocznymi boiskami, w tym jedno ze sztuczną nawierzchnią, oświetlenie i zadaszoną widownię, przy pełnych trybunach wywalczą awans. Ale na to trzeba czasu i pieniędzy.

- Jak pan to robi, że ma czas na działanie?

- Od 1993 roku, gdy prezesem został Henryk Jaroszek, wszedłem do zarządu, a pięć lat później awansowałem na wiceprezesa, żeby w 2007 roku stanąć za sterem Polonii. Jednak gdy zostałem radnym w 2010 roku zrezygnowałem z funkcji, a przyznano mi tytuł prezesa honorowego. Mogę się poświęcić działalności dla społeczności w Łaziskach Górnych, bo od 2011 roku jestem emerytem, a żona Maria przyzwyczaiła się do mojej sportowej pasji. Gdy nie ma mnie w domu ogląda mecze w telewizji i jak wrócę zdaje mi relację, mówiąc na jakim kanale mogę zobaczyć kolejne spotkania. Synowie nie zostali co prawda piłkarzami, ale 9-letni wnuczek Kamil trenuje w Polonii i wierzę, że będzie kontynuował sportową pasję dziadka.