Piłkarze

Jakub Łabojko na drodze do kariery

21/03/2018 22:31

W reprezentacji Polski do lat 20 w roli śląskiego rodzynka występuje Jakub Łabojko. Wychowanek ŁTS Łabędy, a następnie zawodnik Piasta Gliwice, w którym przeszedł młodzieżowe szczeble, żeby następnie przez Ruch Radzionków trafić do Rakowa Częstochowa, z niecierpliwością czeka na mecz z Anglią.


- W pierwszej klasie szkoły podstawowej zacząłem chodzić na treningi ŁTS Łabędy, bo mieszkam na gliwickim osiedlu Łabędy – mówi pomocnik urodzony 3 października 1997 roku. - Po trzech latach zmieniłem klub i w czwartej klasie podstawówki byłem już zawodnikiem Piasta Gliwice. Miałem 10 lat więc już sam jeździłem autobusami na treningi, które prowadził Błażej Walczak, a przez następnych 6 lat byłem w drużynie Marcina Domagały.

- Jak to się stało, że rozstał się pan z „piastunkami”? W Gliwicach nie poznali się na pana talencie?

- Można tak powiedzieć. Skończyłem wiek juniora i choć działacze Piasta zaproponowali mi kontrakt to chcieli żebym został zawodnikiem rezerw i nikt nie wspominał o możliwości gry czy treningach z pierwszą drużyną. W praktyce oznaczało to jednak pozostanie w tym samym gronie juniorów więc postanowiłem zmienić klub, żeby pograć z seniorami. Najpierw pojechałem na testy do III-ligowej Unii Turza Śląska, gdzie trenerem był Jan Adamczyk, ale ostatecznie trafiłem do IV-ligowego Ruchu Radzionków, w którym miałem okazję na co dzień trenować i występować w meczach u boku takich zawodników jak Piotr Rocki, Marcin Dziewulski czy Marcin Trzcionka. Teraz mogę powiedzieć, że cieszę się z tego, że latem 2016 roku trener Damian Galeja i prezes Marcin Wąsiak najpierw nalegali żebym przyszedł do nich na trening, a następnie załatwili transferowe formalności. Nie znam szczegółów, ale z tego co wiem to wymieniono mnie na jakichś młodszych zawodników, a ja na zasadzie transferu definitywnego przeszedłem do „Cidrów”.

- Miał pan problemy z aklimatyzacją w nowym klubie?

- Nie, a to dlatego, że trener Damian Galeja został moim piłkarskim ojcem. Bardzo dużo ze mną rozmawiał i o treningach, i na treningach. Tłumaczył jak się zachowywać. Podsyłał mi filmiki czym się mam inspirować. Pracowaliśmy wspólnie raptem pół roku, ale mogę powiedzieć, że bardzo dużo mu zawdzięczam włącznie z tym, że trafiłem do Rakowa Częstochowa. Ja sam też czułem już po tej rundzie jesiennej, że IV liga to jest dla mnie za mało. Pojechałem więc na testy do II-ligowego wtedy Rakowa i wypadły na tyle pozytywnie, że od początku 2017 roku zakotwiczyłem w Częstochowie.    

- Spodziewał się pan, że tak szybko wskoczy do gry na szczeblu centralnym?

- Powiem szczerze, że nie. Nastawiałem się, że wiosną 2017 roku zagram kilkaset minut w II lidze, powchodzę z ławki rezerwowych, spróbuję powalczyć o pierwszą jedenastkę. Okazało się jednak, że po przegranej inauguracji rundy wiosennej, czyli meczu z GKS Bełchatów, z którym zagrałem ostatnie 10 minut, od następnego meczu wychodziłem już w podstawowym składzie i do końca sezonu nie oddałem miejsca. Z 15 występów w drużynie, która wywalczyła awans do I ligi, rozegrałem 11 pełnych spotkań. Obroniłem się swoją grą na boisku, ale wiadomo też, że była to decyzja trenera. Przeskakując z IV do II ligi taktycznie miałem przecież spore zaległości, ale mocno nad tym pracowałem i trener Marek Papszun, preferujący specyficzną taktykę, uznał, że pasuję do jego koncepcji.

- Po awansie na zaplecze ekstraklasy, choć w kadrze Rakowa sporo się zmieniło, pan pozostał podstawowym zawodnikiem drużyny. Co o tym zadecydowało?

- W kadrze Rakowa co pół roku sporo się zmienia, bo choćby tej zimy doszło ośmiu zawodników i to jakich zawodników z Mateuszem Zacharą, mającym za sobą występy w reprezentacji Polski, czy Darkiem Formellą mistrzem Polski i medalistą juniorskich mistrzostw Europy na czele oraz Białorusinem Artiomem Rachmanowem z ukraińskiej ekstraklasy. A ja z treningu na trening i z meczu na mecz staram się po prostu grać coraz lepiej, bo nie chcę poprzestawać na tym co już mam. Doskonale pamiętam swoje dziecięce marzenia, gdy w domu przed telewizorem stałem na hymnie, a później oglądałem mecze reprezentacji. Moim idolem był wtedy i jest nim nadal Kuba Błaszczykowski. Nie tylko dlatego, że to mój imiennik, ale fascynowały mnie jego polot i finezja. Co prawda ja byłem wtedy środkowym obrońcą, ale nie szukałem swojego wzoru tylko podziwiałem Kubę.

- Był mecz, do którego najchętniej pan wraca pamięcią?

- Raczej nie. Nie jestem łowcą goli, bo strzelam po jednym golu na rundę, ale z Piasta kojarzę na przykład Mirka Widucha, który miał ponad 300 spotkań w ekstraklasie i strzelił 1 gola, więc to nie zawsze jest wyznacznik przydatności zawodnika dla drużyny. A wracając do pytania chyba najlepiej grało mi się w meczu reprezentacji do lat 20 z Holandią. Wygraliśmy w Grodzisku Wielkopolskim 1:0, a ja zaliczyłem nie tylko pierwszy raz 90 minut w drużynie narodowej, ale jeszcze asystę przy golu Artura Siemaszki. To było dla mnie spore przeżycie, bo do tej pory kadry mnie jakoś omijały. Jako dziecko byłem tylko w kadrze podokręgu i jako 13-latek w kadrze okręgu, a później do 20 roku życia nie było już powołań. Dlatego teraz cieszę się, że jestem w reprezentacji i chciałbym w niej grać jak najlepiej, wygrywać, strzelać gole, zdobywać trofea, ale także zdobywać doświadczenie, grając z najlepszymi w Polsce i przeciwko najlepszym w Europie.

- Przeprowadził się pan do Częstochowy?

- Połowicznie. Trochę mieszkam w Gliwicach w rodzinnym domu, a trochę w Częstochowie, gdzie wynajmuję mieszkanie. Ale gdy mamy dwa dni wolnego to jadę do mamy i do dziewczyny, która mieszka w Stanicy. Kibice piłki nożnej kojarzą tę nazwę z Waldemarem Matysikiem, bo z niej pochodzi właśnie znany pomocnik. A tak się składa, że Paulina, która studiuje dietetykę na Śląskim Uniwersytecie Medycznym ma wujka, który w Stanicy jest prezesem klubu. Brakuje jej półtora roku żeby skończyć licencjat, a później czeka ją dwa lata magisterki. Ja też się uczę. W trakcie gry w Radzionkowie studiowałem na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach łącząc studia dzienne z półamatorską grą, która niczego przecież nie gwarantowała i nie dało się postawić tylko na piłkę. Ale po przejściu do Rakowa musiałem wziąć urlop dziekański, a teraz wracam do studiowania i na Akademii imienia Jana Długosza w Częstochowie jestem na drugim semestrze wychowania fizycznego. Chciałbym zdobyć jakiś zawód, żeby mieć coś na przyszłość.

- Jaki cel postawił pan sobie na 2018 rok?

- Awans o szczebel wyżej i chciałbym ten awans wywalczyć z Rakowem, a w kadrze U20 zagrać na tyle dobrze, żeby wywalczyć miejsce w zespole U21 i w przyszłym roku pojechać z reprezentacją Polski na turniej finałowy młodzieżowych mistrzostw Europy.