Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Futsal

Mikołaj Zastawnik zaprasza do Częstochowy na mecz z Gruzją

30/11/2017 21:01

O takich zawodnikach jak Mikołaj Zastawnik mówi się po prostu: „twardziel”. Urodzony 2 września 1996 roku reprezentant Polski w futsalu grał trzy mecze ze złamaną ręką, a na powrót na boisko po operacji, która okazała się konieczna, potrzebował zaledwie kilku tygodni.


- To się stało w Miszkolcu, gdzie 12 września w pierwszym meczu barażowym o awans do finałów mistrzostw Europy przegraliśmy z Węgrami 1:2 – mówi Mikołaj Zastawnik z Cleareksu Chorzów. - Upadłem, zabolało, ale nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogę przestać grać. Z zabandażowaną ręką wystąpiłem 17 września w meczu o Superpuchar Polski z Rekordem, a później pojechałem na zgrupowanie reprezentacji, która 26 września w Koszalinie, pokonała w rewanżu Węgrów 6:4 i cieszyłem się, że mam swój udział w powrocie biało-czerwonych do europejskiej elity. Zadowolony wróciłem na ligowe parkiety, na których zaczęliśmy sezon od porażki 1:6 na swoim boisku z Rekordem, a ja następnego dnia pojechałem do Warszawy na umówione już wcześniej badania. Podczas nich okazało się, że ręka jest złamana i od razu trafiłem „pod nóż”. Trzeba było zespolić kość łódeczkowatą i mam w nadgarstku śrubę, którą będę już nosił całe życie.

- Ile pan pauzował?

- Trzy tygodnie nie mogłem trenować, a po nich wróciłem do zajęć, ale bez kontaktu z rywalem. Gdy były zajęcia z piłką to robiłem to samo co koledzy, ale nie uczestniczyłem w gierkach. W ten sposób uciekło mi sześć kolejek w ekstraklasie i wyjazd na towarzyskie dwa mecze reprezentacji w Słowenii, gdzie 13 i 14 listopada trener Błażej Korczyński debiutował w roli selekcjonera. Dlatego gdy tylko nadgarstek zaczął się znowu zginać, choć jeszcze nie jest w stu procentach sprawny, założyłem ortezę i wróciłem na boisko, a efekt zaskoczył chyba wszystkich. 20 listopada strzeliłem dwa gole w wygranym 3:2 wyjazdowym meczu z FC Toruń, a 5 dni później w Chorzowie pokonaliśmy 5:3 Pogoń 04 Szczecin i znowu zdobyłem bramkę.

- Czekał pan na powołanie do reprezentacji na mecze z Gruzją, z którą zagracie 4 grudnia w Bełchatowie i 5 grudnia w Częstochowie?

- Cały czas byłem w kontakcie z trenerem Błażejem Korczyńskim, który monitorował mój powrót do zdrowia i mówił, że czeka na sygnał ode mnie jak już będę zdrowy. Tym sygnałem były chyba ligowe gole, bo dostałem powołania na mecze z Gruzją i bardzo się cieszę. Tym bardziej, że trener zapowiedział, że z tej powołanej teraz 16 wybierze 14, która weźmie udział w ostatnim już zgrupowaniu, zagra ostatnie spotkania sparingowe z Brazylią i pojedzie na mistrzostwa Europy.

- Czym dla pana będą mecze z Gruzinami?

- Każdy z powołanych będzie się starał udowodnić trenerowi, że zasługuje na wyjazd do Słowenii więc ja także będę się starał zagrać na maksa i na tle bardzo groźnego przeciwnika, pokazać, że zasługuję na koszulkę z orzełkiem na piersi. W dodatku w Częstochowie 5 grudnia liczę na doping swojego „fanklubu”, bo zapowiedzieli się: mama, tata, dwaj bracia, z których jeden z żoną i moja dziewczyna Martynka oraz grupa przyjaciół. Do Częstochowy będą mieli blisko, bo pochodzę z Regulic leżących koło Alwerni, czyli niedaleko Chrzanowa, gdzie stawiałem swoje pierwsze futsalowe kroki. Trener Miłosz Kocot, które teraz prowadzi drużynę beniaminka ekstraklasy Lex Kancelaria Słomniki, zorganizował sprawdzian kandydatów do młodzieżowego zespołu Wisły Krakbet. Zdałem testy i w krakowskiej drużynie zdobywałem mistrzowskie tytuły w juniorach do lat 16 i do lat 18, aż doszedłem do debiutu w ekstraklasie i wywalczyłem Puchar Polski i mistrzostwo kraju. Najlepszy mecz zagrałem wchodząc do seniorskiego zespołu, bo w Szczecinie po przegranej 0:3 pierwszej połowie dostałem swoją szansę gry po przerwie. To było niesamowite 20 minut. Strzeliliśmy 10 goli i wygraliśmy 10:6, a ja bramką i asystą wywalczyłem sobie miejsce w pierwszym składzie. Najbardziej pamiętny był natomiast ten zwycięski mecz z Węgrami w Koszalinie. Bardzo cieszyły mnie także te dwa gole w Toruniu po przerwie na leczenie kontuzji ręki, ale mam nadzieję, że te najważniejsze mecze dopiero przede mną.

- Myśli pan o spotkaniach z Brazylią czy na mistrzostwach Europy?

- Zagrać z Brazylią to niesamowita sprawa tak samo jak wystąpić w mistrzostwach Europy. W Słowenii zmierzymy się w grupie z Rosją i Kazachstanem, czyli wicemistrzem i trzecim zespołem Starego Kontynentu z poprzednich mistrzostw. Mamy z nimi co prawda ujemny bilans ostatnich spotkań, ale to działa na naszą korzyść. Może bowiem uśpić czujność rywali, a my jesteśmy już całkiem inną drużyną niż ta która w 2015 roku przegrała z Rosjanami dwa razy 0:6, a z Kazachstanem rok temu po remisie 1:1 u nas na wyjeździe przegrała 0:7. Będziemy to chcieli udowodnić w Lublanie i wypromować futsal w Polsce. Dla mnie jest to podwójnie ważne, bo studiuję na AWF w Oświęcimiu i chcę być w przyszłości trenerem futsalu. Na razie jestem na drugim roku, trzyletniego kierunku wychowanie fizyczne. Za średnią 4,4 oraz grę w reprezentacji Polski otrzymałem stypendium. To zobowiązuje. Ale nie ma co za bardzo wybiegać myślami w przyszłość tylko trzeba się skoncentrować na najbliższych meczach, czyli spotkaniach z Gruzją. Potrzebujemy wsparcia kibiców na obydwóch spotkania, ale ponieważ do Częstochowy, gdzie czeka wielka hala, wybierają się moi najbliżsi to na to spotkanie zapraszam szczególnie. 5 grudnia o godzinie 18.00 rozegramy najważniejszy mecz sparingowy, który zadecyduje o tym kto się znajdzie w reprezentacji na mistrzostwach Europy. Jednego kibice mogą więc być pewni – każdy zagra najlepiej jak potrafi, a to w futsalu gwarantuje niezwykłe emocje.