Ale po kolei. Katowiczanie zaczęli rozgrywki w hali OSiR Bemowo od porażki 1:2 z zespołem MŁKS Łomża. Już w 1 minucie gry (mecze trwały 15 minut) kapitan Kamil Kołacz stracił piłkę pod swoją bramką, a rywale bezlitośnie wykorzystali swoją szansę i wyszli na prowadzenie. Wyrównał w 3 minucie spotkania Jakub Kokosiński przytomnie w podbramkowym zamieszaniu główkując nad wysuniętym bramkarzem przeciwników, a o końcowym wyniku zadecydowała akcja z 8 minuty. Wtedy to łomżanie wyprowadzili kontrę i w sytuacji dwóch na bramkarza nie dali szans na skuteczną interwencję Mateuszowi Pruchniewskiemu. Co prawda katowiczanie do końca próbowali poprawić wynik, ale 14 sekund przed końcową syreną główkujący po rzucie rożnym Szymon Wiktorczyk posłał piłkę z bliska obok celu, a już w doliczonym czasie gry, gdy katowiczanie wykonywali rzut wolny ze środka boiska, po wstrzeleniu piłki przez Mateusza Pruchniewskiego, Szymon Kawała oddał w podbramkowym tłoku celny strzał, ale obrońca wybił piłkę zmierzającą do siatki.
W drugim spotkaniu katowiczanie zmierzli się z AP KGHM Zagłębie Lubin i w przeciwieństwie do pierwszego spotkania, przez większość czasu gry musieli się bronić. Mateusz Pruchniewski zachował jednak czujność i nie dał się pokonać, a Oskar Ludyga, choć w 13 minucie meczu nie wykorzystał sytuacji sam na sam, przegrywając pojedynek oko w oko z bramkarzem rywali, na 34 sekundy przed końcową syreną został bohaterem meczu. Po strzale Szymona Wiktorczyka i interwencji lubińskiego golkipera piłka spadła wprost pod nogę katowickiego napastnika, a skuteczna dobitka zapewniła drużynie 3 punkty.
Do ostatniego spotkania fazy grupowej z OSiR Biłgoraj katowiczanie przystąpili ze świadomością, że zwycięstwo zapewni im awans do ćwierćfinału i już od pierwszych sekund ruszyli do ofensywy. Na otwarcie bramkarz Mateusz Pruchniewski przeprowadził solowy rajd przez pół boiska i dograł Szymonowi Kawale, jednak strzał kończącego akcję napastnika katowiczan obronił golkiper rywali. Skuteczności i zimnej krwi brakowało także w pozostałych sytuacjach, a w dodatku po zagraniu przez obrońcę do bramkarza Mateusz Pruchniewski tak pechowo przyjmował podaną piłkę, że ta wtoczyła się za linię bramkową. W ten niecodzienny sposób w 7 minucie zespół z Biłgoraja wyszedł na prowadzenie i dzielnie bronił się aż do końca. Dopiero 24 sekundy przed końcem meczu Jakub Kokosiński lobem pokonał bramkarza, ale końcowy wynik 1:1 oznaczał dla katowiczan pożegnanie z Warszawą.
Na pamiątkę katowickim zawodnikom z rocznika 2007, którzy ostatecznie zajęli trzecie miejsce w grupie B i tym samym nie weszli do czołowej ósemki, pozostanie jedynie zdjęcie z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem oraz puchar za udział i nagrody rzeczowe, wręczone przez członków zarządu PZPN: prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej Henryka Kulę i Wojciecha Cygana.
- Żal, bo wiem, że chłopców stać na więcej – podsumował warszawski występ Damian Chojka. - Ale to też jest dla naszych zawodników nauka. Po to przyjechaliśmy na turniej, żeby nabierać doświadczenia i na własnej skórze chłopcy przekonali się, że nic nie przychodzi łatwo. Nawet wysokie umiejętności trzeba zawsze i tak potwierdzić na boisku z każdym przeciwnikiem, dając z siebie wszystko. To jest dla nas ogromna lekcja, zwłaszcza, że turniej był bardzo dobrze zorganizowany. Nocleg, wyżywienie, transport wszystko było zapewnione i mogliśmy się skupić na grze, a trzeba też dodać, że rywale byli naprawdę wymagający więc piłkarsko każdy wiele zyskał. My przekonaliśmy, że nad każdym aspektem, czy to technicznym, czy motorycznym, czy taktycznym czeka nas jeszcze wiele pracy, a nasza rola polega na tym, żeby tego dopilnować.
- Słowa prezesa Zbigniewa Bońka, który podszedł do nas po ostatnim meczu, można streścić w ten sposób, że chłopcy za bardzo chcieli – dodał Tomasz Wieczorek. - W tym ostatnim meczu nie pokazali swoich umiejętności i nie zamienili przewagi na gole. Wynieśliśmy więc dużo piłkarskiej nauki z tego turnieju i mam nadzieję, że to w przyszłości zaprocentuje. Za rok przecież kolejna edycja tych rozgrywek, w których zabrakło mi osobiście tylko przedłużenie rywalizacji dla tych, którzy odpadają, po fazie grupowej. Mogłyby być jeszcze mecze o miejsca od 9 do 1
. To dałoby kolejne okazje do poprawiania swoich umiejętności, a my chcemy być przecież w każdym meczu coraz lepszą drużyną.Zespół GKS GIEKSA grał w składzie: Mateusz Pruchniewski; Kamil Kołacz, Szymon Kawała, Oskar Ludyga, Jakub Kokosiński; Paweł Oględziński, Kacper Wojas, Mateusz Fliegner, Szymon Wiktorczyk, Wiktor Jarosz. Trenerzy Damian Chojka i Tomasz Wieczorek.