- W poniedziałkowym sparingu Spójnia 5:2 wygrała z liderem bielskiej okręgówki MRKS Czechowice-Dziedzice aż 5:2. Czy to był pana trenerski chrzest?
- Oficjalnie tak, bo nominację dostałem w piątek - mówi Bartosz Woźniak. - Ale tak naprawdę to była to już moja trzecia sparingowa przymiarka w roli trenera Spójni. Zacząłem gdy Andrzej Myśliwiec ogłosił, że odchodzi, bo przejmuje funkcję koordynatora akademii piłkarskiej GKS Jastrzębie. Pierwszy raz według mojej koncepcji zespół Spójni zagrał z zespołem BKS Stal Bielsko-Biała, z którym wygraliśmy 2:1, a w drugiej potyczce zremisowaliśmy 2:2 z Czarnymi-Góralem Żywiec. Wyniki w sparingach są jednak sprawą drugorzędną. Po meczu z czechowiczanami zadowolony byłem najbardziej z tego, że elementy nad którymi pracujemy na treningach, czyli motoryka oraz taktyka gry obronnej i ataku dały dobry efekt. Bramki były wypracowane. Wyszły też co prawda mankamenty, ale po to są właśnie sparingi, żeby wyłapywać błędy. Będziemy pracować nad ich wyeliminowaniem.
- Czym dla pana jest nominacja na trenera Spójni Landek?
- Traktuję ją jako swoją szansę i dziękuję prezesowi Wojciechowi Koźlikowi za zaufanie. Widział co prawda mój warsztat, bo obserwował prowadzone przeze mnie zajęcia, gdy zastępowałem Andrzeja Myśliwca. Znał także moje CV, ale podjął decyzję i postawił na człowieka, który na razie ma "czystą kartę".
- Jaki trener był dla pana najważniejszą postacią?
- Z Wojciechem Boreckim spotykałem się jako 19-latek w III-ligowym wówczas Pasjonacie Dankowice, a później nasze drogi krzyżowały się jeszcze w Podbeskidziu, GKS-ie Jastrzębie i Rekordzie. Imponowała mi jego osobowość. To był trener charyzmatyczny, który potrafił zbudować atmosferę w szatni i drużyna wychodziła z niej na mecz żeby dać z siebie wszystko. To u trenera bardzo cenny dar.
- Który mecz z ponad 20-letniej kariery wspomina pan najchętniej?
- 23 sierpnia 2008 roku, będąc zawodnikiem GKS Jastrzębie, rozegrałem swój najlepszy mecz. Pamiętam dokładnie, bo 11 sierpnia urodził się mój pierwszy syn Kornel więc jechałem do Kielc "uskrzydlony". W Koronie występowali wtedy znani zawodnicy, ale to my wygraliśmy 3:2, a ja strzeliłem gola na 2:1. Dla urodzonego 31 sierpnia 2013 roku Tomka też strzeliłem gola, bo w dniu jego urodzin grałem w Rekordzie na wyjeździe z Czarnymi Otmuchów, ale III-ligowe zwycięstwo to jednak nie to samo co wygrana na zapleczu ekstraklasy. Niesamowite też były mecze w Jastrzębiu, bo w I lidze graliśmy dopingowani przez 8 tysięcy kibiców. W pamięci mam też spotkania Pucharu Polski, w którym grając w IV-ligowej Koszarawie miałem się okazję spotkać z najlepszą w tamtych czasach w kraju Wisłą Kraków z Majdanem, Baszczyńskim, Frankowskim, Żurawskim, Kuźbą...
- W rundzie jesiennej strzelił pan w 13 meczach 11 bramek dla Spójni Landek. Będzie pan grał w niej nadal?
- Powiedziałem kiedyś co prawda, że miejsce trenera jest na ławce, ale życie napisało swój scenariusz. Przejąłem zespół z marszu i w dodatku w okresie, w którym trudno jest ściągnąć nowych piłkarzy. Miałem kilku kandydatów, ale czas uciekał i zostali w swoich klubach. Pracujemy jednak nad tym, żeby dokonać dwóch-trzech uzupełnień i wtedy razem ze mną w składzie, kadra będzie zamknięta. A wracając do mnie. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, a mój dorobek strzelecki świadczy o tym, że jeszcze mogę być tej drużynie potrzebny. Tym bardziej, że z niektórymi zawodnikami, takimi jak Mietek Sikora na boisku rozumiemy się bez słów i gramy intuicyjnie. Jesienią mogłem mieć nawet więcej trafień, ale w meczu z Drzewiarzem Jasienica, w którym strzeliłem gola na 1:0, przy stanie 1:1 nie wykorzystałem karnego. Damian Urbaczewski, czyli mój uczeń ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego Rekord, obronił mój strzał przed przerwą, a po przerwie straciliśmy gola i przegraliśmy 1:2. W sparingach wychodzę na pierwszą połowę, a drugą oglądam z ławki i muszę powiedzieć, że to zupełnie inne punkty widzenia. Dlatego docelowo myślę o zajęciu miejsca na ławce na stałe.
- Jakie ma pan uprawnienia szkoleniowe i doświadczenie trenerskie?
- Gdy w wieku 31 lat przychodziłem z GKS Jastrzębie do IV-ligowego Rekordu prezes Janusz Szymura namówił mnie na... studiowanie i przekonałem się, że na naukę nigdy nie jest za późno. W wieku 37 lat zdobyłem tytuł magistra, a po drodze zdobyłem też licencję trenera UEFA B, a rok temu UEFA A. Pracuję w Szkole Mistrzostwa Sportowego Rekord i prowadzę rocznik 2001 od "szkółki niedzielnej", czyli od momentu, w którym chłopcy mieli 7-8 lat. Dzisiaj dwaj z nich Piotrek Wyroba i Daniel Iwanek są już reprezentantami Polski U16. Po drodze zdobyliśmy tytuł Mistrza Śląska Trampkarzy Starszych, a w futsalu, który jest dla nas zimowa formą kontaktu z piłką, sięgnęliśmy rok temu po brąz oraz w tym roku po złoto Młodzieżowych Mistrzostw Polski U16. Oprócz prowadzenia zespołu młodzieżowego byłem też w tym czasie grającym asystentem. W Rekordzie z Ireneuszem Kościelniakiem wywalczyliśmy awans do III ligi, w której pomagałem Wojciechowi Gumoli. A w Czańcu współpracowałem z Maćkiem Żakiem, grającym na stoperze. Znakomicie się dogadywaliśmy i uzupełnialiśmy.
- Jaka jest pana filozofia piłki nożnej?
- Poprawić motorykę, egzekwować dyscyplinę taktyczną i zbudować odpowiedni profil mentalny. Wierzę, że dzięki temu wiosną poprowadzę zespół Spójni Landek do utrzymania. Moim asystentem będzie Szymon Kubica. To zawodnik, który ma Spójnię i Landek w sercu, a w dodatku chce się rozwijać trenersko, bo ma licencję UEFA C i myśli o UEFA B. Wiedza teoretyczna, choć bardzo ważna o czym przekonałem się na kursie UEFA A, na który chodziłem z wieloma ligowymi piłkarzami, jest bardzo potrzebna, ale trzeba do niej dołożyć jeszcze praktykę i dopiero gdy zdoła się połączyć te dwa elementy można mówić o trenowaniu. Nawet gdy chodzi o IV ligę, czyli prowadzenie drużyny po pracy, bo nadal moim podstawowym zajęciem będzie praca w SMS Rekord.