Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Wojciech Kempa chce się wzbić na skrzydłach Orła

25/04/2018 08:55

Świeżo upieczony absolwent kursu trenerskiego UEFA A Wojciech Kempa swoją licencję uczcił wyjątkowym zwycięstwem.


Jego drużyna Orzeł Mokre, zajmująca trzecie miejsce w tabeli ZINA Klasa Okręgowa – II grupa, wygrała bowiem 6:0 pierwszą połowę meczu z Tęczą Wielowieś, która dotarła na spotkanie w ośmioosobowym składzie i wytrwała tylko 45 minut. W przerwie, z powodu zgłoszenia przez gości dwóch kontuzji, spotkanie zostało przerwane i na drugą połowę wyszli już tylko sami gospodarze, żeby... wręczyć trenerowi pamiątkowy puchar i koszulkę.

- Za ciągłe dążenie do perfekcji oraz udoskonalanie kwalifikacji trenerskich – odczytał Wojciech Kempa napis na podstawie pucharu wręczonego przez zawodników LKS Orzeł. - Dziękuję chłopakom. Mamy w tym roku komplet zwycięstw i chcemy wygrywać dalej. Liderująca Slavia ma co prawda nad nami 18 punktów przewagi, ale przegrała już wiosną w Książenicach, więc dystans się zmniejszył. W dodatku mamy dwa mecze rozegrane mniej, a 1 maja jedziemy do Rudy Ślaskiej na bezpośrednie starcie z liderem. Piłka jest więc cały czas w grze. Nie patrzymy jednak w tabelę tylko w każdym meczu staramy się grać o 3 punkty i do tego dążymy. Po to drużyna została zimą wzmocniona. Po rozmowach z zarządem na czele z panem prezesem doszliśmy do wniosku, że do czerwca postaramy się rozegrać jak najlepsze mecze i wspiąć się jak najwyżej w tabeli, a w przyszłym sezonie, gdyby się w tym roku nie udało, celem będzie awans.

- Kiedy został pan trenerem?

- W 2004 roku ukończyłem AWF w Katowicach, ale zdobyty wtedy dyplom trenera II klasy straciłby w 2019 roku swoją moc, bo Polski Związek Piłki Nożnej narzucił zmianę kwalifikacji. Musiałem więc ukończyć tak zwany kurs wyrównawczy, żeby otrzymać licencję UEFA A, czyli przedostatni stopień wtajemniczenia szkoleniowego, bo wyżej jest już tylko kurs UEFA PRO.

- Jak znalazł się pan w Orle?

- Od dziecka byłem związany z Concordią Knurów, do której trafiłem jako 7-latek i spędziłem w tym klubie ćwierć wieku. Jako zawodnik przeszedłem wszystkie szczeble w grupach młodzieżowych i grałem w zespole seniorów, w którym po odejściu Józefa Dankowskiego zostałem grającym trenerem. Od razu w 2008 roku zdobyliśmy awans do IV ligi i powtórzyliśmy ten wyczyn w 2013 roku, gdy przejąłem drużynę po Marcinie Domagale. Jako grający trener mam więc na koncie dwa awanse do IV ligi z Concordią. W niej praktycznie zakończyłem swoją przygodę z piłką po pamiętnym, tragicznym meczu  2 maja 2015 roku z Ruchem Radzionków, kiedy to został zastrzelony kibic. To był mój ostatni mecz w roli trenera Concordii. Co prawda wypełniając zawodniczy kontrakt, na prośbę prezesa Andrzeja Michalewicza, dograłem jeszcze tamten sezon do końca, ratując drużynę przed degradacją, bo większość zawodników następnego dnia po meczu ogłosiła, że nie będzie już grała w Concordii, ale właśnie mecz z Ruchem uważam, za ten formalny moment mojego pożegnania z boiskiem.

- Od lata 2015 roku skoncentrował się pan na pracy trenerskiej?

- Właściwie tak, bo występów w klasie A, w rezerwach Jedności 32 Przyszowice, nie zaliczam już do piłkarskiej przygody. To były tylko epizody na prośbę trenera Mateusza Labuska, który namówił mnie, żebym swoim doświadczeniem wsparł drugi zespół klubu, w którym w sezonie 2015/2016 prowadziłem IV-ligową drużynę. A po półrocznej przerwie, jeżeli tak można nazwać zajęcia z dziećmi w Akademii Górnika Zabrze, z którą nadal jestem związany, bo prowadzę grupę z rocznika 2011, trafiłem w lutym 2017 roku do Orła. Gdy dostałem propozycję od prezesa Romana Szczyrby nie wahałem się ani chwili. Przejąłem zespół, który zajmował przedostatnie miejsce w IV lidze i borykał się z problemami kadrowymi. Spadliśmy, bo nie było zawodników. Ale wyciągnęliśmy wnioski z tej wiosennej lekcji, otrzymanej rok temu i doszliśmy do wniosku z zarządem, że zbudujemy drużynę. To jest w tej chwili nasz główny cel.

- Do jakiego meczu najchętniej wraca pan pamięcią?

- Do trzecioligowego debiutu. Na boisku w Knurowie podejmowaliśmy Zagłębie Sosnowiec. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba pięć-sześć tysięcy ludzi było na trybunach. To było coś pięknego. Tak samo jak moment, w którym, w tej samej lidze, bardzo szybko strzeliłem pierwszego swojego gola w spotkaniu z GKS Jastrzębie. Moje bramki, ponieważ byłem zawodnikiem środka pola, były albo bardzo efektowne, tak zwane „stadiony świata”, albo „taś-tasie”. Z każdej cieszyłem się jednak tak samo. Wykonywałem dużo stałych fragmentów gry, jak przystało na technicznego zawodnika, więc trochę się tych trafień nazbierało. Jeden gol był jednak wyjątkowy, bo do dzisiaj śmiejemy się z kolegami, z tego że strzeliłem lewą nogą. A ja w żartach odpowiadam „ja tylko kopłem”.

- Jaki trenerski cel stawia pan przed sobą?

- Mierzę w ekstraklasę. Do tego potrzebna jest jednak licencja UEFA PRO, do której się przymierzam. Jako zawodnik wypełniłem kryteria, a jako trener muszę jeszcze wypełnić jeden warunek – pracować przez rok w klubie już z licencją UEFA A minimum jeden rok. Do tego chciałbym dorzucić jako dodatkowy argument awans do III ligi i mam nadzieję, że wszystko to uda mi się zrobić w Orle Mokre.