Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Sebastian Pączko przed szlagierem III-ligowej kolejki

1/05/2018 06:52

Najlepszym strzelcem Gwarka Tarnowskie Góry w rundzie wiosennej jest Sebastian Pączko. Urodzony 27 stycznia 1993 roku skrzydłowy zespołu Krzysztofa Górecki w czterech ostatnich III-ligowych meczach tarnogórzan pięć razy wpisał się na listę strzelców i można powiedzieć, że wystrzelał dla swojej drużyny miejsce na szczycie tabeli.


- Czy sobotni mecz w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie strzelił pan dwie bramki Stilonowi, był najlepszym pana występem w tej rundzie?

- Na pewno jednym z najlepszych. Szybko strzelone dwie bramki ustawiły nam mecz. Udało się raz, prawą nogą z woleja i drugi raz lewą nogą z ostrego kąta po indywidualnej akcji pokonać bramkarza Stilonu więc mogę być z tego występu zadowolony.

- Kiedy strzelił pan najwięcej bramek?

- Rzadko strzelałem po dwie bramki w meczu, zdarzały się też hat-tricki, ale pamiętam mecz, w którym trafiłem cztery razy. To był dla mnie ważny występ, bo od niego zaczęło się moje regularne granie w zespole Krzysztofa Górecki. To było wiosną 2012 roku. Po przyjściu z Walki Makoszowy do Szombierek powoli wchodziłem do zespołu budowanego z myślą o awansie do III ligi i trener w meczu finałowym Pucharu Polski na szczeblu podokręgu dał mi szansę gry od pierwszej minuty. Wykorzystałem ją i po zwycięstwie 5:0 zostałem już podstawowym zawodnikiem bytomskiej drużyny.   

- Czy czuje się pan „piłkarskim dzieckiem” trenera Krzysztofa Górecki?

- Jestem wychowankiem Gazobudowy, w której zacząłem chodzić na treningi jako 7-latek do grupy 11-latków. Tak naprawdę zacząłem jednak grać gdy jako 9-latek trafiłem do Walki Makoszowy, z której „wyłowił” mnie Krzysztof Górecko. Przez długi czas byłem środkowym napastnikiem, ale pięć lat temu, gdy po przymiarkach do GKS Katowice wróciłem na treningi Szombierek, uznałem, że z moimi warunkami fizycznymi jako „dziewiątka” nie dam rady powalczyć w wyższych ligach, a trener Górecko dał się przekonać, żebym spróbował swoich sił jako skrzydłowy. On zna moje mocne strony i potrafi je wykorzystać dla zespołu. Współpracuje się nam bardzo dobrze.

- To dlaczego rozstaliście się trzy lata temu?

- Po sezonie, w którym strzeliłem 13 bramek w 35 III-ligowych meczach, trener Górecko przeszedł do Gwarka Tarnowskie Góry, a ja nie chciałem iść do IV-ligi. Skorzystałem więc z oferty II-ligowej Polonii Bytom, w której w rundzie jesiennej u trenera Jacka Trzeciaka grałem dość regularnie, ale choć miałem sytuacje nie strzeliłem ani jednego gola. Coś się zacięło i skończyło się na pięciu, czy sześciu asystach. A kiedy zimą nastąpiła zmiana trenera to Ireneusz Kościelniak nie widział dla mnie miejsca w zespole, albo ustawiał mnie na lewej obronie. Dlatego po sezonie postanowiłem zmienić klimat i pojechałem do Ostródy, gdzie w III-ligowym Sokole odżyłem. Grałem, strzelałem. Gdy podejmowaliśmy Widzew to było święto, w którym zaznaczyłem swoją obecność zdobyciem bramki, w meczu zremisowanym 2:2. W przeciwieństwie do straconej wiosny w Polonii Bytom swojego pobytu w Ostródzie nie żałuję, ale gdy sezon się skończył zacząłem szukać nowego klubu.

- Czy trener Krzysztof Górecko zaproponował coś wyjątkowego?

- Najpierw były testy w Warcie Poznań, ale gdy pojawiłem się w tym klubie trener zapytał: kim pan jest? Spędziłem tam cztery dni i zagrałem sparing z Miedzią Legnica. Przegraliśmy 1:2, a ja zaliczyłem asystę, ale to niczego nie zmieniło, bo ja tam nie byłem potrzebny. Co innego w Gwarku. Trener Górecko, z którym cały czas byłem w kontakcie, zaproponował mi miejsce w swoim zespole, który po awansie do III ligi zmieniła oblicze i skorzystałem bez wahania.

- Na co stać wasz zespół?

- Gdy przed sezonem czytałem, że Gwarek jest beniaminkiem, który się musi uczyć III ligi uśmiechałem się pod nosem, bo w naszym składzie jest przecież wielu zawodników, którzy grali znacznie wyżej. Dlatego nasze miejsce w tabeli wcale nie jest dla mnie zaskoczeniem. Powstała fajna drużyna, a wyniki budują atmosferę.

- Czy mecz ze Skrą traktujecie jako hit wiosny?

- Nie mam jakichś szczególnych wspomnień dotyczących Skry więc dla mnie będzie to normalny III-ligowy mecz, w dodatku trzy dni po spotkaniu ze Stilonem. Nie było więc czasu na myślenie o nim, czy budowaniu napięcia. Częstochowianie grali co prawda ostatni mecz dzień wcześniej i nie mają za sobą 500-kilometrowej podróży w kościach, ale to niczego nie zmienia. Wyjdziemy na boisko, żeby pokazać się z najlepszej strony i jak zawsze walczyć o zwycięstwo.

- Zagracie w najmocniejszym składzie?

- Grzegorz Fonfara na poniedziałkowym treningu miał indywidualne zajęcia, bo nieprzyjemny uraz pachwiny z sobotniego meczu stawia jego występ ze Skrą pod znakiem zapytania. Wszystko pewnie rozstrzygnie się przed samym meczem, ale kadrę mamy szeroką i Patryk Timochina też jest gotowy do gry.

- Jest ktoś kto szczególnie śledzi pana boiskowe występy?

- Mam swoich kibiców, czyli tatę i narzeczoną, którzy są na każdym meczu gdy gramy u siebie i na te bliższe wyjazdy też jeżdżą. Ale gram też dla kibiców i działaczy Gwarka, którzy zbudowali tak mocny zespół, że teraz muszą pracować na jeszcze wyższych obrotach. Do tej pory mówili, że spokojnie przygotowywali się do sportowych awansów, a w tym sezonie wyniki sprawiają, że muszą już myśleć o czymś więcej niż w tej chwili jest w Tarnowskich Górach, czyli o bazie na wyższy niż III ligowy poziom. Widząc jednak ich zaangażowanie możemy spokojnie robić swoje, bo wszyscy razem mamy ten sam cel – robić wszystko żeby Gwarek wygrywał.