Zaczęło się jednak zgodnie ze starym piłkarskim porzekadłem, że niewykorzystane okazje się mszczą. Zabrzanie w ciągu 20 minut gry zmarnowali bowiem pięć szans na zdobycie bramki, a w odpowiedzi chorzowianie, którzy także mieli co nieco na snajperskim sumieniu przeprowadzili skuteczną akcję lewą stroną boiska. Gdy na murawie leżał Klamka zespół Stadionu Śląskiego powoli rozgrywał piłkę, z którą Różański po zagraniu K. Piotrowskiego znalazł się oko w oko z Sekułą. W 17 minucie taki pojedynek przegrał, strzelając za lekko, ale w 23 minucie włożył już w strzał odpowiednio dużo siły i dołożył precyzję z 14 metra trafiając w długi róg.
Radość z prowadzenia trwała jednak krótko, bo Klamka, który szybko wrócił do gry, wykonał dwa stałe fragmenty gry otwierając drogę do bramki rywali. W 25 minucie pomocnik Górnik wrzutką z rzutu wolnego obsłużył Stanka, który z 5 metra skierował piłkę do siatki, a w 30 minucie dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Komora, który wyskoczył najwyżej i ustalił wynik pierwszej połowy. Wprawdzie obydwie drużyny, z tym że znacznie częściej Górnik, dochodziły jeszcze przed przerwą do kolejnych sytuacji bramkowych, ale Wróblewski nie dał się już zaskoczyć, a jego vis a vis w 44 minucie pomogła poprzeczka, od której odbiła się piłką po główce Strycharza.
W drugiej połowie jako pierwsi trafili goście, bo tym razem po rozegranym rzucie wolnym za faul popełniony tuż przed linią boczna pola karnego, na uderzenie z 17 metra zdecydował się Rymer. Wprawdzie strzał mu nie wyszedł, ale okazał się... dobrym podaniem, bo prawy obrońca zabrzan Komor zmienił lot piłki i zapisał na swoje konto drugie trafienie w tym meczu.
Ale to jeszcze nie załamało chorzowian, którym wiary w odrobienie strat dał znakomity strzał K. Piotrowskiego z 18 metrów. Piłka w 63 minucie wpadła bowiem pod poprzeczkę bramki zabrzan, którzy po tej stracie gola zaczęli atakować jeszcze odważniej. W 67 minucie po strzale Klamki Jochymek powinien dobitką przesądzić losy meczu, ale przestrzelił z 5 metrów. Wróblewski ofiarnie interweniując uchronił jeszcze w 68 minucie swój zespół od straty samobójczej bramki, ale w 76 minucie był już bezradny. Po dośrodkowaniu Rymera z rzutu rożnego tym razem po piąstkowaniu bramkarza w polu karnym chorzowian powstało zamieszanie, w którym najsprytniejszy okazał się Malik i stało się jasne, że zabrzanie wygrają. Jedyną niewiadomą pozostawały rozmiary zwycięstwa. Mogły być wyższe, ale Stryjakiewicz w 77 minucie nie zdołał po solowej akcji strzałem z bliska pokonać Wróblewskiego, który jeszcze w 85 minucie obronił strzał Pelca, a po dobitce Gromelskiego piłkę sprzed linii bramkowej wybił Wolff. Pieczęć na zwycięstwie postawił Jochymek, który po podaniu Świerzewskiego w 89 minucie spotkania wykorzystał sytuację sam na sam, trafiając z 10 metra w długi róg.
- Byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą – uważa Zbigniew Mazurkiewicz. - Byliśmy częściej w posiadaniu piłki, przeprowadziliśmy więcej akcji i wypracowaliśmy znacznie więcej sytuacji bramkowych, dlatego wygraliśmy zasłużenie, ale niewykorzystane okazje były naszą zmorą. Po zmarnowaniu pierwszych okazji straciliśmy gola. Zareagowaliśmy dobrze, bo wyszliśmy na prowadzenie 3:1 i znowu daliśmy się trafić, bo dopuściliśmy do oddania strzału, który faktycznie był piękny i nie do obrony, ale powinniśmy do tego uderzenia nie dopuścić. Dopiero po tym golu opanowaliśmy już całkowicie sytuację, ale nad skutecznością w ofensywie, co jest naszą „piętą Achillesową” i lepszą grą w obronie musimy nadal pracować. Ewenementem jest to, że cztery gole strzeliliśmy po stałych fragmentach gry, ale nie trafialiśmy nawet z 4 metrów do pustej bramki.
- Do momentu straty czwartej bramki, po czwartym stałym fragmencie gry, jeszcze próbowaliśmy walczyć – mówi prezes Stadionu Ślaskiego Andrzej Nieścior. - W końcówce już niestety powietrze z nas uszło. Zadecydowały bramki – dwie po wolnych i dwie po rzutach rożnych. Nie potrafiliśmy sobie poradzić z tymi stałymi fragmentami gry zabrzan. Wpadaliśmy w panikę pod swoją bramkę i tak się to skończyło. My też mieliśmy swoje okazje, szczególnie w pierwszej połowie, bo ten mecz mógł inaczej przebiegać. Postawiliśmy z konieczności na kolejnych zawodników z grupy juniora młodszego, czyli z rocznika 2001. Choć nie odstawali to jednak w sumie nie daliśmy rady i znaleźliśmy się blisko strefy zagrożonej. Zdajemy sobie sprawę w jak trudnej jesteśmy sytuacji. Nie potrafimy porządnie zapunktować i na finiszu musimy zacząć zdobywać punkty. Nie poddajemy się przed żadnym spotkaniem i na pewno będziemy mobilizować zespół do walki. Pamiętamy o tym, że teoretycznie spadają trzy zespoły jeżeli awansuje mistrz, a mistrza czekają dwie tury baraży z powodu reorganizacji Centralnej Ligi Juniorów. Jeżeli więc mistrz nie awansuje to spadną cztery zespoły i musimy walczyć żeby znaleźć się minimum na piątym miejscu od końca.
Zdjęcia z meczu można oglądać TUTAJ.
Stadion Śląski Chorzów – Górnik Zabrze 2:5 (1:2)
1:0 – Różański, 23 min
1:1 – Stanek, 25 min
1:2 – Komor, 30 min (głową)
1:3 – Komor, 49 min
2:3 – K. Piotrowski, 63 min
2:4 – Malik, 76 min
2:5 – Jochymek, 89 min
Sędziował Michał Zając (Sosnowiec).
STADION ŚLĄSKI: Wróblewski – Wolff, Strycharz (73. Buchalik), Święch, Włodarczyk – K. Piotrowski, Bednarz, Barnaś, Rotuski (59. Sobczyk), M. Piotrowski (51. Grabara) – Różański. Trener Michał PAWLIK.
GÓRNIK: Sekuła – Komor, Jurczyk, Stanek, Kołodziej (65. Broja) – Malik (78. Gromelski), Rymer, Tanistra (57. Pelc), Klamka (73. Świerzewski) – Imiela (53. Jochymek), Stryjakiewicz. Trener Zbigniew MAZURKIEWICZ.