Śląski ZPN

Władysław Żmuda z Diamentową Odznaką Honorową PZPN

30/08/2018 16:56

Diamentowa Odznaka Honorowa PZPN przyznawana jest za szczególne zasługi dla organizacji, rozwoju i upowszechniania piłki nożnej w Polsce. Nic więc dziwnego, że Władysław Żmuda, podczas Walnego Zebrania Sprawozdawczego Śląskiego Związku Piłki Nożnej został nią uhonorowany.


- To wychowanek Slavii Ruda Śląska, z której w 1962 roku przeszedł do Śląska Wrocław i tam jako kapitan zespołu świętował awans do I ligi - rekomendował urodzonego 10 lutego 1939 roku piłkarza, trenera i edukatora członek zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej, a zarazem prezes Śląskiego Związku Piłki Nożnej Henryk Kula. - Rozegrał w ekstraklasie 80 spotkań, a następnie już jako szkoleniowiec poprowadził wrocławian do największych sukcesów w historii tego klubu z mistrzostwem kraju, Pucharem Polski i występami w europejskich pucharach. Jeszcze lepsze rezultaty zanotował jako szkoleniowiec Widzewa Łódź, zdobywając mistrzostwo i dwa wicemistrzostwa kraju oraz Puchar Polski, a także awans do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Na rodzinnym Śląsku prowadził Górnika Zabrze, GKS Katowice, z którym dwukrotnie sięgnął po wicemistrzostwo kraju, Ruch Chorzów i Polonię Bytom oraz związał się z Akademią Wychowania Fizycznego jako pracownik naukowy. Rozsławił także polską piłkę za granicą, bo podczas pracy w klubie Esperance Tunis sięgnął po dublet, czyli mistrzostwo i Puchar Tunezji.

I choć lista sukcesów i dokonań Władysława Żmudy jest bardzo długa, to na pytanie, czy spodziewał się takiego wyróżnienia, skromnie, a jednocześnie przekonująco, bez kokieterii, odpowiedział, że nie.

- Nie spodziewałem się, choć przez 20 lat byłem w strukturach PZPN najpierw w Radzie Trenerów, a następnie w zarządzie - mówi Władysław Żmuda. - Miałem swój wkład w początkach Szkół Mistrzostwa Sportowego w Polsce. Takie ośrodki były we Francji, gdzie miałem okazję zobaczyć jak to wszystko wygląda, bo dyrektorem był tam Joachim Marx, reprezentant Polski, medalista igrzysk olimpijskich z 1972 roku. Chciałem więc to przeszczepić na nasz grunt i pod kierownictwem profesora Ryszarda Panfila z AWF Wrocław, z którym napisałem książkę, przedstawiliśmy naszą koncepcję ministrowi sportu Jackowi Dębskiemu. Ponieważ był z Łodzi i znał moje osiągnięcia oraz piłkarską filozofię, dał się przekonać i powstało siedem szkół.

- Można więc powiedzieć, że piłkarskie SMS to pana "dzieci"?

- Przekonaliśmy ministra, a resztę zrobili już ludzie w terenie. Ważne jest jednak to, że już wtedy przekonywałem, że podstawą wychowania dobrego zawodnika jest trening indywidualny. Nie inwestowanie w drużyny młodzieżowe tylko praca na rozwojem poszczególnych ludzi. Nikt się z tym nie chciał wtedy zgodzić i musiałem godzinami przekonywać trenerów do tej koncepcji. A mogę się opierać na swoim osobistym doświadczeniu. Grając w Slavii w II lidze chodziłem na studia i gdy reszta drużyny trenowała rano to ja byłem na zajęcia, więc ćwiczyłem sam, a w zasadzie z bratem, który też przed południem był w pracy. Mimo to właśnie my byliśmy w tym naszym zespole najlepsi wnosząc nasze indywidualne umiejętności do gry zespołu, który potrafił wygrywać nawet z Górnikiem Zabrze. Gdy powiedziałem o tym Staszkowi Ośliźle nie chciał uwierzyć, ale ja mam z każdego sezonu dzienniczek treningów i meczów i tam jest zapisana nasza wygrana z zabrzanami wśród których byli między innymi Staszek Oślizło i Jan Kowalski.

- A jako trener, który mecz wspomina pan najchętniej?

- Ze Śląskiem w pierwszym sezonie po powrocie de ekstraklasy zajęliśmy trzecie miejsce i wywalczyliśmy prawo gry w Pucharze UEFA, gdzie po przejściu dwóch rund trafiliśmy na FC Liverpool. Nasz pierwszy mecz walki o ćwierćfinał na Stadionie Olimpijskim oglądało 60 tysięcy widzów. Przegraliśmy wtedy 1:2 u nas i 0:3 na wyjeździe, dlatego gdy jako trener Widzewa trafiłem na Liverpoolu w ćwierćfinale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych cieszyłem się podwójnie z awansu. Wygraliśmy 2:0 u siebie po bramkach Mirka Tłokińskiego i Wieśka Wragi, a w rewanżu przegraliśmy 2:3. Gole Mirka Tłokińskiego i Włodka Smolarka dały nam jednak awans. Wspaniały był też wcześniejszy mecz z Rapidem Wiedeń, z którym po porażce 1:2 na wyjeździe u siebie wygraliśmy 5:3! To były niezapomniane wydarzenia, których dzisiejsi trenerzy prowadzący polskie drużyny w europejskich pucharach mogą nam tylko zazdrościć.

- Co pan porabia obecnie?

- Cieszę się emeryturą i chodzę na mecze. Slavia gra u siebie w soboty o 11.00 to mi pasuje, bo później mogę jechać na spotkanie Górnika Zabrze, czy Śląska Wrocław, bo tam mnie zapraszają i udzielam się nadal. Napisałem trzy podręczniki trenerskie i wszystko co sam przeżyłem i czego doświadczyłem, z analizą oraz komentarzem przekazałem następnym pokoleniom trenerów.