Śląski ZPN

Paweł Szołtysek postawił na młodzieżową piłkę w Przyszowicach

6/02/2019 12:18

Prezesem Jedności 32 Przyszowice Paweł Szołtysek został cztery lata temu. Miał wtedy 26 lat, ale wcale nie był nowicjuszem w sportowej działalności.


- W Jedności jestem od dzieciństwa - mówi Paweł Szołtysek. - Zacząłem jak zawodnik, przychodząc na trening trampkarzy razem z moim młodszym o dwa lata bratem. Piotrek próbował zrobić piłkarską karierę i przeszedł do Górnika Zabrze, a ja cały czas byłem w Przyszowicach. Przez drużynę juniorów doszedłem jeszcze do zespołu seniorów, ale skończyło się na kilku występach w klasie A, bo szybko zrozumiałem, że jako zawodnik niewiele mogę klubowi pomóc. Zaangażowałem się więc w działalność organizacyjną. Mając 20 lat zostałem kierownikiem naszych rezerw, które grając w klasie B wywalczyły awans, a ja przeszedłem do pierwszego zespołu i byłem jego kierownikiem w IV lidze. Następnie wszedłem do zarządu i po kolejnych szczeblach czyli przez wiceprezesa doszedłem do funkcji prezesa.

- Jaki jest największy problem Jedności 32 Przyszowice?

- Nasz największy problem to boisko treningowe, bo... go nie mamy. Sfinansowany przez gminę stadion, który został wybudowany w 2010 roku jest jednym z ładniejszych w okolicy, ale kiedy został oddawany do użytku spełniał potrzeby trzech drużyn. Mieliśmy wtedy bowiem dwie drużyny seniorów i jeden zespół trampkarzy. A teraz w szkółce mamy 140 dzieci w 7 grupach młodzieżowych i nie ma gdzie trenować.

- Kiedy nastąpił ten młodzieżowy bum w Przyszowicach?

- Kiedy zostałem prezesem, mocno postawiliśmy na rozwój piłki dziecięcej i młodzieżowej w naszym klubie. Mówię "my", bo razem ze mną jest mój brat, który z Górnika Zabrze wrócił do naszego klubu i gra u nas oraz prowadzi zajęcia z dziećmi, a także Mateusz Labusek, który w 2014 roku rozpoczął u nas reaktywację trampkarzy, a od 2016 roku jest trenerem pierwszego zespołu grającego w klasie okręgowej.

- Jak radzicie sobie z problemami finansowymi?

- Staramy się dobrze gospodarować. To jest klub wiejski. My tu liczymy każdą złotówkę i cieszymy się z każdej ulgi takiej jak na przykład zwolnienie z opłat startowych w rozgrywkach młodzieżowych. Cieszę się też, że współpraca z władzami gminy Gierałtowice układa się nam bardzo dobrze. Co roku dostajemy dotacje, a teraz jesteśmy na etapie remontu generalnego naszego budynku klubowego. Myślę, że następnym krokiem będzie budowa bocznego boiska ze sztuczną nawierzchnią, a wtedy 90 procent problemów będzie rozwiązane.

- Kto jest pana najbliższym współpracownikiem w klubowej działalności?

- Mogę wyróżnić cały zarząd, bo w 2017 roku mocno odmłodziliśmy jego skład, stawiając na tych, którzy jeszcze grają albo niedawno grali. Swoim piłkarskim doświadczeniem służy nam Krystian Sosna, przez wiele lat związany z III-ligową Walką Makoszowy. Pozostali członkowie zarządu także są mocno zaangażowani i działamy wspólnie.

- Czy czwarte miejsce na półmetku sezonu 2018/2019 w II grupie klasy okręgowej spełnia wasze oczekiwania?

- Pod względem sportowym odradzamy się po spadku z IV ligi. W 2016 roku zajęliśmy 13 miejsce, ale ponieważ była reorganizacja zabrakło nam jednego punktu, żeby się utrzymać. Wtedy mieliśmy w zespole bardzo dużo ludzi z zewnątrz. Po degradacji zmieniliśmy koncepcję i stawiamy na swoich. W tej chwili połowa składu to mieszkańcy Przyszowic, albo z najbliższej okolicy. W 2019 rok wchodzimy z myślą o przygotowaniu drużyny na kolejny sezon, żeby po reorganizacji klasy okręgowej wrócić na szczebel, na którym graliśmy cztery sezony.  Myślę, że niedługo zaczną do pierwszej drużyny dochodzić także nasi wychowankowie, bo ten pierwszy rocznik, z którym zaczęliśmy pracę budując grupy młodzieżowe, to był rocznik 2005. W tej chwili chłopcy mają więc 14 lat, ale za dwa-trzy lata będą już mogli zasilać pierwszy zespół i taki jest nasz cel. Chcemy zbudować swoją drużynę, bo przekonaliśmy się, że zawodnik z zewnątrz przychodzi do klubu tylko dla pieniędzy, a wychowankowie, których z trybun oglądają rodziny i koledzy, oddają drużynie serce.

- Co pan robi poza działalnością w klubie?

- Prowadzę działalność gospodarczą, a także jestem radnym w gminie Gierałtowice.

- Jak na to wszystko... reaguje pana rodzina?

- Żona już się przyzwyczaiła, choć na początku miała obiekcje. Agnieszka nie miała nic wspólnego ze sportem, ale ponieważ też jest przyszowiczanką to wiedziała, że jestem mocno zaangażowany w działalność sportową i w końcu to zaakceptowała, a nawet pomaga przy meczach czy przy festynach, które organizujemy. Nasz 3-letni syn Mateusz też wyrasta w piłkarskim klimacie i zdarzyło się mu już uczestniczyć w treningach naszej najmłodszej grupy, którą prowadzi mój brat. Myślę więc, że będzie kontynuował rodzinne tradycje.

- Jakie ma pan prezesowskie marzenia?

- Te związane z piłką nożną, bo w naszym klubie są jeszcze sekcje: pływacka, skata i tenisa ziemnego, są dwa. Chciałbym po pierwsze do pięciu lat stworzyć u nas szkółkę, w której będzie 200 dzieci, a po drugie awansować do IV ligi.