Śląski ZPN

Kobiety w Koronie czyli piłka nożna w Bargłówce pod rządami żon

7/02/2019 10:23

Na czele zarządu KS Korona Bargłówka stoją kobiety. Justyna Rusin (na zdjęciu z lewej) jest prezesem, a Urszula Doleżych skarbnikiem klubu, w którym zawodnikami są ich mężowie.


- Kiedy zainteresowała się pani piłką nożną?

- Mąż gra w piłkę i robił to od kiedy pamiętam, a znamy się od przedszkola – mówi Justyna Rusin. – Rafał miał nawet okres gry w Carbo Gliwice, ale ostatecznie wrócił do drużyny ze swojej rodzinnej miejscowości. Jeszcze jako jego dziewczyna, a później także jako żona, nie miałam nic przeciwko jego pasji, bo to była i jest pasja. Jeździłam z nim na każdy mecz i u siebie, i na wyjazdach. Byłam wiernym kibicem, a nawet z innymi dziewczynami, które też wspierały swoich chłopaków, pomagałyśmy w klubie. Nie byłyśmy jednak oficjalnie w zarządzie.

- Jak została pani prezesem?

- Najpierw, półtora roku temu, gdy poprzedni zarząd musiał zrezygnować z powodów rodzinnych, wkręcono mnie do zarządu na funkcję wiceprezesa, a od lipcowych wyborów w 2018 roku jestem już prezesem. Razem ze mną do zarządu weszła też Urszula Doleżych, która także z roli kibica swojego męża przeszła na funkcję skarbnika. Pozostali członkowie pięcioosobowego zarządu to już jednak mężczyźni, czyli aktywni piłkarze Roman Bębnowicz, który jest wiceprezesem i Michał Aksamitowski, będący sekretarzem oraz specjalista od oprawy muzycznej naszych meczów i imprez sportowych Janusz Aksamitowski, tata sekretarza.

- Z czym macie największy problem?

- Naszym największym problemem jest boisko, które usytuowane jest na odludziu w lesie. Ma to swój plus, bo gdy prowadzimy treningi dla dzieci to nie musimy się martwić, że biegnąc za piłką ktoś wpadnie pod auto. Ale ten nasz ogrodzony i oświetlony plac gry niestety jest na bardzo piaszczystym podłożu. Utrzymanie latem trawy jest więc praktycznie niemożliwe. Zimą, gdy nasze boisko jest zasypane śniegiem, trenujemy w hali w Sośnicowicach. Rodzice muszą więc dowieźć około 7 kilometrów swoje dzieci, bo oprócz naszej drużyny seniorów, grających w klasie C, mamy także zespoły trampkarzy i młodzików. Próbujemy jeszcze stworzyć grupę żaków, czyli dzieci od 6 do 10 lat, ściągając je z całej gminy do nas. Oferujemy zajęcia pod okiem fajnych trenerów, bo seniorów i młodzików prowadzi Leszek Jamroś, a z trampkarzami i tymi najmłodszymi pracuje Sebastian Piecha, który znakomicie dogaduje się także z rodzicami. W sumie mamy w klubie około 90 zawodników i myślę, że to nie jest nasza górna granica.

- Jakie macie sportowe plany?

- Chcemy awansować do klasy B i mieć następne pokolenia, które będą wchodzić do pierwszej drużyny, zastępując starszyznę, tym bardziej, że mój Rafał boryka się z kontuzją. Na to miejsce wchodzą więc niedawni juniorzy, a nawet ciągle jeszcze mogący grać w juniorach chłopcy z roczników 1999, 2000 i 2001.

- Kto jest liderem zespołu?

- Królem strzelców po rundzie jesiennej jest 18-letni Marco Rapsiewicz, który przyszedł do nas z Górnika Zabrze. Mieszka w pobliskich Sierakowicach, ale doprowadziłam do transferu definitywnego i jest już nasz. W wygranym u nas jesienią 7:1 meczu z MSPN Górnik Zabrze zdobył 6 bramek, a po 3 gole strzelił Burzy II z Borowej Wsi, z którą na wyjeździe, na murawie jak marzenie, wygraliśmy 4:0 oraz drużynie FC Kłodnica Gliwice, z którą u nas wygraliśmy 6:4. On jest „strzelecką” wizytówką drużyny, ale wszyscy się starają. Ponieważ w 90 procentach kadrę pierwszej drużyny stanowią zawodnicy z rocznika 2000 więc liczymy, że to co najlepsze dopiero przed nimi. Zresztą ja jestem dumna z naszych chłopaków po każdym meczu bez względu na wynik, bo widzę ile serducha zostawiają na boisku. To jest najlepsze, że dogadują się i tworzą zespół. Nawet jak się na chwilę pokłócą i coś sobie „wygarną” to dlatego, że im zależy.

- Czym najbardziej zapisał się w pani pamięci rok 2018?  

- Gdy zostałam prezesem, jako totalny debiutant, spotkałam się z życzliwością i wsparciem ludzi z Podokręgu Zabrze. Z jakimkolwiek problemem czy tematem zwróciłam się do doświadczonych działaczy zawsze mogłam liczyć na pomoc. W listopadzie na przykład organizowaliśmy nasz pierwszy turniej „Korona Cup” i razem z patronatem Podokręgu Zabrze uzyskaliśmy też konkretną pomoc. Wszystko się więc udało i mówię tak nie tylko dlatego, że nasza drużyna wygrała. Zadowoleni byli też pozostali uczestnicy, bo każdy dostał pamiątkowy medal. Do tego dążę, bo dziecko potrzebuje radości, a medal jest namacalnym dowodem, że zaangażowanie zostało docenione.

- Jakie stawia pani przed sobą zadanie na rok 2019?  

- Najważniejszym zadaniem dla prezesa i zarządu jest pozyskanie środków na działalność. Podstawowe potrzeby zapewniają nam środki z dotacji gminnej. Będziemy się także starać o środki od sponsorów czy z programów ministerialnych i myśleć o tym, żeby poprawić to nasze boisko. Teren jest gminny, a działkę mamy przekazaną do naszego użytku. Najlepiej sprawdziłaby się w tych warunkach sztuczna nawierzchnia i będziemy z burmistrzem Sośnicowic Leszkiem Kołodziejem prowadzić rozmowy na ten temat, choć zdajemy sobie sprawę, że najważniejsza w tej chwili jest kanalizacja. Burmistrz jest jednak prosportowy i liczymy, że pomoże nam w naszych staraniach. Pomysłów mamy kilka włącznie z wykarczowaniem terenu przyległego do naszego boiska i zrobienia tam boiska treningowego. Planujemy i obmyślamy co będzie najlepsze, żeby małymi kroczkami iść do przodu.

- Jak ocenia pani zmiany zachodzące w piłce młodzieżowej?

- Jako wiceprezes musiałam pilnować opłat związanych z grą drużyn młodzieżowych, ale przed tym sezonem, czyli od kiedy jestem już prezesem te opłaty zostały zniesione. Dzięki temu klub może zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na coś innego, na przykład na sprzęt czy napoje, a potrzeba są zawsze. Z uwagą słuchałam też informacji o programie „Sędzia klubowy”, bo to kolejny sposób na oszczędzanie. Od razu pomyślałam sobie o dwóch kandydatach i muszę z nimi porozmawiać. To są zawodnicy, z tej starszej generacji i mogą swoje doświadczenie wykorzystać, pomagając klubowi i dzieciom. Myślę, że się zgodzą, bo zarówno ci starsi piłkarze, jak i nasza młodzież, a także żony trenerów, gdy tylko rzucam hasło, że coś robimy, angażują się. Współpracujemy, bo tworzymy piłkarską rodzinę.             

- Czym zajmuje się pani poza działalnością w klubie?

- Jestem z wykształcenia magistrem handlu zagranicznego, ale nie pracuję tylko spełniam się w domu. Póki co dzieciom poświęcam najwięcej mojego czasu. Mamy dwóch synów. 9-letni Błażej gra w piłkę w Orle Stanica, w którym jest już czwarty, a nawet piąty rok, bo u nas nie było grupy dla tak młodych dzieci, a on bardzo szybko chciał być piłkarzem. Natomiast starszy syn Kacper, który w tym roku skończy 13 lat, gra w tenisa stołowego w KTS Gliwice. W ogólnopolskim rankingu dla swojego rocznika zajmuje 6 miejsce w kraju. On też zaczynał od gry w piłkę i mając 7 lat jeździł do Gliwic. Kiedy jednak mój tata zachorował nie miał go kto wozić na treningi, a ciocia zaprowadziła go na zajęcia tenisowe i tam połknął bakcyla. Stwierdził, że to jest sport mniej urazowy niż piłka nożna i cieszy się tym co robi, a to jest najważniejsze.