Śląski ZPN

Robert Stajer czyli warszowicki kawaler ze 150 dziećmi

7/02/2019 22:10

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Robert Stajer odmienił UKS Warszowice. Gdy 1 marca 2015 roku przejmował rozpadający się klub, funkcjonowała w nim tylko jedna drużyna trampkarzy. A po czterech miesiącach, czyli po letnim naborze, chętnych do gry i treningów było 120 warszowickich piłkarzy.


- Mieszkam w Warszowicach, tu się wychowałem i nie chciałem żeby to była sportowa pustynia - mówi Robert Stajer, który 11 stycznia obchodził 30 urodziny.

- W jakich klubach grał pan w piłkę nożną?

- Moja piłkarska przygoda rozpoczęła się w 2002 roku. Chodziłem już wtedy do gimnazjum i koledzy namówili mnie żebym przyszedł na boisko. Trafiłem do drużyny juniorów, bo w KS Warszowice nie było młodszych grup. Grałem w tym zespole do 2008 roku i zahaczyłem też o drużynę seniorów, występujących wtedy w klasie A. Zaczynałem jako prawy obrońca, ale później przekwalifikowałem się na napastnika. Przygotowania do matury sprawiły jednak, że zrezygnowałem z występów na boiskach, na które wróciłem jeszcze później w Mizerowie i praktycznie tam zakończyłem swoje granie w 2015 roku. Wtedy właśnie wróciłem do Warszowic, żeby zostać prezesem UKS, któremu groził rozpad.

- Miał pan 26 lat. Nie ciągnęło już pana na boisko?

- Z boiskowych czasów pozostało wspomnienie meczu jeszcze z czasów juniorskich, bo grając z Pniówkiem, a to była taka nasza „święta wojna”, wygraliśmy 3:1. Zaliczyłem też trochę występów w seniorach, a nawet nadal widnieję w ekstranecie jako zawodnik zgłoszony do rozgrywek, ale tak naprawdę gdy zostałem prezesem brakowało mi już czasu na grę. Koncentrowałem się przede wszystkim na tym, żeby UKS, który powstał w 2010 roku nie poszedł śladem KS Warszowice, który przestał istnieć w 2013 roku. A teraz jako trener juniorów wprowadzam ich do zespołu seniorów, których też prowadzę. Oddaję swoje miejsce młodszym.

- Jak został pan prezesem?

- Mój pierwszy trener Michał Bucki, za którym poszedłem zresztą do Mizerowa, namówił mnie do przejęcia warszowickiego klubu. Mówił tak: ja zajmę się szkoleniem, a ty działalnością i spróbowałem. Gdy 1 marca 2015 roku zaczynałem swoją działalność mieliśmy jedną drużynę trampkarzy, a latem na ogłoszony przez nas nabór przyszło tyle dzieci, że przed rundą jesienną mieliśmy już 120 zawodników. Sformowaliśmy więc zespoły: młodzików, juniorów i seniorów, a klub zaczął się błyskawicznie rozwijać. Teraz w samych tylko grupach młodzieżowych  mamy 150 piłkarzy: juniorów, trampkarzy, młodzików, orlików, dwie drużyny żaków oraz skrzatów i maluchów, czyli 4-latków a także zespół seniorów w klasie B. W sumie mamy więc 9 grup treningowych.

- Jaki cel postawił pan sobie na rok 2019?

- Nadal rozwijać drużyny młodzieżowe, bo to jest podstawowe zadanie naszego klubu. Przydałby się też w końcu jakiś lepszy wynik seniorów czyli awans do klasy A.

- Na kogo może pan najbardziej liczyć?

- Angażują się wszyscy trenerzy, a jest nas pięciu, bo razem ze mną w klubie pracują: Michał Bucki, Mikołaj Pietrzyk, Bartłomiej Borówka i Mateusz Góra. Był taki trudny moment, w którym myślałem, że czasowo tego wszystkiego nie dam rady ogarnąć i chciałem się wycofać. Wtedy jednak z pomocą przyszli mi rodzice zawodników i wychowankowie, którzy już wyrośli z wieku juniora. Dwóch z nich weszło do zarządu, żeby pomagać i też się angażują. Im więcej jest ludzi chętnych do działania tym łatwiej to wszystko zorganizować.

- Co pan robi poza działalnością w klubie?

- Pracuję na kopalni Pniówek pod ziemią, a gdy wyjeżdżam na powierzchnię to piłka zabiera mi cały czas i nie ma już czasu na rodzinę. Jestem więc kawalerem, ale znajomi żartują, że dorobiłem się 150 dzieci. Nawet rodzice naszych zawodników, gdy czasem zdarza mi się zastąpić trenera w najmłodszej grupie, śmieją się, że wszystkie maluchy słuchają mnie tak jakbym był ich tatą.

- Jak przyjął pan wiadomość, że drużyny młodzieżowe zostają zwolnione z opłat?

- Bardzo dużo nam to dało, bo przy tak dużej liczbie zawodników i drużyn, które mamy w UKS Warszowice startowe i opłaty za uprawnienia to był ogromny koszt. Teraz te pieniądze możemy przeznaczyć na inne cele. Mamy dotację z gminy Pawłowice oraz wsparcie z Ministerstwa Sportu, bo od początku istnienia Programu „Klub” korzystamy z tego dofinansowania. Ponadto złożyłem wniosek w starostwie powiatowym. Składki u nas wynoszą 30 złotych miesięcznie od dziecka i przypominamy o tym rodzicom co pół roku nie naciskając jednak za mocno. Zdajemy sobie sprawę, że dzieci w najmłodszych grupach raz chcą chodzić na treningi, kiedy indziej nie chcą i za te miesiące bez treningów rodzice nie płacą. Są też tacy, którzy mają trudną sytuację finansową i zdarza się, że zwalniamy taką osobę z opłat, bo dziecko nie może cierpieć z powodu finansowych problemów dorosłych. Chcemy żeby u nas dzieci bawiły się piłką i na to nam wystarcza środków.

- Z czego najbardziej cieszył się pan jako prezes UKS Warszowice?

- Jako prezes cały czas się cieszę, że klub się rozwija, a jako trener już w pierwszym roku pracy z juniorami miałem satysfakcję, bo wywalczyliśmy awans do III ligi bielsko-tyskiej. Osiągnęliśmy też medialny sukces, bo wygraliśmy w plebiscycie "Dziennika Zachodniego". Sami jesteśmy zaskoczeni, że 7 lutego na gali rozdania nagród na Stadionie Śląskim otrzymamy oficjalnie tytuł Najlepszej Drużyny Województwa Śląskiego w 2018 roku, a mnie przypadł tytuł Najlepszego Trenera Roku 2018 w powiecie pszczyńskim, a w województwie uplasowałem się na 6 pozycji. To jest sukces całego klubu.