Śląski ZPN

Ikona Zagłębia Sosnowiec obchodzi 80 urodziny

28/02/2019 11:29

Józef Gałeczka urodził się 28 lutego 1939 roku. Gliwiczanin z pochodzenia, wychowanek gliwickich klubów Unia FOch i Piast do sosnowieckiej drużyny trafił przez… Australię. W 1962 roku rozpoczął grę w Zagłębiu to oddał mu serce.


- Wspomnień uzbierało się na naprawdę długie opowiadanie i trudno wybrać te najważniejsze momenty – mówi Józef Gałeczka. – Dwa razy zdobyliśmy Puchar Polski i trzy razy byliśmy wicemistrzami kraju. 18 razy zagrałem w reprezentacji Polski, w której miałem okazję zagrać przeciwko Brazylii i na jej stadionach. W 1966 roku najpierw w Belo Horizonte przegraliśmy 1:4, a dwa dni później w Rio de Janeiro 1:2. Naprzeciwko nas stanęły największe gwiazdy piłki nożnej, sprawdzające formę przed odlotem na mistrzostwa świata do Anglii. To było moje największe piłkarskie przeżycie. Najbardziej radosny był natomiast finał Pucharu Interligi Amerykańskiej podczas tourne w USA w 1964 roku, bo wygraliśmy z Werderem Brema 4:0. Jechaliśmy na ten mecz jednym autokarem z naszymi rywalami, którzy patrząc na nasz sprzęt, czyli na przykład na nasze buty kolarskie z nabijanymi korkami, naśmiewali się z nas. Ponieważ znam język niemiecki to w szatni powiedziałem kolegom, że bremeńczycy nazwali nas kelnerami i są pewni zwycięstwa. Udowodniliśmy im, że sprzęt nie gra i po meczu podchodzili już do nas z szacunkiem.

W 253 występach w polskiej ekstraklasie Józef Gałeczka zdobył 98 bramek, a w 1964 roku wspólnie z Lucjanem Brychczym i Jerzym Wilimem, z dorobkiem 18 goli, był królem strzelców. Choć miał 166 centymetrów wzrostu większość goli strzelił głową.

- Z Lucjanem Brychczym wiąże mnie nie tylko ta wspólna korona króla strzelców i taki sam wzrost – dodaje Józef Gałeczka. – On jest ode mnie 5 lat starszy i w czasach mojej młodości był moim idolem. Żeby zobaczyć jak gra i kiwa, a występował wtedy w Łabędach, szedłem kilka godzin na jego mecze. A gdy on przeszedł ze Stali, jak się wtedy nazywał Piast, do Legii, to ja dostałem jego piłkarskie buty. Dlatego gdy spotkaliśmy się w reprezentacji Polski byłem bardzo dumny. Szczęśliwy byłem także gdy na Stadionie Śląskim w finale Pucharu Polski wygraliśmy z Górnikiem Zabrze w 1962 roku i Ruchem Chorzów w 1963 roku. Wróciłem na chorzowski gigant jeszcze jako trener i też dwa razy świętowałem zdobycie Pucharu Polski, bo w 1977 roku pokonaliśmy Polonię Bytom, a w 1978 Piasta Gliwice.

Jako trener Józef Gałeczka dwukrotnie prowadził Zagłębie w ekstraklasie, a za trzecim razem wprowadził sosnowiczan do ekstraklasy. Nic więc dziwnego, że pytany o wymarzony prezent na 80 urodziny odpowiada: Żeby Zagłębie się utrzymało.

- Wiem, że to już inne czas, ale łezka się w oku kręci na wspomnienie gdy na nasze mecze ludzie „walili jak w dym”, a ulice miasta pustoszały – wspomina Józef Gałeczka. – Drużyna była wtedy zgraną paczką. Wszyscy się lubili i utożsamiali z klubem. Czy tak jeszcze może być? Nie wiem, ale życzę, żeby tak znowu było. Z tą myślą wybieram się w sobotę na Stadion Ludowy, na mecz Zagłębia z Koroną Kielce i liczę, że nasza drużyna odbije się od dna tabeli.