Śląski ZPN

Wojciech Kowalik działalność prezesa Gromu Miedźno łączy z pracą w biurze Podokręgu Częstochowa

11/03/2019 23:42

Pochodzący z Miedźna Wojciech Kowalik piłkarską przygodę rozpoczął wprawdzie w Pogoni Kamyk, ale najbardziej związany jest z KS Grom, w którym zaczynając od juniora doszedł do funkcji prezesa.


- Ponieważ w mojej rodzinnej miejscowości nie było w tamtych latach grupy młodzieżowej trampkarzy, byli juniorzy starsi, to w wieku 14 lat rozpocząłem treningi w miejscowości oddalonej 10 kilometrów, czyli w Kamyku – mówi Wojciech Kowalik. – W Pogoni byli trampkarze więc z kolegami, na rowerach, jeździliśmy na zajęcia i w ten sposób w 1996 roku zaczęła się moja piłkarska przygoda. Jednak w Pogoni, choć miałem tam kartę zawodniczą, oficjalnie żadnego meczu nie rozegrałem. A jak tylko w Gromie Miedźno utworzono zespół juniorów młodszych to zakotwiczyłem u siebie i zacząłem grać, choć formalnie moje przejście nie było jeszcze załatwione. Po pół roku dołączyli do mnie także pozostali koledzy z grupy dojeżdżającej do Kamyka i trenowaliśmy już razem. Szybko zaczęliśmy też grać w seniorach, którzy mieli problemy kadrowe. Weszliśmy więc do gry szeroką juniorską ławą i wspierani starszymi zawodnikami zdobywaliśmy doświadczenie, a przy okazji wywalczyliśmy mistrzostwo klasy B w sezonie 2001/2002 i cieszyliśmy się z awansu. W zespole seniorskim grałem na początku jako forstoper, a kończyłem jako napastnik, do 2010 roku, czyli do momentu skręcenie kolana. Ta kontuzja spowodowała, że praktycznie przestałem już grać, choć jeszcze sporadycznie na boisko wybiegałem, gdy trzeba była łatać kadrowe dziury i mogę powiedzieć, że miałem swój epizod w klasie okręgowej, ale „na jednej nodze” trudno grać w piłkę.

- Jak został pan działaczem?

- Ze swoim klubem jestem już w sumie związany ponad 20 lat, a działać w nim zacząłem jako 22-latek. Najpierw, 15 lat temu, jako zawodnik wszedłem do zarządu, później byłem w Komisji Rewizyjnej, a następnie powierzono mi funkcję skarbnika. Nawet, gdy na dwa lata przeprowadziłem się do Wrocławia, to i tak byliśmy w ścisłym kontakcie telefonicznym z prezesem Andrzejem Murawskim i żyłem tym co się w klubie dzieje. Razem w 2015 roku świętowaliśmy awans do klasy okręgowej, w której graliśmy dwa sezony i wspólnie podejmowaliśmy najważniejsze decyzje. A gdy w ubiegłym roku prezes Murawski po 8 latach kierowania klubem zrezygnował ze swojej funkcji mnie obdarzono zaufaniem i powierzono prowadzenie klubu.

- Jaki cel postawił pan sobie jako prezesowi?

- Zgodziłem się stanąć na czele zarządu, bo chcę żeby ten klub nada istniał i funkcjonował. W klubach z małych miejscowości z reguły jest „półtora” działacza i w takiej sile trzeba pracować. U nas też jest niewielka grupa ludzi, na których mogę liczyć jako ten, który na swoje barki wziął sprawy organizacyjno-administracyjne. Skarbnikiem i moją prawą ręką jest Łukasz Izdebski, który dba o sprawy finansowe. W zarządzie są także: Piotrek Kott, Piotrek Morawiec i Marcin Szewczyk, którzy są także czynnymi zawodnikami i dbają o sprawy techniczne - stan murawy, drobne naprawy. Jednym z młodszych członków zarządu jest Tomek Izdebski, który zajmuje się praniem strojów i dbaniem o porządek w szatniach i budynku klubowym, a Tomek Jarzębski łączy funkcję działacza i trenera oraz koordynuje szkolenie młodzieży w klubie. Nieocenioną pracę w klubie wykonuje także klubowy gospodarz, Tadeusz Janas bez którego wiedzy nic w klubie nie może się odbyć jeśli chodzi o cały kompleks sportowy. Każdy ma swoją funkcję w zarządzie. Wspiera nas także honorowy prezes klubu, Marian Wolny, który jest naszym, można powiedzieć „guru”. Możemy się też pochwalić jubileuszem naszej strony internetowej, która działa od 10 lat na serwisie futbolowo.pl. Prowadzimy ją razem z Andrzejem Murawskim i piszemy nie tylko o sprawach naszego klubu, o czym świadczy na przykład publikacja podsumowująca sezonu 1945 w częstochowskiej piłce! W roku 2012 publikowaliśmy też obszerny zarys historii częstochowskiej piłki nożnej.

- Ile macie drużyn w Gromie Miedźno?

- Musieliśmy niestety wycofać z rozgrywek przed rundą wiosenną drużynę juniorską, ale mamy trampkarzy i orlików oraz od tego roku prowadzimy żaków, czyli dzieci z roczników 2010 i młodszych. Zajmuje się tą grupą Mateusz Piątkowski, który na co dzień jest zawodnikiem IV-ligowej Polonii Poraj. Mimo młodego wieku ma więc piłkarskie doświadczenie i może stanowić wzór dla swoich podopieczny. Choć Mateusz jest z rocznika 1999 to widać u niego smykałkę trenerską. Co ciekawe na te zajęcia przychodzi też sporo dziewczynek i mam nadzieję, że zostaną przy piłce i będą się rozwijać. Dziewczęcej drużyny w historii klubu jeszcze nie mieliśmy, ale z Miedźna pochodzą dziewczyny, które zdobywały medale mistrzostw Polski w barwach Gola Częstochowa, a do tej pory jedyną dziewczynką zarejestrowaną w barwach naszego klubu była Weronika Matyja z powodzeniem przez lata występująca w zespołach młodzieżowych naszego klubu.

- Co pan robi poza działalnością w klubie?

- Z zawodu jestem historykiem archiwistą mogę więc wykorzystywać swoje zamiłowanie i do historii, i do archiwistyki poprzez odtwarzanie historii własnego klubu, a także historii częstochowskiej piłki. Przez kilka lat pracowałem jako genealog dla zachodniej firmy, a teraz jestem kierownikiem biura Podokręgu w Częstochowie, gdzie mieszkamy z żoną. Marta z wyrozumiałością podchodzi do mojej pasji i wyjazdów do naszego rodzinnego Miedźna, bo gdy ja idę na mecz to ona może spędzić czas w rodzinnym domu z rodzicami. Teściowie i ona są zadowoleni, a ja mogę działać. Żona wcześniej grywała w piłkę ręczną na poziomie szkoły średniej. Miała też propozycje gry w klubach ze Śląska, ale jej przygodę z tym sportem zastopowała kontuzja. Mamy dwuletnią córkę Igę, która już przejawia piłkarskie zainteresowania chętnie bawiąc się piłką i przebywając, z konieczności, na boisku. To, że mieszkam w Częstochowie powoduje, że nie mam już takiego bezpośredniego kontaktu w codziennych treningach z zawodnikami i to jest, uważam, mankament w moim prowadzeniu klubu. Prezes Andrzej Murawski przez ostatnie 8 lat był na miejscu i piłkarze się do tego przyzwyczaili. Ja tę bezpośrednią odpowiedzialność za drużyny oddałem w ręce trenerów, ale jak trzeba to jestem też do ich dyspozycji.

- Który mecz wspomina pan najchętniej?

- Najbardziej pamiętny mecz jako junior rozegrałem ze Skrą Częstochowa, bo strzeliłem w nim swojego pierwszego gola w barwach klubu. A w seniorach najchętniej wspominam mecz decydujący o awansie do okręgówki, choć kosztował nas sporo nerwów. Podejmowaliśmy LKS Płomień Czarny Las i wywalczyliśmy zwycięski remis 2:2. Naszym trenerem był Adam Zalewski, który 20 lat temu był w sztabie szkoleniowym Rakowa w czasach gry częstochowian w ekstraklasie, a nawet kilka spotkań prowadził wtedy jako samodzielny trener. W tym meczu z Płomieniem już w 1 minucie straciliśmy gola, a po 50 minutach przegrywaliśmy 0:2. Wtedy jednak ruszyliśmy do ataku i wprowadzony chwilę wcześniej Albert Kasprzyk strzelił w 67 minucie kontaktowego gola, w 86 minucie wyrównał. Chwilę później dostał czerwoną kartkę ale awansu nie daliśmy już sobie wydrzeć. To był najbardziej radosny moment w historii klubu tym bardziej cenny, że wywalczony miejscowymi chłopakami.