Śląski ZPN

Raków odpadł z podniesioną głową

11/04/2019 00:54

Dwa strzały, po których piłka trafiała w poprzeczkę i jeden gol, którego sędzia po analizie zapisu wideo nie uznał to dorobek Rakowa w półfinałowym meczu Pucharu Polski z Lechią Gdańsk. Goście strzelali rzadziej, ale w 17 minucie główką Artura Sobiecha zapewnili sobie awans do finału.


Od 1967 roku, kiedy to Raków awansował do finału Pucharu Polski, minęły już 52 lata i na kolejny wyjazd na mecz swojej drużyny na ostateczną rozgrywkę pucharowej rywalizacji częstochowscy kibice muszą jeszcze poczekać. A było bardzo blisko...

W półfinałowym spotkaniu Totolotek Puchar Polski z liderującą w ekstraklasie Lechią Gdańsk to podopieczni Marka Papszuna nadawali ton grze. Już w 2 minucie po dośrodkowaniu Kuna z rzutu wolnego, wykonywanego z lewej strony boiska, piłka dotarła na głowę Niewulisa i zamykający na długim słupku akcję kapitan gospodarzy strzelił z 5 metra sprytnie, po koźle. Futbolówka odbiła się jednak najpierw od ziemi, a następnie od poprzeczki. W podbramkowym zamieszaniu dobitki próbował jeszcze Petraszek, ale ofiarnie blokujący zawodnik gości twarzą zagrodził piłce drogę do bramki i skończyło się na rzucie rożnym.

Lechia się broniła, ale nie tylko... W 17 minucie gdańszczanie wyprowadzili kontrę lewym skrzydłem, do dośrodkowanej z 30 metra w pole karne piłki szczupakiem, za plecami Niewulisa, rzucił się Sobiech i główkował z 5 metra. Pierwszy strzał napastnika rywali Szumski obronił, ale futbolówka wróciła do Sobiecha, który leżąc w polu bramkowym drugi raz rzucił się w kierunku piłki i z 3 metra wykonał skuteczną poprawkę w drugi róg. Szumski próbował jeszcze interweniować, ale nie zdołał już zapobiec utracie gola.          

Co prawda strzelec gola przypłacił swoją "bramkową pazerność" kontuzją, bo został przypadkowo kopnięty w twarz przez Kasperkiewicza, a później ucierpiał jeszcze w powietrznym pojedynku z Niewulisem i zakrwawiony musiał zejść z boiska, ale nie tylko dlatego Lechia cofnęła się do obrony. To wynikało z taktyki Piotra Stokowca, a Raków, "zaproszony" do ataku grał bardzo ofensywnie i starał się wyrównać. W 27 minucie częstochowianie znakomicie rozegrali rzut rożny i po wrzutce Kuna spod końcowej linii Niewulis znowu główkował z 6 metra, ale kolejny raz obrońcy wybili piłkę z pola bramkowego, a w doliczonym czasie gry pierwszej połowy kąśliwe uderzenie Listowskiego z 25 metra obronił Alomerović.    

Po przerwie, choć pierwszy groźny strzał oddali goście, bo Szumski w 46 minucie z trudem sparował na rzut rożny uderzenie Mladenovicia z 25 metrów, to jednak przewaga nadal była po stronie Rakowa, aż wreszcie w 63 minucie piłka zatrzepotała w siatce gdańszczan. Radość Schwarza, który po wrzutce Kuna, zagrywającego zza linii bocznej pola karnego, oddał strzał pod poprzeczkę z 2 metra, okazała się jednak przedwczesna. Sędzia pobiegł do ekranu i po analizie sytuacji w polu bramkowym Lechii orzekł, że przyjmujący piłkę w polu bramkowym pomocnik Rakowa pomógł sobie ręką i gdańszczanie rozpoczęli grę od rzutu wolnego. Jeszcze w 76 minucie bliski szczęście był Kun, bo wykonując rzut wolny z 18 metra idealnie posłał piłkę nad murem pod poprzeczkę, ale bramkarz Lechii w powietrznej robinsonadzie końcami palców musnął futbolówkę, która odbiła się od poprzeczki i wyszła na rzut rożny.

Wprawdzie ataki częstochowian trwały do ostatnich sekund meczu, ale nie przyniosły efektu bramkowego i Raków zakończył pucharową przygodę.

- Jest mi przykro, że ta piękna przygoda się skończyła, choć wcale nie musiała - powiedział Marek Papszun. - Myślę, że to doświadczenie zaprocentuje. Nie potrzebuję pocieszania, jestem po prostu rozgoryczony, uważam, że mogliśmy ten mecz wygrać. Wykreowaliśmy sobie tyle sytuacji, że byliśmy w stanie to zrobić.

To, że Raków zagrał z liderem ekstraklasy jak równy z równym podkreślali także goście z loży VIP, a byli tam między innymi: prezes PZPN Zbigniew Boniek, prezes Śląskiego Związku Piłki Nożnej Henryk Kula i związani przez wiele lat z Rakowem obecni selekcjonerzy: pierwszej drużyny narodowej Jerzy Brzęczek oraz zespołu U20 Jacek Magiera. Nie zabrakło także ludzi ze świata showbiznesu z "Muńkiem" Staszczykiem na czele.

- Obydwa kluby są mi bliskie, bo w Rakowie wyrosłem jako piłkarz, a później jako trener i w tej roli trafiłem z Częstochowy do Lechii - mówi Jerzy Brzęczek. - Zespół z Gdańska okazał się skuteczniejszy, bo stworzył jedną sytuację i ją wykorzystał, co wystarczyło do zwycięstwa z atakującymi od początku do końca gospodarzami. Dla Rakowa była to piękna przygoda i choć skończyła się pucharowa droga to myślę, że przed tym klubem i tą drużyną jeszcze wiele dobrego.

- Jestem wychowankiem Rakowa i byłem za tą drużyną - przypomina Jacek Magiera. - Szansa na finał w tym roku, po świetnej grze w całym pucharowym sezonie, była duża. Tym bardziej, że Raków zagrał bardzo dobry mecz i Lechia musiała się bardzo napracować, żeby osiągnąć korzystny dla siebie wynik. Raków natomiast pozostał na pewno niepocieszony, bo szansa zagrania na Stadionie Narodowym, uciekła sprzed nosa. Ale i tak należą się zawodnikom, trenerowi i wszystkim ludziom Rakowa wielkie brawa.   

Zdjęcia z meczu można oglądać TUTAJ.

Raków Częstochowa - Lechia Gdańsk 0:1 (0:1)
0:1 - Sobiech, 17 min
Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów 4820.
RAKÓW: Szumski - Petraszek, Niewulis, Kasperkiewicz - Malinowski (59. Bartl), Schwarz (87. Domański), Sapała, Listkowski, Szczepański (80. Lewicki), Kun - Musiolik. Trener Marek PAPSZUN.
LECHIA: Alomerović - Nunes, Nalepa, Augustyn, Mladenović - Kubicki, Łukasik, Makowski, Haraslín - F. Paixao, Sobiech (32. Arak, 70. Lipski, 82. Vitoria). Trener Piotr STOKOWIEC.
Żółte kartki: Schwarz, Petraszek - Mladenović, Arak, Augustyn, Kubicki, Łukasik.