Śląski ZPN

Beskid Skoczów przy wsparciu Kuźni S.A. wkuwa swój sportowy sukces

15/04/2019 15:24

Prezes zarządu Kuźnia Polska S.A. Ryszard Sofiński regularnie przyjeżdża na mecze Beskidu Skoczów z dwóch powodów. Po pierwsze jest członkiem zarządu klubu i kibicem drużyny wspieranej przez kierowaną przez siebie spółkę. A po drugie lubi sportowe emocje i cieszy się, że przodownik Bielskiej Klasy Okręgowej ma już 10 punktów przewagi nad wiceliderem.


- W skoczowskiej Kuźni Polskiej S.A. pracuję od 2002 roku - mówi Ryszard Sofiński. - Mam więc już za sobą 17-lat bliskich związków z tym miastem.

- Skąd pan pochodzi?

- Z Wrocławia. Tam się urodziłem i tam skończyłem edukację na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego oraz kibicowałem Śląskowi Wrocław, ale w 1976 roku przeprowadziłem się do Bielska-Białej, gdzie dostałem pracę w Fabryce Samochodów Małolitrażowych. Jej częścią zresztą, wówczas była Kuźnia, która jednak jako zakład pracy w moim życiorysie pojawiła się znacznie później. Przez cały ten czas jednak bliski mi był sport. Najbardziej interesuję się wprawdzie Formułą 1 i żużlem, ale piłkę nożną też bardzo lubię. A ponieważ z prezesem Beskidu Skoczów Ryszardem Klaczakiem znamy się od lat siedemdziesiątych, bo on wtedy pracował w odlewni, a ja jako pracownik "centrali" miałem z nim zawodowe kontakty, nasza znajomość się odnowiła. Postanowiłem w jakiś sposób trochę pomóc klubowi, który nigdy nie był bogaty i nadal nie jest. O wielkiej pomocy nie mogę jednak mówić, ale każda złotówka dla klubu jest cenna i na tyle na ile możemy jako spółka pomóc to wspieramy sportowców.

- Które z kibicowskich wspomnień jest w panu najmocniejsze?

- Osobiście znałem kilku zawodników Śląska Wrocław z czasów reprezentacyjnego piłkarza Zygmunta Garłowskiego. Cieszyłem się gdy po latach gry w II lidze zespół w 1973 roku awansował do I ligi, a w 1976 roku sięgnął po Puchar Polski. To był też ten czas, gdy grając w Pucharze UEFA drużyna przebiła się do III rundy i trafiła w niej na FC Liverpool. Na trybunach Stadionu Olimpijskiego w listopadzie 1975 roku było 50 tysięcy ludzi, a drużyna trenera Władysława Żmudy z Zygmuntem Kalinowskim w bramce, nie przestraszyła się słynnego rywala. Przegraliśmy 1:2 i dopiero w rewanżu wygrana Anglików 3:0 zamknęła nam drogę do ćwierćfinału. Dodamy jeszcze, że sportowego bakcyla zaszczepił mi Waldemar Niedźwiecki, mój bliski kolega z czasów szkolnych, później redaktor i komentator TVP Wrocław, a obecnie ciągle jeszcze aktywny, choć już na emeryturze, dziennikarz sportowy. On wciągnął mnie w świat sportu, bo codziennie przynosił stertę sportowych gazet, o które w tamtych czasach wcale nie było łatwo. Czytaliśmy je od deski do deski, analizowaliśmy składy, śledziliśmy wyniki.

- Czy po przeprowadzce do Bielska-Białej udzielał się pan sportowo?

- Działałem i nadal działam. Jestem w zarządzie KS Sprint, czyli bielskiego klubu lekkoatletycznego, którego prezesem jest Ryszard Chodorowski. Wcześniej prowadził go mój serdeczny kolega Zbigniew Polakowski, który z bielskiego klubu trafił do Polskiego Związku Lekkiej Atletyki na stanowisko wiceprezesa. To on mnie namówił na wspieranie organizowanych w Bielsku-Białej znaczących imprez na czele z mistrzostwami Polski czy międzynarodowymi mitingami Beskidian Athletic. Przez wiele lata byłem więc blisko klubu, ale bez formalnego stanowiska, aż wreszcie usłyszałem propozycję, żebyśmy "zalegalizowali nasz związek". Zgodziłem się i od 3 lata jestem członkiem zarządu klubu, którego sportową wizytówką jest w tej chwili aktualny halowy mistrz Europy w pchnięciu kulą Michał Haratyk. Był także etap sponsorowania TS Podbeskidzie.

- Czego oczekuje pan od sponsorowanego przez Kuźnię Beskidu?

- Nie oczekuję niczego. Kibicuję i wspieram, ciesząc się z emocji, których dostarczają mi zawodnicy Beskidu. Nie chcę używać wielkich słów, bo nasz sponsoring to pisana z małych liter społeczna odpowiedzialność biznesu. Czuję się zobowiązany wspierać klub z miasta, w którym pracuję. Jestem więc na każdym meczu Beskidu i cieszę się ze zwycięstw oraz czekam na taki mecz, który wbije się w moją pamięć tak jak tamto spotkanie Śląska Wrocław z FC Liverpool. Mam nadzieję, że taki mecz nadejdzie...