Śląski ZPN

Przekwalifikowany na napastnika 52-letni bramkarz ustrzelił hat-tricka w okręgówce

4/06/2019 10:35

52-letni Marek Rejmund przekwalifikował się na napastnika i zaimponował skutecznością.


Do tej pory znany był jako bramkarz. Tak naprawdę to nadal nim jest, ale w sobotnim meczu 28 kolejki rozgrywek ZINA Klasa Okręgowa – IV grupa z Silesią Miechowice zagrał jako napastnik i… strzelił trzy gole! Urodzony 12 października 1966 roku Marek Rejmund, prezes SKS Łagisza, a zarazem drugi trener zespołu prowadzonego przez Sebastiana Goldę, udowodnił, że w piłce nożnej niemożliwe nie istnieje!

- Czy zawsze był pan bramkarzem?

- Od kiedy gram w piłkę zawsze byłem bramkarzem – mówi Marek Rejmund. – Pochodzę z Legnicy. Jestem wychowankiem Miedzi. Z niej trafiłem do reprezentacji Polski juniorów, w której zauważyli mnie przedstawiciele ekstraklasowego wtedy Motoru Lublin z trenerem Lesławem Ćmikiewiczem. Kolejnym moim klubem była Wisła Płock, grająca wówczas w III lidze. Dopiero z Płocka trafiłem do Sosnowca, a konkretnie do AKS Niwka, który akurat spadł z II do III ligi i zostałem na terenie Zagłębia, zapuszczając tu korzenie. Mieszkam w Sosnowcu, gdzie mam dom. Jestem już szczęśliwie na emeryturze i mogę się... skupić na piłce.

- Kiedy został pan napastnikiem?

- Jeszcze jesienią występowałem między słupkami i na przykład po meczu z Dramą Zbrosławice przegranym 2:3 rywale gratulowali mi dobrego występu. Ale pierwszym bramkarzem w Łagiszy jest Bartek Porada, który jest moim podopiecznym. Na finiszu sezonu mamy jednak bardzo duże problemy kadrowe i w związku z tym już trzy razy musiałem zagrać w polu. Zacząłem w meczu z Sokołem Orzech i grałem też z Zagłębiem II Sosnowiec, ale bez efektu bramkowego. Przed meczem z Silesią Miechowice, gdy do gry było 11 zawodników, w tym dwóch bramkarzy, trener Sebastian Golda powiedział, że mamy z Bartkiem Poradą ustalić, który z nas zagra w polu. Uznałem, że miejsce Bartka jest w bramce i zgodziłem się stanąć w ataku.

- Stanąć? Na stojąco nie strzela się trzech goli…

- To prawda. Trochę się musiałem poruszać. Przegrywaliśmy już 0:2, gdy w 65 minucie meczu 18-letni Wojtek Widera z prawego skrzydła dośrodkował płasko w pole bramkowe. Rzuciłem się szczupakiem i z krótkiego rogu głową skierowałem lecącą tuż nad ziemią piłkę w długi róg. 7 minut później było już 2:2, bo tym razem Wojtek Widera dośrodkował bardzo wysoko, a ja zamykając akcję na długim słupku wyskoczyłem z nogą na wysokości poprzeczki i zewnętrzną częścią stopy strzeliłem w okienko. To tak nas podbudowało, że w 78 minucie gdy Wołodymyr Ostrouszko wyrzucał piłkę z autu ustawiłem się na krótkim słupku i czekałem na swoją szansę. Co prawda przy mnie stanął mający za sobą występy w ekstraklasie Marek Suker, żeby mnie „pokryć”, ale ani jego ponad 190 centymetrów, ani towarzystwo dwóch innych pilnujących mnie obrońców Silesii Miechowice nic nie dało. Wyskoczyłem najwyżej i główkując, przedłużyłem lot piłki, która odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Tak w 13 minut skompletowałem klasyczny hat-trick. Nie udało się wprawdzie utrzymać prowadzenia, bo Marek Suker w 87 minucie doprowadził do remisu i nadal zajmujemy ostatnie miejsce w tabeli.

- Czy zostanie pan napastnikiem?

- Na treningach często grywałem i grywam w polu. Bramki już też strzelałem, bo w III-ligowej drużynie AKS Niwka, po kilku zmarnowanych przez zawodników rzutach karnych, ustaliliśmy z trenerem Januszem Maślanką, że następną jedenastkę będę strzelał ja. W meczu z MK Górnik Katowice mieliśmy dwa karne i obydwa wykorzystałem. Mogę więc w ataku grać dalej jeżeli tylko trener Sebastian Golda będzie chciał mnie ustawić na szpicy. Za mną przemawia to, że w naszej drużynie jestem jedynym zawodnikiem, który w tym sezonie strzelił trzy gole w jednym  meczu (śmiech). A mówiąc poważnie słyszałem, że w regulaminie klasy A w nowym sezonie ma być zapis o zmianach powrotnych. Jeżeli wejdzie w życie to na stałe fragmenty gry będę mógł wchodzić.

- Jak długo ma pan zamiar grać?

- Bariery wiekowej sobie nie stawiam. Żartuję czasem, że nie mogę powiedzieć, że gram z rówieśnikami moich dzieci, bo mam co prawda córki, ale są już starsze od tych, z którymi teraz wybiegam na boisko. Jeżeli jeszcze pociągnę kilka lat to zagram przeciwko rówieśnikom swoich wnuków i to będzie chyba sygnał, że czas się żegnać z murawą. Chociaż… Jeżeli zdrowie będzie dopisywało, to nie będę się zarzekał. Póki co trenuję, oczywiście z trochę mniejszym obciążeniem niż dwudziestolatkowie i daję radę, że o występach w oldbojach nie wspomnę, bo wśród nich czuję się jak junior.