Śląski ZPN

Damian Kaźmierczak jest motorem napędowym rozwoju piłki w Rajczy

22/07/2019 14:18

Damian Kaźmierczak jest nie tylko prezesem i trenerem UKS Orlik Rajcza, działającego od początku 2015 roku. To także prawdziwy motor napędowy młodzieżowej piłki na południu Żywiecczyzny.


Na podsumowaniu sezonu 2018/2019 młodzieżowy klub z Rajczy został nagrodzony za zwycięstwo w rozgrywkach III ligi młodzików i w swojej grupie orlików oraz pochwałami od prezesa Podokręgu Żywiec Dariusza Mrowca.

- Założyłem UKS Orlik i piąty rok, razem z wiceprezesem Sewerynem Bogdałem, stoimy na czele zarządu, ale tak naprawdę nasz klub istnieje dzięki zaangażowaniu rodziców - mówi Damian Kaźmierczak. - Najbardziej pomagają nam Katarzyna Wydra i Katarzyna Biernat, która jest skarbnikiem, ale każdy coś od siebie dokłada i śmiało mogę powiedzieć, że to jest nasze "wspólne dziecko". Jedna, dwie, czy nawet trzy osoby nie dałyby rady, zrobić tego co nam się w Rajczy udało. Dlatego wszystkim dziękuję, bo zrobiliśmy wspólnie coś z czego możemy się cieszyć.

- Ile jest zespołów w UKS Orlik?

- Do rozgrywek mamy zgłoszone cztery drużyny od żaków po trampkarzy. Zaczynamy szkolenie, a raczej zabawę z piłką, od wieku pięciu-sześciu lat. Nawet jeżeli zgłosi się młodsze dziecko i nie rozbija nam grupy, tylko da radę ćwiczyć z innymi to też przyjmujemy. A zdarzają się takie dzieci i one w wyższej kategorii już się wyróżniają ograniem. Nie możemy sobie jednak pozwolić na większy rozwój i pracę z jeszcze młodszymi, bo nie ograniczają nas warunki, czyli obiekty, zaplecze i liczba trenerów.

- Czy wasza praca jest fundamentem piłki w Rajczy?

- Myślę, że efekty naszej pracy w UKS będzie widać dopiero za kilka lat, bo najstarsi zawodnicy wywodzący się spod skrzydeł Orlika są z rocznika 2005, ale ja już pracuję w Rajczy od dziesięciu lat trenując młodzież, czyli trampkarzy i juniorów. Prowadziłem także seniorów, z którymi rok temu wywalczyliśmy awans do klasy okręgowej. W tym zespole, było kilku zawodników, z którymi jeszcze grałem oraz takich których trenowałem od trampkarza. Oni tworzyli kręgosłup zespołu, który wszedł i jako beniaminek zajął 11 miejsce w okręgówce. Musiałem jednak zrezygnować z prowadzenia tej drużyny, żeby skoncentrować się na pracy z młodzieżą.

- Czy szkolicie z myślą o wzmocnieniu Soły?

- To nie jest tak, że wychowani u nas zawodnicy muszą trafić do Soły, tym bardziej, że większość naszych zawodników nie jest z samej Rajczy tylko z Gminy Rajcza, czyli z Rycerki i okolic, a nawet z sąsiedniej Gminy Ujsoły. Przyjeżdżają do nas, bo rozkręciliśmy nasz klub i dobrze działamy. Dzieci mają regularne treningi, są ubrane, biorą udział w rozgrywkach, wyjeżdżają na obozy i turnieje oraz wycieczki. Jeździmy też kibicować. Wybór należy do rodziców, którzy to wszystko organizują i zdobywają pieniądze z różnych akcji, organizacji turniejów oraz od sponsorów. Dlatego oni decydują o przyszłości dziecka i jak zadecydują tak będzie. My dbamy o rozwój piłkarskich umiejętności dziecka i cieszymy się z postępów każdego zawodnika. Mam wśród swoich wychowanków między innymi Krzyśka Iwanka, który podpisał kontrakt w drużynie futsalowego mistrza Polski Rekordu Bielsko-Biała. Także jego starszy brat Daniel, który przez Rekord trafił do Ruchu Chorzów też jest moim wychowankiem. Bracia Franusikowie czy Bartek Kręcichwost, który jest w Podbeskidziu Bielsko-Biała, również wyszli ode mnie. Akurat na początku mojej pracy trafiłem na fajny rocznik. Zawodnicy sami prosili, żeby było więcej treningów i są efekty.

- Który zespół w minionym sezonie zasłużył na największe słowa pochwały?  

- Wszystkie drużyny robią postępy i to jest najważniejsze. Wygraliśmy rozgrywki w orlikach starszych, a drużyna, którą prowadzę nie przegrała wiosną ani jednego meczu i nawet ŻAPN Żywiec musiał uznać naszą wyższość. A w młodziach wygrywaliśmy rozgrywki i jesienią i wiosną. Nie awansowaliśmy jednak do II ligi, bo z poprzednich sezonów mam złe doświadczenia. Zawodnicy, którzy w rozgrywkach III ligi wygrywają wszystkie mecze i to niektóre wysoko, po awansie na dużo wyższy poziom i porażkach, które przychodzą, zniechęcają się. Marudzą i nie chcą jeździć na mecze, a nawet przychodzić na treningi. Najgorsze jest w tym to, że rezygnują tacy zawodnicy, którzy mają talent.

- Jaki cel stawia pan przed sobą na progu nowego sezonu?

- Pracować jak najlepiej. Dla mnie takie stwierdzenie oznacza, że w najmłodszych grupach wiekowych, nie gra się na wynik, tylko myśli się o rozwoju każdego dziecka i ukierunkowanie na uprawienie sportu oraz zapewnienie przyjemności z pobytu na boisku. Ale rodzice... Ostatnio zdarzył mi się taki przypadek, że po drugiej porażce w żakach rodzice zgłosili swoje pretensje. Z tym też trzeba sobie umieć poradzić i tłumaczyć, że nie zawsze się wygrywa. Czasem ktoś się wykruszy. Niekiedy zdarzy się słabszy rocznik, albo nie wyjdzie mecz. Wtedy trzeba się jeszcze bardziej zmobilizować i wierzyć w sens tego co się robi.

- Czym się pan zajmuje poza prezesowaniem i trenowaniem w UKS Orlik?

- Pracuję jako animator na boisku Orlik w Rajczy i to mi pozwala też wiele spraw poukładać, ale to też oznacza, że od do 22.00 jestem w pracy. Do tego dochodzi rodzina i dlatego zrezygnowałem z pracy z seniorami Soły, bo urodził mi się syn. Myślą o Mikołaju uznałem, że trzeba znaleźć więcej czasu na dom, bo żona, choć toleruje moją piłkarską pasję, nie miała nic wspólnego ze sportem i na przykład nasze wspólne wyjazdy na mecz nie wchodzą w rachubę. Justyna nawet zarzeka się, że syna nie puści na boisko, ale to będzie jego wybór.