Śląski ZPN

Prezes Czarnych Gorzyce Tomasz Lamczyk żeby się nie denerwować... poszedł grać w rezerwach

27/08/2019 18:14

Na jubileuszu 95-lecia Czarnych Gorzyce było widać, że to jest klub, który skupia mieszkańców wioski i gminy.


Jestem gorzyczaninem - mówi prezes Tomasz Lamczyk. - Tu się urodziłem i całe życie tu mieszkam, a jako małe dziecko trafiłem do Czarnych i grałem w tym zespole. Zaczynałem w ataku, a skończyłem jako obrońca. Doszedłem do klasy okręgowej, a po pamiętnym, choć niezbyt miłym dla mnie dla mnie meczu z 2002 roku z Pierwszym Chwałowice, w którym złamałem nogę, praktycznie zakończyłem grę. Wracam jeszcze czasami na boisko, żeby wspomóc rezerwy.

- Czy po wyleczeniu kontuzji został pan prezesem?

- Właściwie tak można powiedzieć, bo w jesienią 2003 zacząłem działać, a wiosną 2004 roku na 10 lat zostałem prezesem. Pięć lat temu była co prawda przerwa, ale cały czas byłem blisko klubu, do którego wiosną tego roku wróciłem z marszu, bo to jest nasz lokalny klub. Wiadomo, że z jednej wsi nie nazbieramy zawodników do gry w klasie okręgowej, ale staramy się, żeby to byli ludzi z naszej gminy. Na ponad 40 osób zgłoszonych do rozgrywek w dwóch drużynach seniorskich, bo mamy zespół w klasie okręgowej i w klasie B, tylko trzech jest spoza gminy. Ale też mają do nas blisko, bo są z powiatu wodzisławskiego.

- Jaki cel postawiliście pierwszej drużynie?

- Najważniejsze było to, że w roku jubileuszu 95-lecia utrzymaliśmy się w okręgówce, co przy reorganizacji, jaka była w czerwcu, wcale łatwe nie było. Graliśmy jako beniaminek i po wejściu musieliśmy walczyć aż do ostatniej kolejki. Teraz chcemy to wszystko ustabilizować, żeby się już tak nie denerwować do końca.

- Ten ostatni mecz sezonu 2018/2019 kosztował pana najwięcej nerwów?

- Akurat nie, bo... celowo pojechałem na mecz z drużyną rezerw i grałem w klasie B. Wygraliśmy z LKS Grzegorzowice 5:3 i dopiero po zejściu z boiska dowiedziałem się, że pierwsza drużyna wygrała 4:2 z Naprzodem Syrynia, a to nam gwarantowało utrzymanie. W sumie takich wielkich skoków ciśnienia nie przeżywałem, bo gdy po 5 latach gry w klasie A walczyliśmy o awans to szybko wypracowaliśmy dużą przewagę i zakończyliśmy sezon mając 12 punktów przewagi nad wiceliderem i bilans bramkowy 106:24.

- Kto jest piłkarzem 95-lecia Czarnych?

- Grał u nas Mariusz Zganiacz, który stąd pochodzi i z Czarnych zaczynał swój marsz do ekstraklasy, a jego tata Marian jest od kilkunastu lat gospodarzem i także staje się legendą klubu.

- Ile jest drużyn młodzieżowych w Czarnych?

- Były cztery, ale połączyliśmy juniorów z rezerwami, bo nie było tylu zawodników, żeby mieć gwarancję, że na cały sezon ich wystarczy, a nie chcieliśmy ryzykować i wycofywać drużyny z rozgrywek, bo to by źle świadczyło o klubie.

- Co pan robi poza prezesowaniem i grą w Czarnych?

- Pracuję w Oddziale Terenowym Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu, jako kierownik zmiany i zawodowy ratownik, czyli na co dzień jestem w Wodzisławiu Śląskim. Czasem tylko muszę zaglądnąć do bytomskiej centrali, a na co dzień jestem raczej blisko domu więc mogę poświęcać wolny czas klubowi. Żona Agata chodzi na mecze i też się angażuje, a syn Błażej, który zaczynał w Czarnych, gra teraz w MKP Odra Centrum. Ma już skończone 15 lat więc poszedł do liceum i cieszę się, że gra.

- Na kogo może pan w klubowej pracy najbardziej liczyć?

- Dużo ludzi oddaje swój wolny czas klubowi i chętnie bierze udział w robotach. Wśród nich jest Marian Szulik, który członkiem zarządu i na niego przede wszystkim mogę liczyć, ale jak trzeba są także inni. Możemy też liczyć na wójta, bo obydwa boiska są gminne. Działki, na którym jest boczne boisko zostało wykupione bodaj 5 lat temu przez byłego wójta, a obecny, który jest drugą kadencję też nas wspiera, ale boisko zrobiliśmy sobie w sumie sami. Sołtys jest sąsiadem więc też czuje się u nas jak gospodarz.

- Co chcecie zrobić, żeby za 5 lat świętować 100-lecie?

- Ja chciałbym... przeżyć (śmiech), a mówiąc poważnie nie zastanawialiśmy się jeszcze nad tym. Za nami 95-lecie, które dało nam obraz tego, że przygotowanie święta klubu wymaga wcześniejszego planu i dokładniejszej organizacji. O tym, że umiemy robić takie wielkie imprezy świadczą festiwale reggae, które organizowane były w Gorzycach i gromadziły 4 tysiące ludzi, a zespół z naszego regionu Tabu startował u nas do swojej kariery.

- Jak pan ocenia organizacyjne zmiany, które zachodzą w śląskiej piłce?

- Z roku na rok mamy ułatwienia i oszczędności. Ostatnia zmiana opłat, ograniczona do 1000 złotych, to duża ulga dla klubu. Uproszczenie badań lekarskich, zwolnienie z opłat drużyn młodzieżowych, to wszystko sprawia, że pieniądze zostają w kasie klubu. Oczywiście pieniędzy nigdy nie jest za dużo, ale od kilkunastu lat władze samorządowe widzą nasze potrzeby, Kiedyś mieliśmy 20 tysięcy złotych dotacji, a teraz mamy 60 tysięcy złotych więc radzimy sobie.