Śląski ZPN

Bogdan Wilk stał się wizytówką bieruńskiej piłki nożnej

8/11/2019 09:00

Choć piłkarze Unii Bieruń Stary grają na co dzień w klasie B to bierunianie mogą się szczycić mistrzostwem Polski w piłce nożnej. Urodzony 28 września 1966 roku bierunianin Bogdan Wilk jako dyrektor sportowy doprowadził bowiem Piasta do mistrzowskiego tytułu w sezonie 2018/2019 i z wielkim zaangażowaniem pracuje nad tym, żeby gliwicki klub utrzymywał się na krajowym topie.


- Moja piłkarska przygoda zaczęła się na boisku Unii Bieruń Stary – mówi bierunianin Bogdan Wilk. – Jestem wychowankiem tego klubu, w którym zaczynałem jako 10-latek. Grałem tu jako trampkarz i junior oraz tu jako 15-latek zadebiutowałem w seniorskiej drużynie, w klasie terenowej, w której zauważyli mnie działacze GKS Tychy, bo w 1983 roku po spadku do III ligi, w której według ówczesnych przepisów musiało grać trzech młodzieżowców, potrzebowali świeżej krwi. Byłem też powoływany do reprezentacji Śląska juniorów i dwukrotnie zagrałem w reprezentacji Polski U17, której trenerem był Władysław Stachurski. Naszymi rywalami byli rówieśnicy z NRD z Mathiasem Sammerem i Ulfem Kirstenem, późniejszymi gwiazdami niemieckiej i światowej piłki. A wracając do GKS-u Tychy pamiętam, że konkurencja w nim była bardzo mocna i grałem tam niewiele dlatego przeniosłem się Górnika Libiąż i tam w III lidze już mogłem się pokazać, bo pamiętam, że w rundzie jesiennej, po której w 1990 roku wyjechałem do Niemiec, byłem liderem klasyfikacji strzelców.

- Jak udała się panu przymiarka do niemieckiego futbolu?

- Grałem w III lidze. SV 98 Schwetzingen rywalizował z drugimi drużynami Karlsruher SC, VfB Stuttgart, 1FC Kaiserslautern czy zespołem z Freiburga, w którym grali wtedy Stefan Majewski i Joachim Klemenz. Nie powiodła mi się  przymiarka do Stuttgarter Kickres, który awansował do bundesligi i moja kandydatura upadła. Anonsował mnie do niego Waldemar Cimander, znany z gry w Górniku Zabrze. Był trenerem Eintrachtu Esslingen, w którym występowałem jeden sezon i to właśnie dobra gra w tym klubie spowodowała, że trafiłem do SV 98 Schwetzingen. W sumie rozegrałem dwa sezony w III lidze niemieckiej, bo później pasmo kontuzji przerwało moje granie i po trzech artroskopiach kolana wróciłem do domu.

- Miał pan piłkarską przerwę?

- Praktycznie nie, bo po zakończeniu piłkarskich występów zacząłem pracę trenera od prowadzenia juniorów Unii Bieruń Stary, której stadion jest 300 metrów od mojego domu. Rok prowadziłem bieruńską młodzież, a później przejąłem pierwszą drużynę. Po dwóch i pół roku pracy w Unii przeszedłem do GTS Bojszowy i równocześnie prowadziłem juniorów Podbeskidzia, w którym z marszu zostałem drugim terenem zespołu grającego na zapleczu ekstraklasy. Pierwszym szkoleniowcem był Krzysztof Tochel, a po nim zespół przejął Marcin Brosz, któremu pomagałem 2,5 roku próbując dwa razy awansować. Było blisko, bo w pierwszym sezonie startując z 6 punktami ujemnymi zakończyliśmy rozgrywki na 6 pozycji tracąc do zespołów, które awansowały 4 punkty! Rok później też zabrakło do awansu 2 punktów. Było więc blisko, ale nie udało się. W następnym sezonie Marcin Brosz odszedł, a ja zostałem w sztabie szkoleniowym bielskiej drużyny, którą przejął Robert Kasperczyk i z nim po półtora roku współpracy świętowaliśmy pierwszy w historii Bielska-Białej awans do ekstraklasy.

- Kolejnym przystankiem stały się Gliwice?

- Tak można powiedzieć. Po zakończeniu pracy w Podbeskidziu praktycznie z marszu trafiłem do Piasta gdzie trenerem był Marcin Brosz, a ja byłem menedżerem i w tej roli znowu świętowałem awans, czyli wchodziłem do ekstraklasy rok po roku z Podbeskidziem w 2011 roku i z Piastem w 2012 roku. Ten pierwszy sezon z Piastem w ekstraklasie był dla mnie pamiętny, bo wywalczyliśmy 4 miejsce i zakwalifikowaliśmy się do europejskich pucharów. Następne sezony były trochę gorsze, ale współpracowałem z trenerem Angelem Perezem Garcią, który niedawno zmarł i jako drugi trener z Radkiem Latalem, z którym w 2016 roku sięgnęliśmy po wicemistrzostwo Polski. Po odejściu Radka Latala ja też znalazłem się na liście osób zwolnionych z pracy, ale po roku wróciłem do Piasta jako dyrektor sportowy i od czerwca 2018 roku jestem na tym stanowisku. Razem z zespołem, którego trenerem jest Waldemar Fornalik, zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Po 30 lata wreszcie śląski klub znowu znalazł się na szczycie. Przymiarka do europejskich pucharów wprawdzie nam nie wyszła, ale uważam, że nie powiedzieliśmy ostatniego słowa i pracujemy dalej żeby Piast należał do polskiej czołówki i znowu zdobył prawo gry na europejskich boiskach. Patrząc w tabelę ekstraklasy i na nasze wyniku w Pucharze Polski można powiedzieć, że idziemy dobrą drogą.

- Który mecz zapamiętał pan najbardziej?

- Na pewno wszystkie spotkania z mistrzowskiej fazy rundy wiosennej poprzedniego sezonu. Bramka, której zdobyciem Tomek Jodłowiec w meczu z Jagiellonią, zaprzeczył prawom fizyki. Obrona prowadzenia z Zagłębiem Lubin, z którym od 21 minuty graliśmy w dziesiątkę. Wygrana w Warszawie z Legią po bramce zdobytej przez Gerarda Badię i w Gdańsku z Lechią po golach Piotrka Parzyszka. Przecież po 30 kolejkach mieliśmy 7 punktów straty do lidera, ale w play-offie wygraliśmy 6 spotkań i tylko w Szczecinie zremisowaliśmy 0:0. O każdym z tych spotkań mogę opowiadać godzinami.

- Komu dedykował pan złoty medal?

- Rodzinie. Wszyscy mi cały czas kibicowali. Rodzice, Sonia oraz nasi synowie Filip i Kacper, choć starszy nie gra w piłkę, a młodszy trenuje w Golu Bieruń, też żyją w piłkarskim świecie, który mnie otacza. Bo piłka nożna jest po prostu moją pasją od zawsze.

- Czy szedł pan szlakiem przetartym przez 8-krotnego reprezentanta kraju, 5-krotnego zdobywcy Pucharu Polski i 4-krotnego mistrza kraju bierunianina Henryka Latochę?

- Jako dyrektor sportowy korzystam z doświadczenia zdobytego przez wszystkie lata spędzone przy piłce. Bardzo dużo nauczyłem się współpracując z wybitnymi trenerami: Marcinem Broszem, Radkiem Latalem, Angelem Prezesem Garcią oraz teraz z Waldemarem Fornalikiem. Praca w różnych rolach z tymi świetnymi szkoleniowcami teraz procentuje. Zdobycie wicemistrzostwa Polski trzy lata temu w roli drugiego trenera i mistrzostwa Polski w minionym sezonie w roli dyrektora sportowego to jak do tej pory moje największe sukcesy, ale wierzę, że nie ostatnie, bo nadal bardzo angażuję się w to co robię.