Śląski ZPN

Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Tokarz z Huty Batory

22/03/2020 11:00

W pierwszym rozdziale Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej, prezentującym "Mistrzowskie wspomnienia", przedstawiamy sylwetki ikon klubów, które sięgnęły po najcenniejsze krajowe trofeum. Zaczynamy od Gerarda Cieślika - Tokarza z Huty Batory


Ikona polskiej piłki nożnej. Symbol Ruchu Chorzów. Takim jest pamiętany na Górnym Śląsku. – Mnie to najbardziej pamiętają z bramek, które strzeliłem Ruskim na Stadionie Śląskim. Niedawno zadzwonił do mnie kibic z Paryża i mówi, że właśnie mija kolejna rocznica tego meczu i wypije za moje zdrowie szampana. Aż się wzruszyłem – opowiadał Gerard Cieślik o legendarnym meczu, po którym kibice znieśli go z boiska na rękach, a malutki napastnik Ruchu stał się bohaterem narodowym.

ZOBACZ FILM - Gerard Cieślik w domowym zaciszu

Piłkarzem chciał być od dziecka. Jego stryj Ryszard też grał w Ruchu, a w niebieskich barwach zdobył dwa mistrzostwa Polski w latach: 1933 i 1934. Mały Gerard marzył o wielkich meczach i tytułach, ale przede wszystkim chciał strzelać bramki. Do Ruchu zapisywał się dwa razy: jako 12-latek w 1939 roku do trampkarzy i sześć lat później, już po wojnie.

Jeszcze przed wojną przychodził na treningi pierwszej drużyny. Stał za bramką i podawał piłkarzom piłki, ale robił to tak, żeby wracały do niego – specjalnie trafiał w słupek lub poprzeczkę. Kopnięcie prawdziwej futbolówki było dla ówczesnych chłopaków czymś niezwykłym. Nikogo w okolicy nie było stać na prawdziwą piłkę ze skóry i na co dzień grało się tak zwanymi szmaciankami. Gerard Cieślik nauczył się je doskonale robić. W latach dziewięćdziesiątych szył nawet specjalne piłki-szmacianki, które były nagrodą redakcji sportowej Radia Katowice przyznawaną za największy piłkarski blamaż roku.
Dzieje rodziny Cieślików to przykład zawirowanych i skomplikowanych losów Ślązaków żyjących w XX wieku. Ojciec Antoni – powstaniec śląski, po plebiscycie zamieszkał po polskiej stronie granicy – zginął w 1939 roku pod Olkuszem podczas niemieckiego bombardowania. Młody Gerard musiał więc wstawać codziennie o czwartej rano i żeby zarobić na życie pracował w piekarni, a dopiero potem szedł do szkoły.

Kiedy wybuchła wojna Niemcy zlikwidowali Ruch, bo za bardzo im się kojarzył z polskością. Cieślik trafił więc do trampkarzy w Bismarckhütter Sport Vereinigung. Jako nastolatek zdążył nawet zadebiutować w pierwszej drużynie tego klubu.

Gdy do Śląska zbliżał się front wschodni Niemcy wcielali do wojska każdego. Do Wehrmachtu trafił nie tylko starszy brat Jerzy, który z wojny nie wrócił. Gerard też dostał wezwanie do Wehrmachtu i dotarł do jednostki stacjonującej w Danii. Ostatecznie znalazł się w radzieckim obozie jenieckim w Brandenburgu nad Hawelą, razem z innym sławnym śląskim piłkarzem i trenerem Teodorem Wieczorkiem, który znał język rosyjski, więc Sowieci traktowali go dobrze. Dlatego też został wysłuchany gdy wstawił się za Cieślikiem, aby nie został wywieziony do łagru. Po wojnie obaj wrócili na Śląsk i przyjaźnili się przez całe życie, choć jeden grał w Ruchu, a drugi w rywalu zza miedzy – AKS-ie Chorzów.

Fot. Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie

Piłkarskie marzenia Gerarda Cieślika (na zdjęciu drugi od prawej w dolnym rzędzie) zaczęły się spełniać na początku lat pięćdziesiątych, gdy trzy razy z rzędu zdobył z Ruchem mistrzostwo Polski, sięgnął po Puchar Polski i był podstawowym zawodnikiem reprezentacji, w której w sumie rozegrał 45 spotkań i strzelił 27 goli. Piłkarze nie byli wtedy jeszcze fałszywymi amatorami, jak w późniejszych dekadach PRL, ale naprawdę pracowali. Cieślik był tokarzem w Hucie Batory, z czasem został majstrem. Karierę piłkarską zakończył w 1959 roku jako 32-latek. Wielokrotnie żałował później, że zrobił to tak wcześnie i nie pograł parę lat dłużej.

Po zejściu z boiska został trenerem, ale jako szkoleniowiec nie osiągnął sukcesów. Pracował w kilku mniejszych śląskich klubach, króciutko prowadził też zespół Ruchu. W latach dziewięćdziesiątych nadal pracował na Cichej, ale jako... pomocnik magazyniera.

Gdy prezesem klubu został Krystian Rogala, Cieślik został członkiem zarządu, a z czasem – prezesem honorowym. Rogala wiedział, że nazwisko legendarnego piłkarza może przynieść klubowi wiele korzyści i zabierał dawną gwiazdę na rozmowy ze sponsorami. To był dobry pomysł, bo biznesmeni lubili z nim gawędzić, a umowy sponsorskie podpisywali w kilka minut, bo „tak im się miło rozmawiało”.

POSŁUCHAJ - Gerarda Cieślika

– Jak umrę, nie kładźcie mnie do trumny w ancugu (garniturze), ino w owerolu (dresie) – mówił Gerard Cieślik najbliższym niedługo przed śmiercią.

Zmarł 3 listopada 2013 roku. Spoczywa na chorzowskim cmentarzu w dzielnicy Batory, przy ulicy Granicznej.