Śląski ZPN

Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Kapitan mistrzów olimpijskich

27/03/2020 09:33
Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Kapitan mistrzów olimpijskich Archiwum Górnika Zabrze

W pierwszym rozdziale Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej, prezentującym "Mistrzowskie wspomnienia", przedstawiamy sylwetki ikon klubów, które sięgnęły po najcenniejsze krajowe trofeum. Dziś czas na Włodzimierza Lubańskiego - Kapitana mistrzów olimpijskich!


W historii polskiej piłki tylko jeden zawodnik poprowadził drużynę narodową do zwycięstwa na Igrzyskach Olimpijskich. Złoto wywalczone w 1972 roku w Monachium dla Włodzimierza Lubańskiego było przedwczesnym ukoronowaniem niezwykłej kariery.

Fot. Łączy nas Piłka

Z piłką potrafił zrobić wszystko, a życiowa i boiskowa inteligencja oraz skromność sprawiła, że stał się legendą.

- Włodek już w wieku 15 lat był fenomenem. - Spotkaliśmy się w 1962 roku na centralnym zgrupowaniu juniorów w Warszawie - wspominał mistrz olimpijski Zygmunt Anczok. - 120 wyselekcjonowanych chłopaków zjechało wtedy na Bielany. A raczej należałoby powiedzieć, że było nas 119 i Lubański. Szczęki nam wszystkim opadły, jak zobaczyliśmy, co on wyprawia z piłką. Przerastał nas o kilka klas!

Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Sośnicy Gliwice, której prezesem był jego ojciec Władysław Lubański. Jako 11-latek w 1958 roku trafił do GKS-u Gliwice, a w 1963 roku na 12 lat przeprowadził się na stadion przy ulicy Roosevelta, choć tego samego dnia po reprezentanta Polski juniorów zgłosiły się trzy kluby: Górnik Zabrze, Polonia Bytom i Zagłębie Sosnowiec. - To autentyczna historia - potwierdził Włodzimierz Lubański. - Akurat tak się złożyło, że działacze tych klubów przyjechali jednego dnia. Odwiedzili nas w domu w Sośnicy, a rozmowy prowadził mój ojciec. Górnik był jednak najbliższy... mojemu sercu.

W Zabrzu 16-latek błyskawicznie wskoczył do pierwszego składu drużyny naszpikowanej reprezentantami Polski! - Wystarczyły jedne zajęcia i już wiedzieliśmy, że to wybitny zawodnik - powiedział ówczesny kapitan zabrzan Stanisław Oślizło. - Ćwiczyliśmy w parze z Włodkiem, ja obronę, on atak. Przy nim zrozumiałem, że muszę szybko biegać do tyłu, bo przy napastniku tej klasy nie wolno tracić piłki z oczu. Pamiętam, że po tym treningu siedzieliśmy zamyśleni w szatni, by nagle zgodnie krzyknąć, że Włodek musi zagrać w najbliższym spotkaniu. Ale najważniejsze było to, że nie zmienił się jako człowiek. Na pierwszym tournee w Ameryce, gdzie Polonusi na spotkaniach byli dla niego bardzo hojni, wrócił do hotelowego pokoju, w którym spaliśmy i wyrzucił z kieszeni zegarki, złote łańcuszki, czy bransoletki. "I co ja mam z tym zrobić?!" - zapytał. A gdy mu powiedziałem, że na pewno to wszystko mu się przyda, to on zaprotestował i zaczął snuć plany, jak rozdzieli te dary między najbliższych.

Błyskawicznie trafił także do reprezentacji Polski i mając 16 lat i 188 dni, 4 września 1963 roku, został najmłodszym debiutantem występując w meczu z Norwegią oraz strzelił swojego pierwszego gola jako najmłodszy zdobywca bramki w drużynie narodowej. Niebawem zadebiutował też w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych, w rywalizacji z Austrią Wiedeń.

- Dzięki atmosferze w jakiej wyrósł w domu stał się dżentelmenem na boisku - stwierdził Prezes Honorowy Górnika Zabrze Zygfryd Wawrzynek. - Z szacunkiem odnosił się do innych. Nie robił na murawie teatru, nawet gdy był faulowany i krzywdzony. Przy tym był honorowy. Gdy zdał na politechnikę, ale nie miał czasu na studia, prezes zdecydował, że profesorowie będą przyjeżdżali na stadion i tam będą egzaminy. I profesorowie faktycznie pojawiali się na Górniku, ale trwało to krótko, bo Włodek powiedział, że tak nie wypada.

Na krajowych boiskach był nie do zatrzymania. Zdobył 7 tytułów mistrza Polski, 6 razy sięgnął po Puchar Polski i 4 razy zakładał koronę króla strzelców polskiej ekstraklasy. A po niezapomnianych bojach półfinałowych z AS Roma w Pucharze Europy Zdobywców Pucharów w 1970 roku Real Madryt oferował milion dolarów za najlepszego strzelca tych rozgrywek.

- W tym przypadku nie będę ukrywał, że trochę mi żal - zaznaczył Włodzimierz Lubański. - Przejście do takiego klubu oznaczałoby, że wszedłbym na najwyższy poziom, otworzyłyby się inne możliwości. Szkoda... Sprawa transferu pojawiła się przy okazji mojego występu w meczu reprezentacji Europy z Ameryką Południową. Grałem wówczas z dwoma zawodnikami Realu, Amancio i Velazquezem. Oni sprawili, że wysłannicy madryckiego klubu przyjechali do Polski. Ale to były inne czasy. Dopiero po 30 urodzinach zawodnicy mogli wówczas wyjeżdżać do zagranicznych klubów. A decyzje były podejmowane wyżej, w tym przypadku słyszałem, że nawet w Komitecie Centralnym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Fot. Archiwum Górnika Zabrze

- Jednak najgorsze, co go spotkało, to ta fatalna kontuzja kolana 6 czerwca 1973 roku podczas meczu z Anglią w Chorzowie - wspominał Henryk Loska kierownik sekcji piłki nożnej wielkiego Górnika, a następnie działacz PZPN. - Gdyby nie to, Włodek zostałby największą światową gwiazdą. A tak pozostał mu "tylko" wyjazd do Lokeren. Przed kontuzją Lubański był piłkarzem wielkiego formatu, a po kontuzji i kilkunastomiesięcznym leczeniu ciągle potrafił być genialny. Jednak ta długa walka o powrót na boisko wiele go kosztowała. Siłą Lubańskiego było to, że potrafił poświęcić najlepszy czas swojego życia dla piłki. Oparł się pokusom, prowadził sportowy tryb życia i został legendą. Miał szczęście, że trafił do wielkiego Górnika, ale Górnik miał jeszcze większe szczęście, że pozyskał tak wielkiego piłkarza.

Łącznie w ekstraklasie Włodzimierz Lubański rozegrał 235 meczów, w których strzelił 155 goli, a we wszystkich rozgrywkach w barwach Górnika Zabrze wystąpił w 315 spotkaniach, zdobywając 228 bramek. Na szczyt międzynarodowej kariery wspiął się w 1972 roku.

- Pamiętam z tych igrzysk nie tylko finał wygrany 2:1 z Węgrami, ale też inne spotkania - zaznaczył Włodzimierz Lubański. - Wygrana 2:1 z NRD, tak samo jak remis z Duńczykami to były boje. Z Ghaną choć wygraliśmy 4:0, a ja otworzyłem listę strzelców też nie było łatwo. Jednak zdecydowanie najtrudniejszy był mecz z Rosjanami. To spotkanie decydowało przecież o tym, czy w ogóle będziemy mieli medal. Związek Radziecki absolutnie wydawał się być poza zasięgiem. Teoretycznie oczywiście. Wyszliśmy z pełnym zaangażowaniem na boisko. Chcieliśmy osiągnąć sukces i nam się to udało, ale otoczka tego meczu była szczególna. Przecież w przeddzień meczu doszło w wiosce olimpijskiej do zamachu w efekcie, którego zginęło 11 izraelskich sportowców i trenerów. Słyszeliśmy strzały, jakieś odgłosy. Oczywiście w tamtej sytuacji nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że dochodzi do zamachu. Rano, gdy zobaczyliśmy przed naszymi apartamentami uzbrojonych policjantów czy wojskowych to zorientowaliśmy się, że stało się coś poważnego. Rano zostaliśmy poinformowani przez naszych działaczy, że doszło do zamachu, a sytuacja jest bardzo niebezpieczna i nie wiadomo czy igrzyska będą kontynuowane. A my mieliśmy na drugi dzień grać mecz z ZSRR i przygotowywaliśmy się do niego. Sytuacja tej niepewności, czy będziemy grali, czy nie będziemy grali, też była nieprzyjemna dla nas. Skończyło się na szczęście na tym, że igrzyska były kontynuowane, a my choć długo przegrywaliśmy z Rosjanami, popisaliśmy się skutecznym finiszem i po golu Zygfryda Szołtysika w 87 minucie wygraliśmy 2:1.

Fot. Łączy nas Piłka

Międzynarodowe sukcesy przyniosły europejskie wyróżnienia, z których najbardziej prestiżowe było 7 miejsce w rankingu najlepszych piłkarzy Starego Kontynentu francuskiego czasopisma "France Football". Kontuzja przerwała jednak ten marsz w górę, a zagranicę Włodzimierz Lubański wyjechał w 1975 roku i z Lokeren zdobył wicemistrzostwo oraz doszedł do finału Pucharu Belgii, a także doprowadził zespół do ćwierćfinału Pucharu UEFA. Rozegrał w tym klubie 196 meczów ligowych i zdobył 82 bramki. Wziął także udział w mistrzostwach świata w 1978 roku, w którym został wyróżniony nagrodą Fair Play przyznawaną przez UNESCO, za honorowe zachowanie na boisku. Żeby nie narazić rywala na kontuzję, w sytuacji, w której mógł zdobyć gola, przeskoczył nad bramkarzem reprezentacji Danii, rzucającym się mu pod nogi.

Ostatecznie zszedł z murawy w 1986 roku, mając 39 lat. W reprezentacji Polski rozegrał 75 spotkań i strzelił 48 goli. Te osiągnięcia sprawiły, że w 2003 roku został wybrany najlepszym polskim piłkarza 50-lecia UEFA, a w 2019 roku znalazł się w "Jedenastce 100-lecia PZPN". Po zawieszeniu butów na kołku pracował jako trener w Belgii, gdzie nadal mieszka. Był także menedżerem, a kibicom dał się poznać również jako telewizyjny współkomentator meczów reprezentacji Polski.

W uznaniu zasług dla zabrzańskiego klubu został Honorowym Ambasadorem Górnika, a także Honorowym Obywatelem Zabrza.