Śląski ZPN

Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Rozbudzona nadzieja Piasta

11/04/2020 08:57

W trzecim rozdziale Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - zatytułowanym "Na europejskim szlaku" - prezentujemy niezapomniane chwile oraz sylwetki bohaterów rozgrywek o europejskie puchary. Dzisiaj czas na przypomnienie występów Piasta Gliwice i rozbudzonej nadziei.


Ta historia jest świeża. Piast Gliwice trzykrotnie wystąpił w europejskich pucharach i za każdym razem potykał się na pierwszej przeszkodzie.

W 2013 roku rywalem był Karabach Agdam. Spotkanie rozegrano w Baku, na wielkim stadionie im. Tofika Bachramowa – słynnego azerskiego sędziego, który był liniowym w trakcie finału mistrzostw świata w 1966 roku i za jego sprawą została uznana kontrowersyjna bramka dla Anglików. Mecz rozpoczął się świetnie, piękną bramkę głową zdobył Marcin Robak. Po przerwie gole strzelali jednak Brazylijczycy w azerskich barwach i spotkanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 2:1. W rewanżu do pewnego momentu było odwrotnie. Holender Leroy George wyprowadził gości na prowadzenie. Gliwiczanie szybko odpowiedzieli golami Marcina Matrasa i Marcina Robaka.

Sędzia zarządził dogrywkę, a w niej bramkę strzelił rezerwowy napastnik gości Kongijczyk o dźwięcznym nazwisku Kapolongo. Piast odpadł przez słabą skuteczność.

W 2016 roku rywalem gliwiczan był renomowany IFK Göteborg. Tym razem nie udało się zdobyć nawet bramki. W pierwszym meczu Piast przegrał u siebie ze Szwedami, a dzień po klęsce 0:3 odszedł trener Radoslav Latal. Czeski trener prosił o wzmocnienia, ale ich nie dostał więc zrezygnował z pracy. Jego następca, Jiri Necek uznał, że pucharowych strat nie uda się odrobić i trzeba skupić się na lidze. Dlatego na rewanż do Szwecji nie poleciało czterech ważnych dla Piasta piłkarzy: Hebert, Marcin Pietrowski, Patrik Mraz i Sasa Zivec. Gliwiczanie mieli się jedynie pożegnać z pucharową rywalizacją bez większego wstydu i udało się. Mecz w Szwecji zakończył się remisem 0:0.

Za trzecim razem międzynarodowa rywalizacja Piasta rozpoczęła się na wyższym pułapie. Po zdobyciu mistrzowskiego tytułu w 2019 roku podopieczni Waldemara Fornalika zadebiutowali w UEFA Champions League. W rundzie wstępnej trafili na białoruski klub BATE Borysów. Gliwiczanie rozpoczęli rywalizację od wyjazdu do Borysowa, gdzie rozbudzili nadzieję na awans. Co prawda rywale, mający za sobą pięciokrotny udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów, występowali w roli faworyta, ale to debiutant dominował na murawie. W pierwszej połowie zawodnicy Piasta oddali pięć celnych strzałów, a gospodarze ani jednego! A najważniejsze, że po jednym z odważnych ataków, w 36 minucie gry po strzale Jorge Felixa, Piotr Parzyszek wykonał skuteczną dobitkę główkując do pustej bramki. Wprawdzie po przerwie obraz gry uległ zmianie, a przeciwnicy w 65 minucie wyrównali, ale remis 1:1 i tak sprawiał, że przed rewanżem II runda kwalifikacji Ligi Mistrzów była już znacznie bardziej realna niż przedstartowe marzenia.

W dodatku w Gliwicach też wszystko układało się po myśli mistrza Polski. W 21 minucie spotkania na Stadionie Miejskim im. Piotra Wieczorka Joel Valencia dośrodkował piłkę w pole karne, a Jakub Czerwiński główkując z 6 metra zapewnił gospodarzom prowadzenie. Korzystny wynik utrzymał się do 82 minuty gry, a to co wydarzyło się później mogło się przyśnić tylko w najgorszych kibicowskich koszmarach. Faul popełniony przez bramkarza Frantiszka Placha został przez Białorusinów zamieniony na wyrównujący gol, a gdy kibice myśleli o dogrywce, goście zadali drugi cios. W 87 minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, główka z najbliższej odległości sprawiła, że gliwiczanie musieli przełknąć gorycz porażki 1:2 oraz pożegnać się z premią 380 tysięcy EURO gwarantowaną przez UEFA za awans do II rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów.

– Piłka nożna to gra błędów, a sztuką jest wykorzystać potknięcia rywala. Piłkarze BATE pokazali, jakie mają doświadczenie, udało im się w końcówce skorzystać z naszych pomyłek i zdobyć bardzo szybko dwie bramki na wagę awansu – podsumował grę Piasta Jakub Czerwiński.

To jednak nie był koniec europejskiej przygody gliwiczan, którzy po pożegnaniu z Ligą Mistrzów mieli jeszcze szansę poprawić międzynarodowy bilans w Lidze Europy. Wprawdzie tym razem zespół Waldemara Fornalika wystąpił w roli faworyta w rywalizacji z drużyną Riga FC, ale koszmar trwał. Nie dość, że w 22 minucie meczu na swoim boisku gliwiczanie sprezentowali gola przeciwnikom, to jeszcze, po bramce Jakuba Czerwińskiego i dwóch trafieniach Jorge Felixa, gdy było już 3:1, sami strzelili sobie kuriozalnego gola w 87 minucie gry. O tym jak istotne znaczenie miał ten gol gliwicki zespół przekonał się w rewanżu. Do 82 minuty utrzymywał się korzystny wynik 1:1, ale niewykorzystane okazje zemściły się na gliwiczanach i akcja gospodarzy, zakończona strzałem z 3 metrów do pustej bramki zamknęła kolejny europejski rozdział w kronikach Piasta.