Śląski ZPN

Marcin Malinowski wprowadza drużynę LKS-u Krzyżanowice w drugie 100-lecie klubu

14/09/2020 15:13

Pod względem występów na najwyższym szczeblu krajowych rozgrywek w Polsce Marcin Malinowski zajmuje drugie miejsce. Przez 18 lat, czyli od debiutu 8 marca 1997 roku aż do 17 kwietnia 2015 roku, zagrał w 458 meczach, a obecnie prowadzi LKS Krzyżanowice, jako grający trener w klasie okręgowej.


- W jaki sposób nagrodzony Złotą Honorową Odznaką Polskiego Związku Piłki Nożnej członek Klubu Wybitnego Piłkarza Śląska znalazł się w LKS Krzyżanowice?

- Jakkolwiek to zabrzmi to powiem, że po znajomości – mówi Marcin Malinowski. - A mówiąc dokładniej dodam, że znajomy z czasów wodzisławskiego grania Mateusz Kuhn, którego rodzina od wielu lat wspiera krzyżanowicki klub, zadzwonił i zaproponował prowadzenie drużyny. Przyjąłem ofertę i jestem zadowolony. Oczywiście, nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej, ale spokojnie, małymi kroczkami idziemy do przodu.

- Miał pan wcześniej jakiś kontakt z klubem, który świętował 100-lecie działalności?

- Nie. Miałem tu okazję przyjeżdżać jako rywal w tych czasach, kiedy już po pożegnaniu z ekstraklasą, grałem w okręgówce, bo chciałem się poruszać. Obiekt nie jest mi więc obcy, ale mogę powiedzieć, że debiutuję w LKS-ie Krzyżanowice. Początek tego sezonu nie był dla klubu zbyt obiecujący i dlatego właśnie pomyślano o mnie. O celu na razie nie mówimy tylko na razie chcemy odrobić te straty punktowe poniesione na starcie, a co będzie później to się okaże. Ta liga jest nieprzewidywalna, bo zespoły są wyrównane i każdy z każdym może wygrać, albo przegrać. Do każdego meczu trzeba więc podchodzić spokojnie i z pełną koncentracją, a na końcu zobaczymy jaki będzie efekt.

- Skąd pochodzą zawodnicy grający w LKS-ie Krzyżanowice?

- Jeżeli powiem, że grają w niej zawodnicy z tego regionu to będzie prawda, bo Wodzisław Śląski jest przecież bardzo blisko, a grupa „przyjezdnych” zawodników dojeżdża właśnie te kilkanaście kilometrów z najbliższej okolicy. Mamy jednak kilku ciekawych juniorów, wychowanków LKS-u Krzyżanowice i też się im bacznie przyglądam, a kilku z nich miało już okazję zadebiutować w pierwszym zespole. Mam nadzieję, że tą drogą pójdą kolejni wychowankowie, ale wszystko zależy od nich. Jeżeli będą trenować i słuchać wskazówek to w niedalekim czasie, mam nadzieję, kilku z nich może się stać podstawowymi zawodnikami.

- Jak zawodnicy zareagowali na pojawienie się w szatni Marcina Malinowskiego?

- Z wieloma zawodnikami tego klubu miałem wcześniej kontakt... towarzyski. Znaliśmy się i nie byłem dla nich obcy, ale – nieskromnie powiem – magia „Maliny” z ekstraklasy, zrobiła swoje. Ja staram się jednak podchodzić do swoich obowiązków spokojnie i nie wywyższać się. Zdaję sobie sprawę z tego, że to są ludzie, którzy przychodzą na treningi i mecze po pracy. Amatorzy, albo raczej pasjonaci, ograni już i ich doświadczenie połączone z młodością, może dać fajne efekty. Ja chcę im przekazać swoje doświadczenie stricte boiskowe, bo na tym bazuję. Jako trener raczkuję i chciałbym się rozwijać, a to znaczy, że obojętnie na jakim szczeblu trzeba się przykładać do swoich obowiązków. Życie trenera, czy to pracującego z młodzieżą, czy w I lidze, czy w klasie okręgowej, jest nieprzewidywalne. Dlatego staram się skupiać na tym, żeby drużyna dobrze operowała piłką. To jest dla mnie ważne, a jednocześnie wymaga czasu. Pewnych spraw nie da się zrobić w tydzień czy miesiąc więc jestem świadomy tego, że to musi być proces. A ponieważ propozycja z LKS Krzyżanowice spadła na mnie jak grom z jasnego nieba i z dnia na dzień podjąłem decyzję muszę do wszystkiego podchodzić spokojnie. Wszedłem w nowe otoczenie, w inną grupę ludzi i wierzę, że to wszystko uda się pospinać i zrobić coś co zostanie zapisane w nowym 100-leciu krzyżanowickiego klubu.