Śląski ZPN

Myszkowianie schodzili z boiska z podniesionymi głowami

10/06/2021 16:42

MKS Myszków do ostatniej akcji w meczu półfinałowym Pucharu Polski na szczeblu Śląskiego Związku Piłki Nożnej godnie bronił honoru zespołów z niższej niż III liga.


Plasujący się na 6 miejscu w rozgrywkach Zina IV liga - Grupa I podopieczni Marcina Domagały odważnie "gonili wynik" w środowej konfrontacji z Rekordem Bielsko-Biała i choć w ostatniej akcji stracili gola pieczętującego ich porażkę 1:3 to jednak schodzili z boiska z podniesionymi głowami, a kibice żegnali ich gorącymi brawami.

- W końcówce to było "szaleństwo" - mówi Marcin Domagała. - Poszliśmy do przodu i już nie myśleliśmy o bronieniu, bo nie było czego bronić. Przegrywaliśmy przecież 1:2 i choć ostatecznie nadzialiśmy się na kontrę w ostatniej akcji meczu, to wcześniej mieliśmy dwie okazje na doprowadzenie do wyrównania i powalczenia o zwycięstwo w karnych. Nie taki jednak był plan na ten mecz. Przede wszystkim chcieliśmy grać bardziej konsekwentnie w obronie i do momentu straty gola z rzutu karnego tuż przed końcem pierwszej połowy ten swój plan realizowaliśmy. Bramka do szatni sprawiła, że plan się nam trochę posypał i widać było, że morale siadło. W drugiej połowie widziałem już zespół w sensie biegania. Chciałem to zmienić, wprowadzając świeże siły, ale tak się złożyło, że tuż przed naszymi roszadami Rekord strzelił drugiego gola i znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Mimo to nowi zawodnicy wnieśli ożywienie i znowu zagraliśmy dobrze, a te ostatnie 20 minut spowodowały, że przeciwnik poczuł nasz oddech na plecach. Strzeliliśmy kontaktowego gola i byliśmy groźni. Taki nasz zespół, pod względem charakteru, chciałbym oglądać zawsze, ale tym razem to nie wystarczyło na pokonanie przeciwnika.

- Jak pan oceni waszą wiosenną pucharową drogę?

- Ta pucharowa droga, na której prowadziłem drużynę od finałowego zwycięstwa z LKS-em Kamienica Polska w finale na szczeblu Podokręgu Częstochowa, doprowadziła nas daleko. Doszliśmy przecież do półfinału, w którym byliśmy obok trzech III-ligowców jedynym przedstawicielem niższej klasy i z tego powodu na pewno możemy być zadowoleni, ale skoro byliśmy tak blisko finału to myśleliśmy o tym, żeby zagrać o pełną pulę i nie ukrywam, że czujemy lekki niedosyt. Przeciwnik, choć oczywiście trzeba mu oddać, że to klasowy rywal, był tego dnia w naszym zasięgu co pokazała końcówka meczu. Gdy uwierzyliśmy, że jesteśmy w stanie grać w piłkę to dotrzymywaliśmy kroku zawodnikom Rekordu i szkoda, że nie udokumentowaliśmy tego drugim golem.

- Jakie są największe plusy tych pucharowych występów?

- Graliśmy częściej w piłkę. Kończymy siódmy tydzień gry środa-sobota. W ciągu swojego i grania, i trenowania nigdy nie miałem takiej serii. Od 24 kwietnia do 12 czerwca, bo czeka nas jeszcze ostatni mecz w IV lidze z Szombierkami w Bytomiu, czyli w ciągu 50 dni mieliśmy w terminarzu 15 spotkań. To też miało wpływ na to, że w meczu z Rekordem były momenty, w których nie dobiegaliśmy do przeciwnika, ale generalnie podsumowując ten cały okres mogę powiedzieć, że była to fajna piłkarska przygoda, którą będziemy miło wspominać. Zakończyliśmy ją nie dając plamy z silnym, dobrze zorganizowanym rywalem więc mogę pochwalić zespół za to, że walczył do końca.

Dodajmy jeszcze, że w 17 wiosennych meczach, w których MKS prowadził Marcin Domagała, myszkowianie, przegrali tylko z mistrzem I Grupy IV ligi Rakowem II Częstochowa i z III-ligowym Rekordem Bielsko-Biała. W pozostałych spotkaniach 11 razy odnieśli zwycięstwo i 4-krotnie zremisowali. Nic więc dziwnego, że kibice w Myszkowie, żałują że w sobotę tak udana runda dobiegnie końca i już czekają na następny sezon wiele sobie po nim obiecując.