Śląski ZPN

Dwa Ruchy Wojciecha Myszora

15/06/2021 14:29

Wśród sporej grupy zawodników łączących Ruch Chorzów z Ruchem Radzionków jest Wojciech Myszor.


- Za "bajtla" kibicowałem Ruchowi Chorzów - mówi 49-letni bojszowianin Wojciech Myszor, ciągle zgłoszony do rozgrywek w klasie okręgowej jako zawodnik GTS-u Bojszowy. - Kiedy więc już jako 23-letni zawodnik III-ligowego Górnika Lędziny pojechałem na testy na stadion przy ulicy Cichej byłem tak szczęśliwy z tego powodu, że świętej pamięci Jerzy Wyrobek chce mnie zobaczyć w akcji, że się zgubiłem. To znaczy na grze kontrolnej wypadłem całkiem dobrze, ale gdy już po wyjściu z szatni zostałem sam to nie wiedziałem, do których drzwi mam wejść na rozmowę o tym co będzie ze mną dalej i... pojechałem do domu. Dopiero po latach dowiedziałem się, że nawet zawodnicy, którzy wtedy grali w Ruchu i wywalczyli awans do ekstraklasy oraz zdobyli Puchar Polski byli zaskoczeni, że nie zostałem zawodnikiem tamtej drużyny.

Rok później Wojciech Myszor trafił za to do Ruchu Radzionków.

- Cidry to był taki rodzinny klub, że... nie było się gdzie zgubić, bo wszystkie drzwi były szeroko otwarte - dodaje Wojciech Myszor. - Od razu zostałem zaakceptowany. Od razu też trafiłem na pamiętny mecz z Ruchem Chorzów, z którym zagraliśmy w 1/8 Pucharu Polski. Na naszym stadionie, na który przyjechało 4 tysiące kibiców niebieskich, wygraliśmy 2:1, bo na gola Marka Wleciałowskiego odpowiedzieliśmy trafieniami Romka Cegiełki i Damiana Galei. Tak awansowaliśmy do ćwierćfinału, w którym po meczu zakończonym remisem 1:1 Górnik Zabrze 7:6 wygrał z nami w karnych. Na zakończenie tego pierwszego sezonu cieszyłem się jednak z awansu do ekstraklasy, w której graliśmy trzy sezony. Jako "radzionkowianin" wróciłem więc na stadion w Chorzowie i zagrałem przeciwko niebieskim, którzy jesienią w 1998 roku u siebie wygrali 1:0 po golu Mariusza Śrutwy w końcówce, ale w rewanżu wiosną 1999 roku to my wygraliśmy u nas 1:0 po karnym, wykorzystanym przez Mariana Janoszkę.

W sumie Wojciech Myszor spędził w Radzionkowie pięć lat i przeszedł do Odry Wodzisław, w której grał jeszcze przez trzy sezony w ekstraklasie, żeby w 2005 roku znaleźć się w Chorzowie.

- Mariusz Śrutwa zadzwonił do mnie i umówiliśmy się na spotkanie w Tychach - wspomina Wojciech Myszor. - Przyjechałem i najpierw przypomniałem mu jak na koniec rundy wiosennej w 2001 roku najpierw sprowokował drugą żółtą kartkę dla mnie, a później strzelając nam dwa gole w ostatnich sekundach spowodował, że przegraliśmy 2:3 i od tego zaczął się nasz "zjazd" z ekstraklasy. Później mówiliśmy już tylko o mojej przeprowadzce i do Ruchu i ucieszyłem się, że będę mógł grać w klubie, któremu kibicowałem jako dziecko. To był taki dar od Boga na zakończenie mojej profesjonalnej kariery, w której obydwa Ruchy odegrały bardzo ważną rolę. Ten radzionkowski otworzył mi drogę do ekstraklasy, w której rozegrałem w sumie 146 spotkań i cieszę się, że moim śladem idzie syn, bo Kuba jeszcze jako 18-latek zaliczył debiut grając w Cracovii. Natomiast ten z Chorzowa "zamknął" moją wyczynową grę. Pozostało mi po niej jednak wiele wspomnień i sporo wyjątkowych znajomych. W Radzionkowie była typowo śląska mieszanka. Radzionkowianie z Marianem "Ecikiem" Janoszką na czele. Chorzowianie z Tomkiem Fornalikiem, Damianem Galeją i Tomkiem Rudkiem. Zabrzanie z Darkiem Klytą, Darkiem Kosełą, Rafałem Jaroszem i Grzegorzem Bonkiem. Katowiczanie z Markiem Szymińskim i Roberem Sierką oraz Andrzej Wróblewski, który przyszedł do nas z Rakowa Częstochowa i Józek Żymańczyk z Odry Opole. Trzymaliśmy się razem i nawet na wczasy jeździliśmy rodzinami dlatego Łukasza Janoszkę pamiętam jako 9-latka biegającego po plaży w Sianożętach, a dzisiaj to już 34-latek, który w ekstraklasie rozegrał ponad 250 spotkań, a w tym sezonie strzelił 11 goli dla Ruchu Chorzów wprowadzając niebieskich do II ligi. Nic więc dziwnego, że mecz finałowy rozgrywek o Puchar 100-lecia wywołuje u mnie - i myślę, że nie tylko u mnie - niezwykłe wspomnienia.